Zrelaksuj się w kinie, kobieto!

90713539_213007409937108_2262830286133788672_n

Historia, którą chcę Wam dziś opowiedzieć, wydarzyła się w środę jedenastego marca. Kilka dni później koronawirus rozczapierzył palce i chwycił nas za kołnierze, kaptury i metki ubrań. Uniósł niczym szmaciane lalki i unieruchomił w czterech ścianach. Ale w tamtą środę, jedenastego marca, toczyło się normalne życie, przynajmniej w Niderlandach: dzieci chodziły do szkoły, ludzie biegali po centrach handlowych, przesiadywali w kawiarniach.
Dotąd moje środy wyglądały podobnie.

Punkt dwunasta dzieci kończyły lekcje, jedliśmy obiad w domu, potem była chwila zabawy, a później zabierałam Okruszka do domu kultury na zajęcia muzyczne. Niekiedy przy okazji wstępowałyśmy do biblioteki. Następnie powrót do domu, pakowanie torby basenowej i jazda w przeciwnym kierunku na lekcję pływania, na siedemnastą.
Okruszek pływał, a ja czytałam książkę w poczekalni.
Potem suszyłam Okruszkowi włosy, wracałyśmy do domu i robiłam dzieciom kolację.
Ale tamtej środy było inaczej.
Okruszek pływał, ja czytałam, gdy nagle zadzwonił telefon.
Na wyświetlaczu pojawiło się: Denise, imię koleżanki.
Jej głos był zdyszany, jakby biegła:
– Spytam krótko: masz dziś ochotę na kino? O wpół do ósmej grają „Małe kobietki”, a ty chciałaś to zobaczyć.
– Czekaj, Denise, jestem z małą na basenie…
Zaczęłam kalkulować: wrócimy do domu o wpół do siódmej, więc powinnam zdążyć do kina, najwyżej nie zjem kolacji. Jestem co prawda zmęczona, ale tak rzadko wychodzę z domu. A poza tym w niedzielę był Dzień Kobiet.
Denise przyjęła moje milczenie za odmowę:
– Jak nie możesz, to pójdziemy innym razem.
– Nie! Zdążę. Chodźmy dziś. Nie ma co tego przekładać.
– Super! – Niemal słyszałam jak Denise klasnęła w ręce. – W takim razie zaraz zarezerwuję bilety. Zwykłe czy VIP?
– Jak wolisz. Dziękuję. Rozliczymy się w kinie.

90509108_740455036484536_3984299151700525056_n

Denise potrzebowała odrobiny luksusu, bo wybrała bilety VIP: miejscówki z tyłu sali, na wygodnej kanapie z poduszkami. Zaopatrzyłyśmy się w sok z czarnej porzeczki i popcorn. Zdjęłyśmy kurtki i zapadłyśmy się w miękkie siedziska.
Ciemność przytuliła nas jak czuła matka, zdjęła zmęczenie z twarzy.
W sali dostrzegłyśmy wyłącznie kobiety – widocznie zdecydowały się, w ten sam sposób co my, uczcić babskie święto. Po ich sylwetkach pełzły cienie odbijanych z ekranu reklam. Popcorn przyjemnie chrzęścił pod zębami i lekko lepił palce.
Jak dobrze wyjść z domu z koleżanką! Nie musieć przygotowywać kolacji, sprzątać kuchni, zamiatać wszędobylskich okruszków. Dzisiejszy wieczór należy do nas!

Gdy zaczął się film, rozmowy umilkły.
Skupiłyśmy się na głównych bohaterkach, odzianych w długie suknie.
Musiałam porzucić tkwiący w głowie obraz dziewcząt z kart książki Louisy May Alcott i skupić się na aktorkach odtwarzających role Margaret, Jo, Beth i Amy.
Wysoka, szczupła, młoda kobieta z włosami jak morskie fale, przyciskająca do serca książki, to na pewno Jo, pomyślałam sięgając po pękate ziarenko popcornu.
Naraz cała zesztywniałam.

