Epitafium dla Jacka Kaczmarskiego

Jacek_Kaczmarski

Tegoroczne wakacje kojarzyć mi się będą z trzema rzeczami. Po pierwsze, z pracą na dwa etaty (regularna praca rano, pomoc w remoncie popołudniu). Po drugie z rzadkimi w Holandii upałami, przez które nocami ciężko było zasnąć a w ciągu dnia – pracować w czymś więcej niż szorty. Po trzecie zaś kojarzyć mi się będą ze swobodnym słuchaniem muzyki, bez wyrzutów sumienia, że zaburza to koncentrację na wyznaczonym zadaniu – wiercenie dziur w ścianach, zrywanie tapet, przycinanie listew nie angażuje części mózgu, które muzyka mogłaby zawłaszczyć. W dodatku hałaśliwa natura pracy sprawiała, że muzyka nijak nie mogłaby się stać przyczyną skarg sąsiadów – mieli lepsze ku temu powody.

Muzyka bywała różna. Czasem szwendałem się na południe od nieba ze Slayerem, czasem ujeżdżałem błyskawice z Metallicą, innym razem tańczyłem moralny taniec ze Strachami na Lachy. Jednak niemal za każdym razem kończyłem na utworach artysty, którego nie sposób pomylić z nikim innym a który przedwcześnie odszedł z tego świata 15 lat temu. Odszedł, ale pozostawił po sobie całą masę utworów, które na pewnym etapie mojego życia dość silnie kształtowały mój światopogląd i również tego lata wiele utworów do mnie „wróciło”. I tym właśnie chciałbym się z Wami podzielić… Zarówno samymi utworami jak i moją na ich temat refleksją, która niekoniecznie pokrywać się będzie z oficjalną wersją, oferowaną przez Jacka Kaczmarskiego.

Historia

PanoramaRacławicka

Jako dziecko uwielbiałem historię. Zawdzięczam to z pewnością doskonałym nauczycielom – zarówno w podstawówce, jak i później, w liceum. Oboje potrafili historię przedstawić jako naukę o człowieku. Jako lekcję dla człowieka współczesnego. Utwory Jacka Kaczmarskiego idą o krok dalej: do tej nauki dodają masę symboli, zamykają fakty w słowach dobranych tak doskonale, że nie wyobrażam sobie, jak można je ulepszyć. Mam oczywiście kilku „faworytów” w tej kategorii…

Zacznijmy od utworu z czasów rozbiorów – było ich kilka a do mnie najbardziej zawsze przemawiał „Krajobraz po uczcie„. Brzmiał mi on w uszach, gdy z Iskierką i Groszkiem oglądaliśmy Panoramę Racławicką. Oto z jednej strony oglądam bohaterstwo, które potomni wspominać będą w chwili zwątpienia, gdy zaborcy dociskać będą śrubę…

„Nie skończyli ostrzyć kos na sztorc stawianych”

A z drugiej piękny opis tego, jak polityka triumfuje nad idealizmem…

„Imperatorowa i państwa ościenne przywrócą spokojność obywatelom naszym. (…) Nieszczęśliwie zdarzona w kraju insurekcja pogrążyła go w chaos oraz stan zniszczenia.”

Kaczmarski sporo miejsca poświęcił też okresowi drugiej wojny światowej. I to począwszy od jej wybuchu. Rozmawialiśmy niedawno o rozpoczęciu tego przerażającego okresu z dziećmi – wiadomo, okrągła rocznica. Nie omieszkałem wspomnieć przy tym o historycznych mapach z czasów mej podstawówki… Z jednej strony „napaść Niemiec” z drugiej… „wkroczenie Związku Radzieckiego”. Pamiętacie? Ja mam nadzieję, że moje dzieci jednak pamiętać będą „Balladę wrześniową„.

„Jak to? To chłopcy Mołotowa i sojusznicy Ribbentropa”.

Nóż wbity w plecy, który chyba nie powinien nikogo dziwić? To co uderza w tym utworze najbardziej to jednak odwrócenie ról. Przez to wymowa jest jeszcze bardziej przygnębiająca…

„Już starty z map wersalski bękart, już wolny Żyd i Białorusin, już nigdy więcej polska ręka ich do niczego nie przymusi”.

W utworze tym Kaczmarski podnosi jeszcze jeden temat, choć tylko delikatnie. „Chrystus z kulą w tyle głowy”. Skojarzenie (nie wiem czy trafne, ale nieodparte mimo wszystko) prowadzi do kolejnego utworu, który zawsze wywołuje u mnie nastrój silnej zadumy. Tak to zwykle bywa, gdy „coś co nie istnieje wciąż o pomstę woła”. Jacek Kaczmarski nawet poruszając temat Katynia potrafi ścisnąć duszę pieśnią tak mocno, że ból staje się nieznośny.

