Czy praca z domu to raj na ziemi?

90805005_229139328141876_8395239463864762368_n

Zamknięte szkoły, kościoły, restauracje, kina. Praca z domu dla każdego, kto może sobie na to pozwolić. Jak widać współczesna cywilizacja nie wymaga niczego wielkiego, by zatrząść się w posadach. Mnie też pogoniono do domu, zanim jeszcze zaczęły się obostrzenia oficjalne. Pewnego dnia wszyscy dostaliśmy wybór: jeśli koniecznie musimy zostać, to możemy nadal pracować z biura. Jeśli nasze obowiązki możemy wykonywać z domu – to państwu już dziękujemy.

Transformacja

Pierwsze dni przebiegły w miarę spokojnie – dziatwa nadal śmigała do szkoły. Pojawiły się za to inne problemy. W pracy korzystam z dwu całkiem pokaźnych monitorów, w domu zmuszony byłem korzystać z niewielkiego wyświetlacza w moim prywatnym laptopie. Pracę w domu zacząłem więc od zamówienia odpowiednio dużego monitora. Monitora, który nigdy do mnie nie dotarł…

Co się stało? Tak jak z półek supermarketów masowo znikał papier toaletowy, tak z półek (również tych wirtualnych) sklepów z elektroniką znikały wszystkie monitory o rozdzielczości QHD i UHD. Ostatecznie zmuszony byłem w piątkowy wieczór wybrać się do sklepu osobiście i zamiast zamówionego monitora kupić jeden z tych, których nie wykupiono chyba tylko dlatego, że ostatnie sztuki sprzedają się na ogół kiepsko. Jedyny plus z tego taki, że mam monitor większy, z wyższą rozdzielczością i w nieco niższej cenie.

Jednak lepiej?

Korzyści z pracy w domu, nawet po zamknięciu szkół, są liczne. Pracę zaczynam o 7.30 – odkąd pracuję z domu wstaję chwilkę wcześniej. Drogę do pracy pokonuję w kilka sekund. W dodatku nie muszę specjalnie martwić się o strój: bywa że poranną kontrolę systemów odbywam w pidżamie.

Kolejna korzyść to posiłki w gronie rodzinnym. Na ogół obiad jadam w pracy, Igorodzinka posila się beze mnie. Teraz często udaje nam się jeść razem.

Krótki dystans do pracy powoduje też, że po „fajrancie” mam (przynajmniej teoretycznie – jeszcze do tego wrócimy) czas by porwać dziatwę na jakiś spacer, pograć z nimi w gry planszowe, czy w inny sposób spędzić z nimi czas.

Pracując w domu nie muszę się przejmować tym, czy plany pokrzyżuje mi znów NS, czy nie trafię na jakąś wyjątkowo irytującą osobę w autobusie czy pociągu. Nie podnoszą mi ciśnienie palacze, którzy lekce sobie ważą zdrowie ludzi wokół. Nie złapię gumy, nie wymoczę sobie portek od siodełka rowerowego, które zapomniałem przetrzeć. Nie ryzykuję bezsilnego oglądania tyłu autobusu, czy drzwi pociągu zamkniętych tuż przed mym nosem.

W czasie pracy w domu mogę w każdej chwili uchylić okno i odetchnąć świeżym, nie klimatyzowanym powietrzem. Wiosna daje znać o sobie – przez okno słucham też więc śpiewu ptaków, które koncertują w naszym ogrodzie.

Idąc po kawę mogę spytać Igomamę, czy ma ochotę na herbatę. W czasie „spotkań”, gdy i tak nie korzystam z klawiatury, mogę wziąć na kolana Okruszka, który często do mnie zagląda by się przytulić i powiedzieć (po raz n-ty tego dnia), że mnie kocha. A potem patrzy na mnie dziwnie, gdy odpowiadam na pytanie, którego nie dane jej było usłyszeć w języku, który zna wciąż jeszcze dość słabo.

A może jednak gorzej?