Miałam wrażenie, że po oparciu kanapy przebiegła mysz!
Denise spojrzała na mnie przelotnie.
Uśmiechnęłam się przepraszająco, po czym ponownie skierowałam spojrzenie na ekran. Jednak nie mogłam się skupić na fabule. Widziałam mysz! 
Ale to przecież niemożliwe. Nie tutaj.
Chyba mam zwidy, za długo myszy panoszyły się w naszym domu
.

Jo pokazuje rękopis redaktorowi. Zastyga w oczekiwaniu i nadziei.
Spokojnie, Jo, będzie dobrze.

Sięgnęłam ręką do pudełka z popcornem i, tym razem, aż podskoczyłam na pluszowej kanapie! Mysz znów wspinała się po poręczy, ale tym razem z odwrotnej strony.
Denise spojrzała na mnie z niepokojem:
– Wszystko w porządku?
Musiałam jej powiedzieć. Przełknęłam ślinę i wyszeptałam: widziałam mysz.
– Mysz? – Oczy Denise zrobiły się okrągłe jak monety.
– Idę to zgłosić – dodała stanowczo.
– Nie! – Powstrzymałam ją ręką. – Poczekajmy do przerwy.

Czy to możliwe, by po sali kinowej spacerowała mysz?
Może wyobraźnia płata mi figle, myślałam.
Jestem zmęczona, ostatnio wzrok mi się pogorszył, to pewnie dlatego.

Próbowałam śledzić akcję filmu, ale wzrok mimowolnie badał oparcie kanapy.
Denise wyczuwała moje napięcie.
– Zejdźmy niżej – zaproponowała.
Trochę żal. Nie po to płaciłyśmy za królewską lożę, by siedzieć na krzesłach.

A jednak zmieniłyśmy miejsca.
Może na dole będzie spokojniej? Oby.
Spróbowałam się zrelaksować, skupić na akcji.
Główne bohaterki właśnie się pokłóciły. Amy spaliła książkę Jo!
Jo miota się po pokoju w gniewnym szale. Bierze łyżwy, wychodzi na podwórze.

Biała kołdra śniegu spłynęła na ekran aż oczy zapiekły i w sali naraz zrobiło się jasno.
I znów!  Wyczułam mysz.
Cichutko sunęła po podłodze zbliżając się do naszego rzędu.
Obserwowałam ją kątem oka, nie wykonując przy tym najmniejszego ruchu.
Dla Denise. Nie chciałam jej psuć przyjemności oglądania.
Niech chociaż ona się relaksuje.

Ale w tym momencie Denise też coś wyczuła.
Spojrzała na podłogę. Zerwała się z krzesła. Krzyknęła.
Na ekranie Jo sunie po lodzie w towarzystwie Luisa, za nimi jedzie Amy.
Denise chwyciła kurtkę, torebkę z popcornem.
Lód pod Amy niebezpiecznie pęka.
Mysz zniknęła.
– Idziemy! – zarządziła Denise.
Skierowałyśmy się do wyjścia. Drzwi skrzypnęły.
Amy zanurza się w zimnej wodzie.

Zmrużyłyśmy oczy w jaskrawym świetle holu.
– To nie do pomyślenia! – wymamrotała Denise z zaczerwienionymi policzkami.
Kamień spadł mi z serca.
Jednak mysz nie była wytworem mojej chorej wyobraźni.
Wszystko ze mną w porządku.

Podeszłyśmy do kasy. Denise poprosiła o zwrot pieniędzy. Nie było problemu.
Młody mężczyzna popatrzył na nas współczująco i przeprosił.
Tłumaczył, że ta mysz grasuje już pół roku i nie mogą się jej pozbyć.
Starannie odliczył banknoty, po czym zaproponował, byśmy wróciły do sali i obejrzały drugą część filmu. Nie skorzystałyśmy. Chciałyśmy wrócić do domu.

Chłodne marcowe powietrze stopniowo studziło nasze wzburzenie.
Stres przeszedł w głupawkę.
Śmiałyśmy się z siebie, z myszy, z kina.
Śmiałyśmy się jak myszy do sera.