Katyń

„Może wszyscy byli na to samo chorzy, te same nad karkiem okrągłe urazy” – słowa tak absurdalne, że cała dusza krzyczy, że to nie prawda. Ale nie, nie tak nas uczono:

„Oto świat bez śmierci. Świat śmierci bez mordu. Świat mordu bez rozkazu. Rozkazu bez głosu. Świat głosu bez ciała. I ciała bez Boga. Świat Boga bez imienia. Imienia bez losu…”

Kaczmarski w ogóle lubował się w tematach bolesnych i rozkładaniu ich na czynniki pierwsze. Właśnie te jego utwory lubię chyba najbardziej, więc gdy rozmawiam z dziećmi o historii Polski z czasów II wojny światowej lubię też przywołać kolejną z moich ulubionych pieśni: Jałta.

Utwór zdaje się usprawiedliwiać przywódców sojuszniczych krajów. Ale ten pozorny cynizm podszyty jest jednak patriotyzmem i poczuciem krzywdy, które wiązać się będzie już chyba zawsze z tym, czym dla porzuconych przez Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię krajów skutkowały decyzje podjęte w Jałcie…

„Gdy na Zachodzie działa grzmiały transporty ludzi szły na Wschód. Świat wolny święcił potem tryumf, opustoszały nagle fronty. (…) A tam transporty żywych ludzi, a tam obozy długiej śmierci.”

Zakończenie jednak daje do myślenia. Łatwo osądzać z pozycji ofiary, ale pamiętać trzeba, że „mógł mylić się zwiedziony chwilą. Nie był Polakiem, ani Bałtem. Tylko ofiary się nie mylą i tak rozumieć trzeba Jałtę.” Mocne i równie bolesne, co prawdziwe. A może bolesne dlatego, że takie prawdziwe…?

Kolejny utwór „wojenny” Kaczmarski pisał myśląc, że pieśń o tej samej tematyce stworzył Wysocki, którego twórczością Jacek Kaczmarski często się inspirował. Do tego utworu wracam zawsze wtedy, gdy przychodzi rocznica Powstania Warszawskiego. Przypominam dziatwie, że wojna i polityka opiera się o cynizm, nie o bohaterstwo. „Czołg” to bolesna lekcja tego, że ludziom o sercach orlich nie sposób przewidzieć działań tych, w których piersi biją serca szakali. Jak widać nawet bezduszna maszyna buntuje się na to bestialstwo… „w słuchawkach zdjętych hełmofonów krzyk Polaków i nie wiem czemu rzeki tej nie wziąłem z biegu”. Ileż to lat świętowano w Polsce wyzwolenie Warszawy, kiedy to „ruski tank (…) mógł obejrzeć miasto co tak bliskie, bez walki zdobywając gruzy i ruiny”?

Ostatni utwór w tej tematyce (choć to już temat z pogranicza) to „Opowieść pewnego emigranta„. Dla mnie ten utwór sięga głęboko i boleśnie… Na pierwszy rzut oka, nic nadzwyczajnego. Dopiero kontekst nadaje prostym niby słowom przerażających znaczeń… „A potem mnie – lojalnego komunistę – przekwalifikowali na manikiurzystę.” Bezpiecznie, troszkę może niemęsko… prawda? Niezupełnie…

„Ja kocham Mozarta, Bóg – to dla mnie Bach, a tam, gdzie pracowałem – tylko krew i strach. Spałem dobrze – przez ścianę słysząc ludzkie krzyki, a usnąć nie mogłem przy dźwiękach muzyki.”

Nie chodzi tu więc bynajmniej o pielęgnację paznokci… Widać też, jak czasem podążanie ślepo za ideami, bez kwestionowania czynów w imię tych ideałów popełnianych, może nam odebrać spokojny sen i zasiać wątpliwości:

„Jak ja powiem Jehowie – za mną, Jahwe, stań, z tą Polską związanym pępowiną hańb!”

Biblia

Jacek Kaczmarski nigdy nie krył się ze swym stosunkiem do religii. Nie przeszkadzało mu to jednak w czerpaniu inspiracji z historii biblijnych. Tu również mam kilku faworytów.

Zacznijmy od Hioba. Dla mnie piękny pokaz tego, jak opowieść znana doskonale staje się bardziej namacalna, prawdziwsza, bardziej ludzka. Patrzymy na Hioba oczami najeźdźców, którzy nie mogą pojąć, jak można chwalić Boga w takiej rozpaczy:

„Nie znał chyba ten człowiek łaski swego Boga, lecz wielbił go nadal choć nieludzkim głosem. Staliśmy milcząc, dobić ktoś go chciał z litości. Ale stracił śmiałość wobec takiej wiary.”

