Latem nasza emigracja pauzuje. Na chwilę rozstajemy się z Holandią, z charkotem słów, niderlandzkimi napisami, żółtym serem, kibbelingiem, gąbczastym chlebem. Przyjeżdżamy do Polski i jesteśmy „u siebie”. „U siebie” pozwala sobą żonglować. Z końcem sierpnia, gdy wrócimy z wakacji – „u siebie” wróci z nami. I będzie tam, gdzie tło wyścielają makatki polderów i kanałów.
Tymczasem nacieszamy się Polską. Wsmarowujemy polskość w skórę jak krem przeciwsłoneczny (który notabene jak dotąd stoi bezużyteczny, gdzie to słońce?! ja się pytam).
Próbujemy wtopić się w społeczność, zamaskować emigracyjne naleciałości. Może nikt nie zauważy? My sami swoi, tutejsi! Chyba nieźle nam idzie.
Okruszek korzysta z półkolonii. Gra z dziećmi, tworzy koralikowe prasowanki, spaceruje po lesie, zjada placki ziemniaczane i pierogi.
Groszek wybiera się na obóz młodzieżowy nad jeziorem.
Iskierka w ramach prezentu na osiemnastkę odwiedzi Energylandię z chrzestnymi.
Dzieje się. Dni upływają pod znakiem spotkań rodzinnych.
Rozmów, których – nie oszukujmy się – nie udaje się nadrobić.
Dni są nakrapiane deszczem.
Pranie nie schnie. Buty przemakają Ale przecież słońce w końcu wróci. Chwyci miotłę i zagarnie wszystkie chmury w kąt, najlepiej taki, który potrzebuje wody.
A że tak padało i padało to uznałam, że trzeba wsiąść do Łodzi. Nie można chodzić, to trzeba popływać. Umówiłyśmy się z przyjaciółką z dzieciństwa, że chwycimy za wiosła razem z naszymi pierworodnymi pociechami, które (szczęśliwie się składa)są w tym samym wieku i popłynęłyśmy na cztery dni.
Po co? By w końcu się nagadać, by powspominać stare, dobre czasy, gdy wiodłyśmy życie wolne od internetu, gdy jeszcze nie stukałyśmy w klawisze, lecz starannie kaligrafowałyśmy litery w zeszytach z podwójną linią, na ekranie śledziłyśmy co najwyżej przygody Reksia, Uszatka i Bolka i Lolka, a zdjęcia z wakacji oglądałyśmy w albumach a nie rolkach na Facebooku.
Powspominałyśmy przeszłość, zobaczyłyśmy coś ciekawego, coś nowego – i, rzecz jasna, pokazałyśmy to naszym córkom. Wybrałyśmy Łódź.
Padło na Łódź, bo padało. Padło na Łódź, bo ta kołysze się delikatnie w samym sercu Polski.
Na Łódź padło, bo tam skarby ukryte: i dla młodych, jak nasze osiemnastki i… dla starszych, osiemnastek razy trzy (w zaokrągleniu, bo kto by się w wakacje przejmował matematyką).
W każdym razie Łódź okazała się atrakcyjna, bez względu na wiek odwiedzających.
A większość wspomnianych skarbów (poza paroma podwórkami) wcale się nie ukrywała, przeciwnie pchała się przed oczy, przegapić się ich nie dało.
Więc tak… trochę Wam tej Łodzi pokażę, zgoda?
I na pierwszy ogień niech pójdzie StreetArt. Łódź posiada ponad sześćset murali, a wciąż dochodzą nowe. Murale uniwersalne i okazjonalne, wielotematyczne, różnego formatu i techniki. Każdy znajdzie swojego ulubieńca.
![]()
Ale cicho sza… („Cisza” tylko wygląda jak namalowana, litery są utworzone przez gwoździe i światłocień).
![]()
A zatem ciiii!… Już nie gadam. Patrzajcie, cośmy w Łodzi wypatrzyły. ![]()
Ps. Te piękne zdjęcia są autorstwa Justyny Darmochwał.
Justynko, dziękuję!!! Za całokształt. ❤️
O, widzę, że świetnie się bawicie, a do Łodzi warto jechać, choćby dla murali!
Pozdrawiam z szumem górskiego strumyka.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
O, Jotko, z chęcią przyjmę szum górskiego strumyka po szumie miasta. 🙂
Wspaniałego odpoczynku w górach, pięknej pogody i widoków!
PolubieniePolubienie
Tak prawdziwie polska – ta z zapachem mokrego asfaltu, pierogami, plackami ziemniaczanymi i próbą dogonienia rozmów, których nie da się już nadrobić. Bardzo dobrze to znam: to dziwne napięcie między „tu” a „tam”, między miejscem życia a miejscem korzeni.
To, co najbardziej mnie uderzyło, to nie tylko ciepło opowieści, ale jej lekkość – taka swojska i zarazem uważna. Widać, że Polska wciąż potrafi otulić, nawet jeśli deszcz siecze, a krem z filtrem stoi jak wyrzut sumienia na półce. I dobrze, że są jeszcze miejsca jak Łódź – niedoceniana, a tak wielowarstwowa i zaskakująco barwna.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję za tak trafny komentarz. Pięknie uchwyciłeś to napięcie i ten rodzaj nostalgii, który trudno ubrać w słowa, a jednak Tobie się to udało.
Pozdrawiam serdecznie. 🙂
PolubieniePolubienie
Czasem najcenniejsze rzeczy rodzą się z prostych emocji i zwykłych chwil, które nagle stają się czymś więcej – odczuciem, wspomnieniem, niedopowiedzianą myślą. I choć trudno to nazwać, każdy z nas nosi w sobie takie napięcia i nostalgie. Właśnie dzięki takim słowom czujemy, że nie jesteśmy z tym sami. Pozdrawiam równie serdecznie i zapraszam częściej w moje skromne progi 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję za zaproszenie, Andrzeju!
I jakże trafne refleksje… Pozdrawiam!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nie podejrzewałam Łodzi o takie muralowe dzieła sztuki… no, no, pięknie… 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja też nie. 🙂 A tu taki kawał sztuki na murach! Aż miło. 🙂
PolubieniePolubienie