Sielanka, czyż nie? No, nie do końca… Bo prawda jest taka, że pracując w ten właśnie sposób wyraźnie zmniejszyłem swą produktywność. Co chwilę coś spowalnia, coś się rozłącza. Cała rodzina od rana „wisi” na łączach przez co moje połączenia tną się niemiłosiernie. Co i rusz zmieniam układ programów: a to „duży” ekran przeznaczam na edytor skryptów i konsolę, a to znów na stronę z wykresami wizualizującymi stan naszych systemów.

IMG_20200313_225117

Raz okno z rozmowami „tekstowymi” uruchamiam na lokalnym komputerze, raz jednak na komputerze firmowym, połączonym przy pomocy tej, czy innej technologii. Ciągle „docieram się”.

By nie zostawać w tyle z pracą często pracuję dłużej: wcześniej punkt czwarta pędziłem na pociąg, by jak najwięcej czasu spędzić z rodzinką. Teraz czasem dzień pracy rozpływa się jak pęknięty balon wodny. Wstaję od komputera później, robię tyle samo lub mniej i w dodatku przy pomocy wideo i telekonferencji próbuję uzupełnić lukę po normalnych, „twarzowych” rozmowach z kolegami z mojego zespołu i innych, „sąsiednich” zespołów. To męczy dużo bardziej niż kilka kroków do biurka kolegi, wymiana kilku słów przy automacie do kawy, spotkanie w sali konferencyjnej.

Praca w domu to też brak regularności: posiłki już nie są tak stałe, zarówno jeśli idzie o treść, jak i ich porę. Teraz zdarza mi się jeść śniadanie o dziesiątej, obiad o drugiej. Następnego zaś dnia śniadanie „wszamać” o ósmej, a obiad przed pierwszą. Czasem Igomama przygotuje coś wyjątkowego.

IMG_20200319_102306

Innym razem chwycę kawałek kiełbasy, suchy chleb – byle nie paść z głodu. Same posiłki zabierają więcej czasu, bo zwykle coś tam trzeba przed lub po zrobić, przygotować, posprzątać.

By zapewnić sobie choć namiastkę siedzenia blisko siebie korzystamy stale z telekonferencji, na której „wisimy” niemal cały dzień. I tak często słuchamy jak inni piszą, jak u kogoś pralka wiruje, jak czyjeś pociechy wyrażają niezadowolenie. By problem ograniczyć – wyciszamy mikrofon. I zdarza nam się mówić, przemawiać, klarować, przerywać – bez rezultatu. Bo mikrofon nadal był wyłączony, przez co nasze światłe słowa usłyszały jedynie wspomniane wcześniej ogrodowe ptaki, przytulone Okruszki no i my sami.

I te wszystkie cuda…

Oprócz tego dochodzą jeszcze korzyści oferowane nam przez firmę na co dzień, lub raz w tygodniu. W piątek zawsze było coś słodkiego. Co dzień można było wypić przepyszną kawę przygotowaną przez zawodowego baristę. Do tego zdrowe przekąski, które dawały cukier nieco lepszy niż piątkowa rozpusta. Pyszne, duże posiłki w przystępnej cenie. Wraz z rozpoczęciem pracy z domu to wszystko się urwało. Dziś jednak przyszła paczka, która ostatecznie pchnęła mnie w stronę klawiatury. Wcześniej już chciałem opisać jak ta moja praca z domu wygląda, ale to był taki ostateczny impuls…

90935832_243587787039291_3087231224033312768_n

By odwrócić skutek przykucia do biurka dostaliśmy kilka przyrządów do ćwiczeń. Byśmy kompletnie nie zardzewieli od tego tkwienia przed monitorem, kilka metrów od naszego łóżeczka.

By osłodzić nam izolację – dostaliśmy zestaw gier: szachy, bierki, chińczyk, domino.

Dla ułatwienia braków kulinarnych – książka z niderlandzką kuchnią. Igorodzina już wymogła na mnie wykorzystanie zawartych tam przepisów.