1102016026_univ_lsr_xl

I Hiob, który wbrew logice, wbrew naturze ludzkiej krzyczy „Dzięki Ci Boże – stworzyłeś najpiękniejszy ze światów”. Świadectwo. To jedna lekcja jaką zapamiętam do końca życia z religii, którą dano mi gdy już byłem dorosły: aby zostać chrześcijaninem, trzeba chrześcijanina spotkać.

Drugi obraz to kolejny dowód na przewrotną naturę Jacka Kaczmarskiego. „Kara Barabasza” opowiada historię łotra, który uniknął śmierci kosztem Jezusa. Jest więc to historia niejako obok biblii. Radość, „jest na tym świecie sprawiedliwość”. Barabasz świętujący życie, z którym się już pożegnał. Tylko zakończenie, gdzie Barabasz znów płacze…

Oprócz pieśni nawiązujących do biblii stworzył też Kaczmarski cały album kolęd. Ale to nie kolędy jakie znamy z Pasterek. Wśród nich – moje ulubione.

Scena to dziwna” to kolęda, która nie pozwala nam zapomnieć o tym, po co Jezus przyszedł na świat. To częste, że w Boże Narodzenie radujemy się dzieciątkiem, troszkę trywializując i „oswajając” Zbawiciela. Jacek Kaczmarski jednak nie pozwala nam dryfować w stronę infantylnych skojarzeń. „Matka szczęśliwa nóżki obmywa na najtrudniejszą z dróg, zanim w rozpaczy przyjdzie zobaczyć krew z przebijanych nóg. Ciałko spłakane wycierane sianem w słodkim zapachu łąk, zanim na wzgórzu w skwarze i kurzu przytkną gwoździe do rąk.”. To właśnie takie podejście do religii sprawia, że w Boże Narodzenie chętnie sięgam po Pasję.

Szukamy stajenki” dla odmiany to zachęta, by dostrzegać to co boskie w tym, co pozornie boskości pozbawione. By patrząc w górę nie przeoczyć tego, co pod naszymi stopami… „Nie tam odkupienie, gdzie meteor świeci nad pochylonymi głowami w koronach, lecz w każdym z nowonarodzonych dzieci nim w mroku pożyje i bez krzyża skona…”. Jest Iskierka, jest Groszek, jest Okruszek. Moich osobistych trzech króli.

Malarstwo

Jacek Kaczmarski chętnie sięgał po obrazy, by pisać o sprawach uniwersalnych czy wręcz współczesnych. Część obrazów nawiązuje do historii, inne do biblii. Jak choćby „Arka Noego„. Dla mnie ten utwór to przede wszystkim zachęta, by wierzyć własnym przeczuciom i nie dać się uciszyć głosami, że „jakoś to będzie”, i „wszystko będzie dobrze”. Nie ukrywam swoich obaw: przeraża mnie świat pełen manipulacji, pełen odbierającej wolność i stymulującej emocjonalnych inwalidów politycznej poprawności, więc o tym mówię (jeszcze do tego wrócę Winking smile ). „Muszę taką łódź zbudować by w niej całe życie zmieścić”.

ArkaNoego

Dalej „Krzyk” – obraz który dane mi było zobaczyć na żywo całkiem niedawno. Utwór o szaleństwie – ale czy na pewno? Dla mnie to swoiste upomnienie, by nie ignorować kogoś, kto wieszczy nadejście katastrofy. Historia zna takie przypadki aż za dobrze. Z drugiej jednak strony czy to powód by popadać w pesymizm i oczekiwać końca świata za każdym zakrętem…?

Wreszcie „Rejtan, czyli raport ambasadora„, czyli wracamy do historii czasów rozbiorów. Dla mnie to kolejny popis jak można o sprawach współczesnych pisać pod płaszczykiem opisów historycznych obrazów… „Zdrajcy! – krzyczano – lecz do kogo, trudno rzec. Polityk przecież nie zna słowa „zdrada”, a politycznych obyczajów trzeba strzec”. Sam pomysł, by scenę opisać z punktu widzenia rosyjskiego ambasadora – majstersztyk. Przez to jeszcze boleśniej bodzie owo „rozgrywka z nimi to nie żadna polityka, to wychowanie dzieci biorąc rzecz en masse„. Boleśnie w punkt.