90552613_498372954175284_1640009854405836800_n

Ten wpis został opublikowany w kategorii wiatrakowa codzienność i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

17 odpowiedzi na „Zrelaksuj się w kinie, kobieto!

  1. jotka pisze:

    A to ci historia!
    dawno temu w jednym ze starych kin u nas tez podobno były myszy, ale teraz?
    W kinie zawsze coś komuś spadnie, a to popcorn, a to naczosy, a to wafelek…
    No i nastrój prysł:-(
    Na szczęście głupawka rozładowała emocje i dobrze!

    Polubione przez 2 ludzi

    • Igomama pisze:

      Dokładnie, Jotko.
      Kiedyś w małych kinach myszki może i nie dziwiły, ale do nowoczesnego kompleksu kinowego jakoś nie bardzo pasują (a jednak!), stąd zdziwienie było ogromne.
      Nastrój rzeczywiście prysł w mgnieniu oka. ;(
      A głupawka była jeszcze większa następnego dnia, gdy było posiedzenie rządu w sprawie reguł zachowań odnośnie koronawirusa i dostałam niewsletter z tego właśnie kina, że nadal będą seanse, tylko w trosce o bezpieczeństwo klientów będą wyprzedawać tylko do 100 biletów i „jeszcze bardziej dbać o higienę” sal. 😉
      A od niedzieli całkiem pozamykali kina.

      Polubienie

  2. Anna pisze:

    Mnie myszy specjalnie nie przeszkadzają, za to niestety nie mogę znieść jedzenia w kinie, więc bardzo rzadko chodzę. Chrupanie popcornu wywołuje u mnie nerwowe drgawki:):):), tak więc każdy ma swojego bzika:)

    Polubione przez 2 ludzi

    • Igomama pisze:

      Rozumiem Cię, Anno. Takie chrupanie, siorbanie, mlaskanie rozprasza.
      Ja w Polsce nigdy nie jadłam w kinie (kiedyś nie było wolno, tak samo jak w teatrze), a jak przyjechałam do Holandii – zobaczyłam, że tu w kinie wszyscy jedzą.
      Dlatego też zaopatrzyłyśmy się w popcorn. 😉

      Polubienie

  3. Morgana pisze:

    Będąc w sanatorium 2 lata temu poszliśmy grupką do kina na oscarowy film.
    Kino stare, jedyne w miasteczku, czuć było” myszki”, ale ich widać nie było.
    Niestety nadal „zmorą” jest jedzenie w kinie, rozmowy, wiercenie się, brr!
    Koło mojego bloku wałęsają się koty, a w związku, z tym leżą ciągle zagryzione myszy!
    Same myszy mnie nie denerwują.
    Pamiętam, jak dawniej często wchodziły do domów, czy stodół na wsiach.
    A w bajkach dla dzieci zawsze były biedne, pokrzywdzone, uciekały z tobołkami na placach.
    Kochani! życzę Wam spokoju, zdrówka, słoneczka i pogody ducha:)
    Trzymajmy się, jakoś przetrwamy, będzie dobrze:)
    Zdjęcie kwiatowe miłe dla oka i serca:)

    Polubione przez 2 ludzi

    • Igomama pisze:

      Zdjęcie kwiatowe, Morgano, jest z tej wiosny.
      W Holandii właśnie powoli zaczyna się pora kolorowych „dywanów kwiatowych”.
      Ale w tym roku raczej nie będzie wolno jeździć je oglądać i fotografować.

      A co do myszek – ja je „tolerowałam” w domu ponad pół roku, ale one się tak błyskawicznie rozmnażają, w dodatku biegały nocą po domu, budziły dzieci, ja nie umiałam spać, by słyszałam jak mysz mi biega po pokoju…
      Teraz już nie mamy myszy, ale wierz mi, Morgano, wystarczy delikatne chrobotanie, cień padający z lampy,a już sztywnieję i mam wrażenie, że widzę mysz.
      Ale w kinie naprawdę była, więcej osób piszczało i się przesiadało. 😉

      Niech zdrowie i pogoda ducha nie opuszczają Ciebie w ten trudny czas.

