Jeszcze nie zdążyłam oswoić śmierci cioci, gdy z marcowego nieba, jak grom, spadła wiadomość o utracie kolejnej bliskiej osoby, Babci Krysi.
Choć zdawaliśmy sobie sprawę, że Babcia jest w sędziwym wieku, to jej uśmiech, pogodne usposobienie, energia i żywotność zaprzeczały metryce i skutecznie usypiały naszą czujność.
Trzy miesiące temu obchodziła dziewięćdziesiąte szóste urodziny.
Zaśpiewaliśmy jej „Dwieście lat” (na kamerce). Dwieście, bo Babcia wydawała się niezniszczalna. Wojna i trudna powojenna rzeczywistość zaimpregnowały ją i uzbroiły w pancerz odporny na zgniecenia i bolączki współczesności.
O Babci można by długo opowiadać, bo i życie miała długie – wydziergane różnymi nićmi: głównie pastelowymi, skąpanymi w słońcu, ale zdarzały się też kawałki szare, bure, zmechacone, podziurawione wojenną pożogą.
Jednak przeważnie to Babcia opowiadała.
Miała dar gawędziarstwa, w każdym momencie potrafiła otworzyć furtkę do ogrodu wspomnień i naręczem czerpać z niego historie rodzinne, anegdoty, opowieści z dzieciństwa, z gimnazjum, z lat wojennych, ze studiów, a potem z praktyki dentystycznej, z życia rodzinnego, z wypraw wakacyjnych, z sanatoriów…
Nosiła te opowieści zawsze przy sobie: w kieszeniach żakietu, w fałdach spódnicy, w torebce, a gdy wyczuła dobrego słuchacza – wnet je wyjmowała i dzieliła się hojnie.
Za radą syna (mojego taty) zapisała w zeszycie wszystkie, zapamiętane przez siebie, historie. Następnie zostały one przepisane na komputerze, opatrzone zdjęciami i profesjonalnie wydrukowane, w kilku egzemplarzach, jako książka Moje życie.
Zaczyna się prostym zdaniem:„Urodziłam się w Warszawie w 1924 roku”;
kończy: „I tak minął już rok 2014, a wraz z nim w przeddzień Świąt Bożego Narodzenia 90 lat mojego życia, w którym na ogół sprzyjało mi szczęście, a 2015 rok rozpoczynam z optymizmem.”
Choć większość babcinych opowieści znam na pamięć, teraz ponownie przeczytałam całość, a czytając słyszałam w głowie głos Babci. Po raz kolejny dotarła do mnie stara prawda, że słowa przeżywają człowieka; słowa i wspomnienia.
Gdy byłam dzieckiem Babcia zawsze znajdowała dla mnie czas, mimo że mieszkałyśmy na przeciwnych krańcach Polski. W ciągu roku szkolnego wymieniałyśmy się listami. Babcia przemycała w nich różne łamigłówki: krzyżówki, zagadki, rebusy literowe. Samodzielnie przygotowane, odręcznie napisane, bo to nie były czasy „kopiuj, wklej”, gdy wszystko można wyguglować i znaleźć w Internecie.
Dopiero w wakacje spotykałyśmy się na dłużej; kilka razy Babcia zabrała mnie w podróż po Polsce. Zwiedziłyśmy Gdańsk, Elbląg, Ostródę, Płock, Warszawę, Łódź i Częstochowę. Dla mnie, dziecka RRL-u te barwne wyprawy były czymś niezwykłym. Nocowałyśmy u znajomych bądź dalszych krewnych, a cały dzień wydeptywałyśmy nieznane ulice; zaglądałyśmy do muzeów, kościołów, ogrodu zoologicznego. Płynęłyśmy Kanałem Elbląskim ze śluzami i pochylniami.
I zawsze obowiązkowo zahaczałyśmy o Włocławek, gdzie w pięknej kamienicy na ulicy Świętego Antoniego mieszkała starsza siostra babci, ciocia Miecia.
Pamiętam, że Babcia wspinała się wtedy po schodach (na trzecie piętro) jedną ręką przytrzymując się szerokiej poręczy, a w drugiej niosąc bordową torbę podróżną.
Z kolei ja przeskakiwałam po dwa stopnie z plecakiem dyndającym na plecach, a potem chcąc zrównać się z Babcią, na każdym półpiętrze skakałam po szachownicy czarno- białych płytek podłogowych.
Ciocia Miecia czekała na nas stojąc w otwartych drzwiach, wysoka, smukła, uśmiechnięta. W jej maleńkim mieszkanku dym z papierosów mieszał się z aromatem mocnych perfum, oblekając ściany siecią tajemnicy i kobiecości.