Filozofia

Najchętniej sięgam jednak po utwory, których nie sposób przypisać do żadnej z powyższych kategorii. To właśnie jeden z takich refleksyjnych utworów, „Nasza klasa”, był zapalnikiem, przez który powstał ten post. Gdy słuchałem go po raz pierwszy wiele lat temu nie sądziłem, że kiedyś będę mógł spojrzeć w lustro i zobaczyć emigranta… Staram się jednak nadal pamiętać, że choć „własne pędy, własne liście, zapuszczamy – każdy sobie”, to jednak gdzieś tam kształtuje nas wspólne przeszłość, że to wciąż „jedno i to samo drzewo”. I nie wstydzę się sentymentalnych wycieczek, kiedy to „przez ramię zerkam, choć nie woła nikt – kolego!”. Kaczmarski dopełnił ten utwór cyniczną „Naszą klasą ’92„, ale w niej nie odnajduję (na szczęście?) się zupełnie… Może nie dość długo żyję na tym łez padole…?

Nie lubię” to kolejny manifest, który chętnie wdziewam. Nie we wszystkim z panem Jackiem się zgadzam, ale z pewnością obiema rękami mogę się podpisać pod dwoma zdaniami. „Nie cierpię poczucia bezradności z jakim zaszczute zwierzę patrzy w lufy strzelb” – prawdziwie, bezradność to jedno z tych uczuć, z którymi kompletnie sobie nie radzę. Drugie zaś to zdecydowanie „Ja nienawidzę siebie kiedy tchórzę, gdy wytłumaczeń dla łajdactw szukam swych” – cóż dodać… Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień. Odwaga, która pozwala wyjść poza strefę komfortu, czasem przegrywa z lenistwem i zachwytem względnie znośnym status quo. Tymi chwilami, gdy „uwierzyliśmy megafonom”, jak w jednym z moich ulubionych utworów Kaczmarskiego, „Poczekalni„.

W poczekalni siedziałem latami. Tuptałem w miejscu, bez studiów, bez prawdziwej pasji, żyjąc od przyjemności do przyjemności. „Po co stać w deszczu na peronie skoro przed nami jeszcze czas?”. Na szczęście Igomama nie wierzyła megafonom i swoją postawą (oraz stawiając kilka ultimatów Winking smile) pchnęła mnie w objęcia PowerShella. Co było dalej już pewnie wiecie. Ale i dziś zdarza mi się spocząć w poczekalni. Wam też? „To nie Wasz pociąg – ogłosiły megafony”? To pamiętajcie, że kiedyś nadejdzie dzień, kiedy głos zniechęcający Was do wyjścia naprzeciw marzeniom zamilknie. Co wtedy? „Wybiegamy na perony lecz na torach leży rdza, semafory hen pod lasem opuszczone. Żaden pociąg nie zabierze już z tej poczekalni nas. Milczą teraz niepotrzebne megafony.” Ilekroć wewnętrzy głos przekonuje mnie, że już dość osiągnąłem, wracam do tego utworu. Pomaga.

Czymże byłby tekst o Kaczmarskim bez „Obławy”? I mój nie będzie inny. Choć dla mnie najgłębiej w duszę wbija się „Obława III„. Czym wolność różni się od niewoli? Czym wilk różni się od królika? Staram się o tym pamiętać ilekroć czuję, że moja opinia może nie być popularna. Gdy mówię ateistom o Bogu, zwolennikom pewnej partii o jej grzeszkach. To wyzwala, to sprawia że „przez zęby mówi: oto jest wilk wolny, kiedy na śniegu ujrzy ślady trojga łap”. Bywam królikiem, bez dwóch zdań (chyba już o tym wspominałem), ale wilczur wciąż we mnie siedzi, choć trójłapy.

Swoją drogą, to Jacek Kaczmarski miał chyba w sobie równie dużo proroka co poety. Przewidział bowiem w kolejnym z utworów, który bliski jest memu sercu, „Testamencie„, co stanie się z jego twórczością. Śpiewał przecież wyraźnie, że „Przeinaczano moje śpiewki by stały się czym nie są”.

Pamiętacie zjazd pewnej partii? Tam to zabrzmiały „Mury„. Oczywiście – nie cały utwór. Całego utworu zaśpiewać nie było można, bo może ktoś ze śpiewających uświadomiłby sobie, że najbardziej pasuje pominięta, trzecia zwrotka. „Ten z nami! Ten przeciw nam! Kto sam ten nasz największy wróg! (…) A mury rosną, rosną, rosną…”. Na szczęście artyści, którzy utwór ten odkurzyli i nadali mu nieco bardziej rokowe brzmienie nie pominęli żadnej ze zwrotek i powiem szczerze – to wykonanie „Murów” przemawia do mnie chyba nawet bardziej niż oryginał (czy też raczej – interpretacja Kaczmarskiego, oryginał to jednak w innym języku był śpiewany).