Do tego sporo małych przekąsek – i tych piątkowych, i tych „codziennych”, zdrowszych. I paczka kawy, dzięki której może nie tak profesjonalnie, za to korzystając z doskonałego surowca, sami możemy się zabawić w baristów.

I wreszcie, by nie było zbyt poważnie: wyjątkowa rolka papieru toaletowego. Dowód na to, że ktokolwiek przygotowywał tę paczkę miał poczucie humoru. A my mamy teraz szansę na to, by przetrwać ten przymusowy okres pracy z domu. Na pohybel koronawirusom!

IMG_20200328_134009

Ten wpis został opublikowany w kategorii wiatrakowa codzienność i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

13 odpowiedzi na „Czy praca z domu to raj na ziemi?

  1. Firma Cię rozpieszcza! Czekam na relacje Igomamy 😉

    Polubione przez 1 osoba

  2. jotka pisze:

    Mój syn ma podobnie, na szczęście monitora nie kupował, teść podrzucił mu swój.
    Mój mąż więcej pracuje zdalnie, ma kontakt z wieloma uczniami, wiec ja robię posiłki, zakupy na zmianę.
    Zawsze tęsknimy za tym, czego w danej chwili nie mamy, może docenimy wreszcie, to, co mieliśmy…
    Uściski dla całej rodzinki!

    Polubione przez 1 osoba

    • igotata pisze:

      Z tym monitorem to prawdę powiedziawszy rzecz, która chodziła mi po głowie odkąd przeprowadziliśmy się do nowego, większego. Zdarza mi się pracować z domu i sporo pracy „poza” etatem robić w domowym biurze, dodatkowy monitor pozwala na swobodniejsze dysponowanie przestrzenią na ekranie. Igomama pracuje teraz dużo ciężej: swoje zajęcia, zajęcia dzieci – wszystko ogarnąć, przypilnować…Ma więc wszystkie wady pracy z domu, bez korzyści, o których wspominałem…

      Polubienie

  3. oko pisze:

    praca w domu, to trudny temat. wymaga dyscypliny, której często brakuje.
    jak piszesz – wszystko potrafi oderwać, trudno się skupić i odmówić dziecku swoje obecności i uwagi. ale urlop nie z gumy i zabrakłoby już dawno.

    Polubione przez 1 osoba

    • igotata pisze:

      Wydaje mi się, że oprócz dyscypliny trzeba też znaleźć ten właściwy „rytm”. By nie zapominać o posiłkach, odrobinie ruchu, czy porannym prysznicu… Nie ukrywam, to moje pierwsze doświadczenie z pracą w domu przez dłuższy czas i faktycznie, dyscyplina jeszcze nieco kuleje. 😉

      Polubienie

  4. Morgana pisze:

    Igotato!
    Musimy przetrwać ten trudny czas, każdy radzi sobie, jak umie.
    U mnie tylko Synowie pracują zdalnie, bo mogą.
    Córka musi chodzić do pracy, ale „musi”, to raczej tchórzostwo szefa, niż potrzeba!
    Zdrówka, pogody ducha i słoneczka życzę dla Ciebie i bliskich:):)

    Polubione przez 1 osoba

    • igotata pisze:

      Powiem szczerze: patrząc na to, co się dzieje we Włoszech cieszę się, że mogę pracować z domu. I co chyba równie ważne: moja firma nie musi rozważać zwolnień/ przestojów. Chyba w obecnej sytuacji lepiej musieć chodzić do pracy (nawet przez tchórzostwo szefa) niż pracę tracić (zamknięte sklepy, ograniczenia podróży…)

      Polubienie

  5. BlogiMam.pl pisze:

    Fajna relacja, optymistyczna!:))

    Polubione przez 1 osoba

  6. Stokrotka pisze:

    Mój młodszy syn jest nauczycielem geografii w liceum dwujęzycznym. Też uczy zdalnie …. i to właściwie przez cały dzień.
    Pozdrawiam serdecznie;-)

    Polubienie

Dodaj komentarz