Babcia z ciocią przesiadywały na kanapie. Popijając herbatę (w szklankach wciśniętych w włóczkowe wdzianka) rozmawiały i oglądały czarno- białe filmy. Zachwycały się dykcją aktorów starego kina oraz ich dystyngowaną elegancją; ja się trochę nudziłam.
Wolałam oglądać fikuśne flakoniki po zużytych perfumach ustawione na toaletce w korytarzu. Ostatnia kropla zapachu zwykle osiadała na dnie błyszcząc jak perła. Było w tym coś z magii.
Często wyglądałam przez okno w korytarzu na szare podwórko, przypominające kwadratową studnię – senną, samotną – odgrodzoną od świata murem.
A za tym murem życie rozpychało się łokciami. Zielenił się bujny ogród, w którym zawsze ktoś był: kopał ziemię, zrywał owoce z drzew, coś pokazywał, kogoś nawoływał… Przyglądałam się temu tętniącemu życiu z zachwytem i z nabożną czcią.
Aż zapominałam oddychać i widocznie robiło się zbyt cicho, bo Babcia wpadała mnie skontrolować. Przypominała, że mam się nie wychylać za mocno. Odpowiadała za mnie. Byłam rozsądna, ale przecież dziecko.
Pamiętam też, że Babcia i ciocia stale kłóciły się o papierosy.
„Miecia, nie pal tyle! – powtarzała Babcia. – Trujesz siebie i nas.”
„To moja jedyna przyjemność” – odpowiadała ze zwadą ciocia trzymając smukłą fajką w dwóch palcach. Wydawała się przy tym taka elegancka i pewna siebie, jakby była jedną z tych aktorek, które dopiero co przemykały po ekranie czarno -białego telewizora. Imponowało mi, że ciocia potrafi przeciwstawić się babci; ja nie umiałam. W tamtym momencie tworzyłyśmy „team”: ja i ciocia, dwie dziewczynki, kontra: „dorosła” babcia.
Za to w słoneczny dzień relacje się zmieniały, wtedy tworzyłam „team” z babcią.
We dwie szłyśmy nad jezioro Czarne, a ciocia zostawała w domu. Babcia namawiała ją na wyjście z nami, ale ciocia odmawiała zasłaniając się obiadem. Może nie lubiła wody? My z babcią uwielbiałyśmy!
Pływałyśmy, a potem zmęczone wracałyśmy na obiad, przygotowany przez ciocię.
Czasami ciocia rozpieszczała nas deserem. Do dziś pamiętam mój ulubiony, szczyt dziecięcego szczęścia – kolorową galaretkę z czapeczką białej śnieżki, posypaną kakao, podaną w kryształowym pucharku. Ach, czy może być coś smakowitszego?!
Po obiedzie najczęściej szłyśmy do miasta, do parku lub nad Wisłę albo do pani Janeczki, przyjaciółki cioci. A wieczorami grywałyśmy w karty, w remika. To był nasz rytuał i nałóg. Ciocia była najlepsza, wygrywała niemal w każdej rundzie. Zazdrościłam jej, ale ona jakby wcale się nie cieszyła: „Kto ma szczęście w kartach, nie ma w miłości” – mawiała, a w jej głosie pobrzękiwała jakaś gorzka nuta.
Ale w tamtych czasach – miłość wcale mnie nie obchodziła, liczył się jedynie słupek punktów pod pierwszą literą mojego imienia. Ten słupek miał rosnąć!
Babia przeżyła ciocię o dwadzieścia osiem lat.
Gdy się robi krok na drugą stronę życia w podeszłym wieku, to plus jest przynajmniej taki, że ma się tam mnóstwo znajomych. Zanurza się drżącą stopę w niebiańskiej murawie, potem dostawia się drugą i już jest dobrze.
Ciało natychmiast młodnieje, kolana nie bolą, nogi znów mogą biegać.
Wokół gromadzą się bliskie osoby, robią szpaler powitalny.
Mąż, ojciec, matka, przyjaciółki z gimnazjum i ze studiów…
A smukła ciocia Miecia śmieje się łobuzersko i wydmuchuje chmurkę z fajki na cześć babci.
– Miecia, nawet w niebie nie przestałaś kopcić?! – oburza się Babcia i wita się z wszystkimi, a potem razem biegną na łąkę, siadają w kręgu i Babcia wyjmuje z kieszeni swoje opowieści.
Takie babcie to rodzinny skarb i wzór dla wszystkich pokoleń w rodzinie.
Pięknie utrwaliłaś pamięć o ukochanej osobie, niech czuwa nad Wami wszystkimi z daleka!
Pomysł opisania życia przedni, uwielbiam czytać takie wspomnienia, podobne spisał dziadek mojej synowej.
Trzymaj się, kochana tych wspomnień:-)
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Jotko, och tak, będę się trzymać tych wspomnień.
