I oto jesteśmy w Holandii…W końcu cała rodzina razem. Tata, mama i dzieci, czyli niespełna 7- letnia Iskierka, rok młodszy Groszek i …Okruszek w brzuszku mamusi….Za nami sześć miesięcy życia w rozłące, gdy tata był w Holandii, a dzieci z mamą, czyli ze mną – w Polsce. Nie było łatwo, ale teraz to już zamknięty rozdział. Daliśmy radę. Przed nami nowy etap.
Pierwsze wrażenia są pozytywne. Jeśli chodzi o Holandię, to niewiele widzieliśmy z okien samochodu, gdyż już zapadał zmrok.
Dzielnica, w której będziemy mieszkać wydaje się spokojna. Wynajęty domek podoba się dzieciom. Przyzwyczajeni do życia w bloku, biegają po schodach nie mogąc się nacieszyć, że mają do dyspozycji dół i górę szeregowego domku. Ha, jest jeszcze mały ogródek. I dwie szopki, jedna na rowery, druga na meble ogrodowe. No i strych.
Taką przestrzenią jeszcze nie dysponowaliśmy. Dzieci się cieszą, ale w moim sercu kryje się wiele obaw… Jak się odnajdziemy w nowym mieście, kraju?
Jak dzieci zostaną przyjęte w tutejszej szkole? Czy damy sobie radę bez znajomości języka niderlandzkiego? Czy prędko uda nam się go nauczyć?
Dziewiąty miesiąc ciąży to nie jest wymarzony czas na zmiany, podróże, przygody… Zamiast przeprowadzki i wojaży wolałabym odpoczynek, stabilizację, spokój i poczucie bezpieczeństwa. Czasami jednak życie pisze inne scenariusze.
Zmęczona kilkunastogodzinną podróżą, otumaniona nowymi wrażeniami usypiam szybko na nowym miejscu z głową pełną marzeń, ale zarazem obaw przed nieznanym… Najważniejsze jest jednak poczucie ulgi, że dojechaliśmy szczęśliwie do Holandii i nareszcie jesteśmy razem.