Jak ja lubię październik! Zaraz po maju, w którym obchodzę urodziny.
W październiku świat wygląda jak posypany kolorowym brokatem. Złotym, zielonym, czerwonym… Nawet nie przeszkadza mi, że zrobiło się chłodniej i nie można wybiec na podwórko w bluzce z krótkim rękawem. Muszę wkładać kurtkę, mama wiąże mi apaszkę na szyi. Znoszę te zabiegi z, niespodziewaną u mnie, cierpliwością.
W końcu mam sześć lat, a to zobowiązuje. Sporo rozumiem. Mnie grzeje kurtka, a ziemię – puszysta kołdra z liści, które spadły z drzew. Taka złota liściasta kołdra to jest dopiero coś! Chętnie sama bym się pod nią skryła.
Jak jeż. Idzie, idzie jeż, ten kłujący zwierz.
Fiku miku, fiku miku, witaj jeżyku w październiku!
Rymy spadają jak liście, oczywiście.
A jeże z pewnością wywodzą się od kasztanów, bo też mają kolce.
Kocham jesień za kasztany i za żołędzie, za jabłka, gruszki i orzechy.
A moi dziadkowie – za grzyby, ale ja akurat grzybów nie lubię, zresztą w Holandii nie wolno ich zbierać. Pewnie dlatego dziadkowie mieszkają w Polsce, dla grzybów.
Zamiast grzybów w Holandii są herfstvakantie, czyli ferie jesienne.
Niby nic takiego, tylko tydzień wolnego, a ile radości!
Tutaj zaczęliśmy szkołę w połowie sierpnia, więc nie dziwcie się, że zaczynało mi doskwierać znużenie. Znużenie porannym wstawaniem, nauką liter, liczeniem i w ogóle wszystkim, co mamusia zwykła nazywać „rutyną”.
„Codziennie to samo” gdera, ale to z kolei nieprawda. Na przykład wuef jest w poniedziałki i w czwartki. Z kolei w środę mam tylko trzy lekcje, więc kończę szkołę już o dwunastej. Więc nie, nie jest to samo! Co nie zmienia faktu, że odczuwałam zmęczenie.
A wiecie co się dzieje, jak jestem zmęczona? Zaczynam kombinować!
No i gdy któregoś dnia w szkole pani zapowiedziała, że przed nami sporo pracy, poznamy nową literę i będziemy dużo liczyć, wykombinowałam sobie COŚ.
A dokładnie to, że nie mam ochoty tak ciężko pracować. Nie interesują mnie nowe litery i liczby. Chcę do domu, do mamy i taty.
Toteż wpadłam na pomysł, by powiedzieć pani, że boli mnie brzuch. Sprytnie, co?
Wiadomo, gdy dziecko boli brzuch, dorośli się martwią.
Pani też się zmartwi i z tego zmartwienia zadzwoni do mamy.
A mama ze zmartwienia przyjedzie i zabierze mnie do domu. I o to chodzi!
Z moją byłą panią Fleur taki numer by nie przeszedł, za dobrze mnie znała.
Ale w tym roku mam przecież nowe panie, których imion jeszcze nie pamiętam.
One z kolei pamiętają moje imię, ale nie poznały się jeszcze na mych zdolnościach aktorskich. Ledwo weszłam do klasy, złapałam się za brzuch. Zrobiłam minę męczennicy. Pani spytała, co się stało, a potem kazała mi usiąść. Więc usiadłam z boku, smutna i zbolała, obejmując brzuch jak niespokojne niemowlę. Warto było się postarać!
Pani wnet zadzwoniła do mamy. Mama wnet przyjechała do szkoły.
Popatrzyła na mnie… długo i badawczo, toteż na wszelki wypadek spuściłam wzrok, by oczy mnie nie zdradziły. I, przytrzymałam sobie czubek nosa, żeby nie zdecydował się czasem urosnąć, jak Pinokiowi. Niby bajka, ale po co ryzykować. Udało się.
Mama zabrała mnie do domu.
Obserwowałam ją dyskretnie w czasie drogi, nie wyglądała na zadowoloną, w sumie nic dziwnego: martwiła się o mnie. Więc pocieszyłam ją, że już mnie przestało boleć.
Efekt był odwrotny od zamierzonego.