Jestem świadoma, że mam w dłoniach skarb. I wdzięczna za to, bo takie zapisane wspomnienia z całego życia, to jednak rzadkość.
PolubieniePolubienie
Na śmierć bliskiej osoby nigdy nie można się przygotować – mimo sędziwego wieku czy śmiertelnej choroby.. Na przekór wszystkiemu zawsze wierzymy do końca, że to jeszcze nie ten czas. Wyrazy współczucia i przytulam. 😘
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję, kochana.
Otóż to.
Śmierć jest zjawiskiem naturalnym i koniecznym, a mimo to jeszcze nie nauczyłam się z nią obchodzić.
PolubieniePolubienie
Pięknie opisane, cudowna babcia. A wnuczka jak widać odziedziczyła po niej talent do pisania 🙂 A pomysł co do książki ze wspomnieniami, wspaniały!
Wyrazy współczucia, trzymajcie się ;*
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Dziękuję, miła M. 🙂
Moja babcia przede wszystkim była gawędziarą, umiała ciekawie opowiadać.
Ja z kolei nigdy nie byłam dobrym mówcą, słowo pisane było mi bardziej przyjazne.
Wspomnienia zapisane w formie książki mają nieocenioną wartość, teraz widzę to szczególnie.
PolubieniePolubienie
przedwojenny materiał – odporny na wszystko.
piękny wiek – facetom przeważnie się nie udaje aż tyle.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Oj, prawda z tym przedwojennym materiałem!
Dobrze zakonserwowany, odporny na słabości, a przy tym na wskroś naturalny.
I faktycznie panowie z reguły krócej żyją, ale może między innymi dlatego, że – z reguły – mniej dbają o zdrowie?
PolubieniePolubienie
Przykro mi bardzo z powodu smierci Babci. Ale zazdroszcze Ci tych spisanych wspomnien! Moja chrzesta byla taka gawedziara; jak ja lubilam sluchac jak ona opowiadala… ale po chrzestnej rzadne spisane wspominki nie zostaly:(
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
zadne nie rzadne:(
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To rzeczywiście szkoda, że nie zostały zapiski opowieści Twojej chrzestnej.
Ale najważniejsze, Czipssie, jest to, co Ty z nich pamiętasz i co przekażesz dalej, choćby swoim dzieciom.
PolubieniePolubienie
” ..Sprzyjało szczęście..” I to najważniejsze!! Pięknych dróg, na tym drugim świecie, życzę Twojej Babci!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję, Basiu.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bardzo mi przykro. Piękna, wzruszająca opowieść. Jak dobrze, że Babcia spisała swoją historię.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Prawda? Teraz zapisana historia Babci niesie nam pociechę. 🙂
Dziękuję, Kochana.
PolubieniePolubienie
Pięknie to Ubrałaś w słowa. Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję, serce dyktowało słowa. 🙂 Pozdrawiam również.
PolubieniePolubienie
Kochana Babunia💜
Przypomniałam sobie także o swojej, choć nie mam Jej z nami już 34 lata.
Tam , gdzie teraz są jest Im dobrze💙🙏🏼
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jesteś przemiła, Morgano. 🙂
Tak, jak najbardziej musimy wierzyć w to, że nasze Babcie są szczęśliwe po tej drugiej stronie, gdzie nie ma cierpienia, bólu i starości.
PolubieniePolubienie
Bardzo się wzruszyłam twoim pięknym wpisem .Ja przez miesiąc nie uruchamiałam komputera. Jakoś nie mogłam .Miała Babcia Krysia długie życie i z tego się cieszyła .choć różnie to bywało. Ostatnie lata żyła wspomnieniami. Miała bardzo dobrą u mnie ostoję. Cześć JEJ pamięci ! Brakuje mi JEJ.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Och, Ciociu, wierzę, że jest Ci bardzo ciężko bez Babci.
Stworzyłaś Jej bezpieczny, miły azyl, idealny w ostatnim etapie życia.
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dużo sił.
PolubieniePolubienie
Jak pięknie to jest napisane 🙂
Moja babcia w tym miesiącu skończyła 89 lat. Czeka na nas.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję. 🙂
Życzę dobrego zdrowia Twojej babci i oby udało Wam się spotkać, gdy tylko sytuacja epidemiczna pozwoli na podróże i wizyty.
Ps. Nie wiem, jak w Irlandii, ale w Holandii od wczoraj mamy duży krok w stronę normalności – zniesiono godzinę policyjną i otworzono sklepy (które zamknięto w połowie grudnia).
PolubieniePolubienie
Powoli się otwieramy. Szkoła już jakiś czas temu wróciła, restauracje może wrócą w czerwcu. Na razie możemy się poruszać tylko po hrabstwie – jeszcze niedawno było to tylko 5 km od domu, więc robimy postępy.
PolubieniePolubione przez 1 osoba