Wracając jednak do „Testamentu”. Tam też Kaczmarski przewidział, że jego utworami „okładać się będą współcześni”. Słowa istotnie prorocze. A ja dokładam dziś swoją cegiełkę. Winking smile

I tym akcentem zakończę to epitafium. Nijak nie dorasta ono do pięt zwięzłości i wymowie Epitafiów samego Mistrza: dla Wysockiego, Sowizdrzała. Ale też poeta ze mnie żaden, a i prozaik marny. Za to fan twórczości Kaczmarskiego chyba dożywotnio. A i Wam szczerze polecam. Jest tych utworów tak wiele, że jestem niemal pewien – każdy znajdzie wśród nich coś dla siebie.

x-default

Ten wpis został opublikowany w kategorii wiatrakowa codzienność i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

8 odpowiedzi na „Epitafium dla Jacka Kaczmarskiego

  1. jotka pisze:

    Zapewniam Cię, że kwalifikacje na prozaika, a nawet poetę masz , czytało się z zapartym tchem, a powiązania i przykłady świetne.
    Historię też lubiłam, najnowsza może najmniej. Podziwiam malarstwo wielu twórców nawiązujących do dziejów czy religii. Nie trzeba byc wierzącym czy pilnym z historii uczniem, by czerpać inspiracje z historii, religii czy filozofii.
    Legendy umierają młodo, ale może tym bardziej ceni się ich dzieła…

    Polubione przez 2 ludzi

    • igotata pisze:

      Bardzo dziękuję za przemiły komentarz. 🙂 Wydaje mi się, że chyba lepiej żyć krótko i wiecznie jednocześnie (przez ślad pozostawiony na ziemi) niż latami wegetować. Jedyna rzecz, której zawsze będę żałował: czekałem „w poczekalni” i nigdy nie wybrałem się na koncert Kaczmarskiego, czy też całego tria (z Gintrowskim i Łapińskim).

      Polubienie

      • jotka pisze:

        Ba! ilu rzeczy podobnych żałujemy w życiu, potwierdza sie zasada, by niczego nie odkładać na później, ale to wiemy….później!
        Z pisaniem dobraliście sie z Igomamą jak w korcu maku, zresztą w innych sferach pewnie też 😉

        Polubione przez 2 ludzi

        • igotata pisze:

          Czas to zasób nieodnawialny (przynajmniej w ramach więzów narzuconych nam przez rzeczywistość) więc na ogół to kwestia wyboru… Prawidłowej oceny, co faktycznie jest ważne. W świecie, gdzie wszystko domaga się naszej uwagi łatwiej jest dokonać złego wyboru. Życzę i Tobie i nam jak najwięcej dobrych decyzji i jak najmniej takich spóźnionych refleksji! 😉

          Polubienie

  2. Morgana pisze:

    Widać, że jesteś Igotato wiernym fanem 😀
    Legenda muzyki, ale nie zapomniana!
    Piękna lekcja historii dla mnie, bo nie byłam jej miłośniczką w szkole.
    Wina nietrafionych nauczycieli, nie umieli przekazać wiedzy, odpytywali z książki.
    Pozdrawiam gorąco całą Waszą Rodzinkę🙋❤️🌞

    Polubione przez 2 ludzi

    • igotata pisze:

      Dziękuję za wizytę i pozdrowienia. 🙂 Tak to już jest, że jeśli sami nie nosimy w sobie pasji do jakiegoś przedmiotu(w moim przypadku była to głównie matematyka), to wiele zależeć będzie od osób, które ten temat będą nam przekazywać. Mam nadzieję, że Iskierkę, Groszka i Okruszka również uda nam się „zarazić” miłością do polskiej historii – tym bardziej, że w tutejszej szkole raczej nie będzie im dane jej poznać…

      Polubienie

  3. Iwona Zmyslona pisze:

    Nie znam twórczości tego barda, ale Twój post wyśmienity zarówno pod względem historycznym jak i znajomości sztuki. Pozdrawiam.

    Polubione przez 1 osoba

    • igotata pisze:

      Zakładam, że decyzja o nieznajomości świadoma, więc nie będę nachalnie namawiał do pogłębienia tej znajomości.
      Moim zdaniem – warto. Choć ja w ogóle do poezji śpiewanej mam słabość (w odróżnieniu od polonistycznych analiz). 😉
      Jedne sączą poezję do naszych uszu, drugie walą nas nią prosto w łeb. 😉

      Polubienie

Dodaj komentarz