Mama się rozzłościła i powiedziała, że pewnie wcale mnie nie bolało, bo przecież rano wszystko było dobrze, wstałam, zjadłam śniadanie i zachowywałam się jak zawsze.
I że ona nie znosi oszukiwania i mam natychmiast powiedzieć, o co chodzi.
Zwiesiłam głowę i przyznałam się do wszystkiego: że tego dnia była w klasie ta pani, która się nie uśmiecha i w dodatku od razu wyskoczyła z pracą, z nowymi literami, liczeniem.
I tego było tak dużo, że się przestraszyłam. I wtedy poczułam się, jakby naprawdę rozbolał mnie brzuch, ale teraz wiem, że chyba tylko tak mi się wydawało.
Rodzice mi wybaczyli, ale i tak przez całe popołudnie hodowali na twarzach takie dwie złe bruzdy, ciągnące się od nosa do połowy czoła. I nie pozwolili mi na zabawę, dopóki nie nadrobię „zaległości”. To nie było łatwe, bo rodzice nie umieli mi tak dobrze wytłumaczyć holenderskiego jak pani, nawet ta nieuśmiechnięta.
Cóż, oszukiwanie nie przyniosło mi żadnych korzyści!
Musiałam nadal chodzić do szkoły,jesienne ferie przyszły jak wybawienie.
W dodatku udało nam się wyjechać na cztery dni do Misia Bollo, do wioski Landal.
Mieszkaliśmy w drewnianym domku, krytym strzechą, niedaleko morza.
Plaża idealnie nadawała się do zabaw w pustynię, bo była dzika, szeroka i pusta.
Pełna ziarenek piasku i muszelek, nie tylko malutkich, ale też całkiem sporych, karbowanych jak frytki. W Landalu wypożyczyliśmy rowery i śmigaliśmy nimi po ścieżce rowerowej ciągnącej się wzdłuż morza. Pierwszy raz miałam możliwość jechania na tandemie. Siedziałam z przodu i pedałowałam, a za mną siedział tatuś i też pedałował.
Na początku trochę się bałam i aż piszczałam, gdyż wydawało mi się, że tato nie zdąży wyhamować i wjedziemy w krzaki. Oczywiście on, siedząc z tyłu, nawet by tego nie odczuł, za to ja – owszem. Na szczęście szybko się przyzwyczaiłam do nowego pojazdu i czerpałam przyjemność z przejażdżki.
A tato był z siebie dumny. Nawet głowę unosił: „Patrzcie, jak sobie świetnie dajemy radę. Jeżdżę na tandemie nie gorzej niż rodowity Holender.” Do czasu aż mama pokazała mu wehikuł innego taty, zdaje się właśnie takiego rodowitego Holendra, bo chyba nikt inny nie umiałby jeździć takim cudem: dwa siodełka dla dzieci z przodu, w środku siodełko dla dorosłego i jeszcze z tyłu fotelik dziecięcy. Tandem czteroosobowy. Fiu, fiu!
Duma zeszła z taty jak powietrze z przebitego balonika.
Jednak tandem czteroosobowy to ja mogę podziwiać… z bezpiecznej odległości, a jeździć zdecydowanie wolę z moim tatą.
Na przykład w odwiedziny do fok i lwów morskich. Widzieliśmy je w Delta Park.
To bardzo sympatyczne, towarzyskie i niezwykle inteligentne zwierzęta.
Kiedyś ludzie często na nie polowali z powodu ich tłuszczu, używanego jako olej.
Dziś lwy morskie są pod ochroną.
Mogą do woli pływać i baraszkować. Popisują się różnymi sztuczkami, bo mają łatwość uczenia się. Machają płetwami, nurkują, aportują piłkę.
Ja po feriach też mam większą łatwość uczenia się.
I niech tak zostanie, bym nie musiała znowu kombinować.
Zresztą na ból brzucha pani już się nie nabierze.
Chyba że podpowiecie mi coś innego?
Świat widziany oczami dziecka jest przyjemniejszy i ciekawszy. Ten udawany ból brzucha był normalny, kiedy pani nie dość, że się nie uśmiechała, to jeszcze wymagała zbyt wiele. Dzieci mają prawo do pracy w swoim tempie.
A wycieczek po nadmorskiej plaży zazdroszczę, ja mieszkam na południu, więc rzadko bywam na północy.
Buziaczki dla rezolutnej sześciolatki!