      Polubienie

  4. Magdalena B-P pisze:

    Mysz od pół roku w kinie? To ja wątpię czy ciągle można mówić o niej w liczbie pojedynczej. Bardziej mnie jednak zastanawia, że ludziom to nie przeszkadza, bo jakoś nie uwierzę, że nikt o tym na fb, twitterze i innych stronach nie wspomniał jeszcze, skoro Ty wspominasz. Ale to niezłe musi być, gdy taka mysz ci po szyi czy po gołej nodze przebiegnie podczas oglądania horroru hahaha. Może to działanie celowe jest tego kina xD

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Ojejku! Mysz biegnąca po szyi w czasie horroru!
      Wolę sobie tego nawet nie wyobrażać. 😉
      Może faktycznie ta myszka to taki dodatkowy efekt specjalny. 😉

      I myślę, że masz rację, Magda – tam już musi być cała rodzinka myszek, a nie jeden zagubiony osobnik. Nie wiem, jak to jest z innymi ludźmi. Rekacje były różne.
      Niektóe kobitki podśmiewały się pod nosem, inne piszczały. 😉
      Rekacje w social mediach może też już były, ale tak naprawdę nie mamy wyboru – w naszym miasteczku znajduje się tylko to jedno kino.

      Polubienie

  5. oko pisze:

    teraz mysz ma całe kino dla siebie – ciekawe, jakie puszczają jej filmy, żeby nie zdechła z nudów – nikogo do straszenia tak długo… okropny stres. ta mysz musi być na etacie. inaczej dawno rozprawiliby się z nią ludzie. przez okres jej życia udało się ludzkości wytępić kilkadziesiąt gatunków zwierząt – nie pojedyncze egzemplarze, ale wszystkie.
    a swoją drogą, to ciekawe, że nie potrafimy wytępić szczurów, czy komarów. są środki, narzędzia i talent do mordowania przyrody, a tu takie fiasko.

    Polubione przez 2 ludzi

    • Igomama pisze:

      Tak, Oko. To ciekawe spostrzeżenie. Człowiek niszczy rośliny uprawne, ale chwasty stawiają mu opór. Tak samo wytępił wiele gatunków zwierząt, ale wszy, pchły nadal grasują. No i myszki, choć to inna liga.
      Zresztą każdy gatunek jest istotnym ogniwem łańcucha pokarmowego ekosysytemu.
      Wszystko rozumiem, na Ziemi powinno starczyć miejsca dla wszystkich stworzeń, ale – litości – w kinie wolałabym obyć się bez mysiego towarzystwa. 😉

      Polubienie

      • oko pisze:

        może są bilety dla tych, którzy szukają izolacji od fauny – coś powyżej ceny biletu VIP?
        na ziemi nie rosną chwasty – to my nie umiemy ich wykorzystywać, albo blokują nam miejsce dla użyteczniejszych roślin, więc tępimy perze i pokrzywy.
        są gatunki, które szybko kolonizują nowe otoczenia, jak np mech, olcha i brzoza, ale to jest podkład pod zasiedlenie przez inne „szlachetniejsze” gatunki, które przyjdą później, gdy grunt będzie bogatszy w pokarm.

        Polubienie

  6. stopociechblog pisze:

    Hm, a to fajna historia. Film wzruszający, ciepły i z uśmiechem, a myszka maleńka, bezbronna. Lubię myszki, nie wyszłabym z jej powodu. maleńkie płoche stworzonko.

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Basiu, dziękuję. A co do myszek – też je lubiłam dopóki nie doświadczyłam życia z nimi w jednym domu przez ponad pół roku. Teraz mam myszofobię.
      Każde chrobotanie, gra światła na podłodze przyprawia mnie o bicie serca.
      Dlatego w kinie aż zesztywniałam, gdy mysz przeszła po poręczy kanapy, na której opierałam rękę. Mimo to starałam się być dzielna, by nie niepokoić koleżanki. 😉

      Polubienie

Dodaj odpowiedź do Magdalena B-P Anuluj pisanie odpowiedzi