Serdeczności zasyłam
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Dziękuję Ultro.
A ja z kolei zazdroszczę pięknego Krakowa. 🙂
Choć chwilowo taki czas, że i tak człowiek siedzi w domu i nie korzysta z uroków miasta.
W tym przypadku pusta plaża lepiej się sprawdza.
Zasyłamy jesienne serdeczności i dużo zdrówka życzymy.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Obecnie wszyscy w tych murach, ale gdy wiatr rozwieje wirusy, zapraszam do Krakowa.
Serdeczności zasyłam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Do Krakowa zawsze chętnie. 🙂 Serdeczności i od nas. 🙂
PolubieniePolubienie
Ciesze sie, ze ferie sie udaly, mimo, ze spedziliscie je w jesiennej Holandii!
Tez mam w domu taka symulantke. No, moze nie do konca „symulantke”, bo chyba (jeszcze) nigdy nie udawala, ale niech no tylko cos jej lekko dokucza, to bedzie uparcie wracac do pielegniarki szkolnej, az ta w koncu zadzwoni, zeby zabrac dziecko do domu. 😉 W tym roku, wykorzystujac fakt, ze Potworki ogolnie lubia szkole i bardzo za nia tesknily, uczulilam Bi, zeby nie kombinowala jak zwykle i zglaszala, ze cos ja boli lub zle sie czuje tylko, jesli naprawde nie da juz rady wytrzymac. Zobaczymy na ile sie zdalo moje gadanie… 😉
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Agaciu, Potworki chyba stęsknione są za szkołą. U Was w Stanach dość długo trwała nauka zdalna i dzieci stęskniły się za bezpośrednimi kontaktami. Jest więc szansa, że Bi nie będzie kombinować. 😉
Okruszek lubi szkołę, ale jak mu czasem coś nie podpasuje, to zaczyna próbować na swój sposób poradzić sobie z niemiłą dla niego sytuacją.
W zeszłym roku zrobiła ten sam numer z brzuchem, gdy pani Fleur zachorowała i przyszła na zastępstwo bardzo surowa (z wyglądu) nauczycielka, wysoka, poważna, ze zmarszczonymi brwiami, w wieku przedemerytalnym.
Okruszka zabolał brzuch na sam jej widok. Nauczycielka zadzwoniła po mnie, bo nie znała dziecka, ale potem zauważyła, że Okruszek normalnie się śmieje i bawi z dziećmi.
Gdy przyjechałam, przeprosiła mnie za fałszywy alarm i powiedziała, że jej zdaniem dziecko symuluje i powinno zostać w klasie. Okruszek oczywiście wydarł się na całe gardło, bo już mnie zobaczył, ale ta nauczycielka porozmawiała z nią na boku, mi kazała wrócić do domu i było okej, brzuch nie bolał.
Podejrzewam, że teraz Okruszek próbował ten sam numer.
Pozdrawiam serdecznie całą Rodzinkę. 🙂
PolubieniePolubienie
Okruszku, numer z brzuchem to nic takiego, u nas niektórzy uczniowie próbowali nabierać na kaszel, co w czasie pandemii nie było dobrym pomysłem, wiec nieźle oberwali od rodziców.
Czteroosobowy tandem robi wrażenie, a jaki ekologiczny!
Zdrówka życzę całej rodzince 🙂
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Jotko i wzajemnie, bo czasy niespokojne mamy.
Uczniowie kombinowali od zawsze, więc i Okruszek się nie wyłamuje. 😉
Widziałam, jak do tandemu podchodzi rodzina z trójką małych dzieci. Nawet przystanęłam, by zobaczyć, jak będą jechać, ale rzecz miała miejsce na plaży, więc ojciec rodziny prowadził rower, a dzieciaki podskakiwały obok.
PolubieniePolubienie
dzieci mają ciekawe pomysły 🙂 pozdrawiam 🙂
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Od zawsze. 😉
I również pozdrawiam jesiennie. 🙂
PolubieniePolubienie
Cudny, jesienny, rodzinny czas🍎😀🍀🧡🌲🌳🍁🍂
Pozdrowionek dla Was moc zasyłam😘🌸
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Dziękujemy stokrotnie, Morgano. 🙂
Ano jeszcze się udało wybyć na chwilę z domu, raptem na 4 dni, ale i tak jaka radość. 🙂
PolubieniePolubienie