Nasi przyjaciele (rodzice czworga dzieci) zwykli mawiać, że marzy im się czasem, by wyrwać się gdzieś i spędzić troszkę czasu bez pociech. Gdziekolwiek, „choćby i w budce telefonicznej”, byle tylko we dwoje. Tak to już jest, że gdy każdy dzień sypie Iskrami, zasypuje Groszkami i drobi Okruszkami, to człek zaczyna tęsknić za tym czasem, kiedy byliśmy tylko my: ja i Ona.
W czasie ostatnich wakacji szczęśliwie udało nam się wyrwać do tej przysłowiowej „budki telefonicznej”. To nic, że tylko na półtora dnia.
Dziś, przytłoczony grochem iskrowych okruszków wracam do tych chwil ulotnych…
Pierwszy raz był pełen oczekiwań, starannie zaplanowany. Znów deski Teatru Szekspirowskiego w Gdańsku. Snucie się po starówce i rozstanie – Igomama wsiada w pociąg powrotny do swojego domu rodzinnego i do dzieci, ja na samolot do opustoszałego domu holenderskiego. W tym roku opustoszałego jakby mniej, bo czekał tam na mnie Guzik “na obrażonych łapach”.
Ale wróćmy do Gdańska.
Poza prawdziwie letnią pogodą, nie wszystko ułożyło się po mojej myśli.
Najpierw pokoik, w którym spędziliśmy noc po teatrze. Okno pokoju złośliwie wyglądało na obskurne podwórze. W takich sytuacjach zwykłem najpierw zakładać, że to mi udało się coś zawalić, więc zanim udałem się do recepcji, najpierw upewniłem się (zerkając do wcześniejszej rezerwacji), czy aby na pewno miało być bardziej widokowo. Miało. Recepcja uznała swą pomyłkę, pokój niby się znalazł, ale… na poddaszu, z oknami maciupkimi i patrzącymi w błękitne niebo raczej, niż na ulicę poniżej. Fakt jednak, że w dole było miasto (z okna niewidoczne). Niby narzekać nie można, ale jednak niesmak pozostaje.
Dalej – teatr.
Na wirtualnej mapie, przy zakupie biletów, nasze miejscówki były tuż przy sobie. Jednak w rzeczywistości dzieliły je dwie ściany i wnęka. Przez całe przedstawienie siedzieliśmy zupełnie osobno, nawet różnymi wejściami wchodziliśmy na salę. Izolacji nam się zachciało, to dostaliśmy izolację bonusową – również od siebie.
Grunt, że to Teatr Szekspirowski, będzie więc choć co powspominać…. Prawda?
Niestety, trafiliśmy na “Burzę”.
Przedstawienie tworzone chyba dla krytyków i znawców sztuki (prawdopodobnie przez wielkie SZ). Takie, co nagrody zbiera. Takie, co widzów nagłym zwrotem akcji (czy może akcji urwaniem) strzela w pysk.
Znów – ja uznałem, żem „fizol” (słowa mej licealnej polonistki wróciły jak bumerang), ale Igomama (bynajmniej nie „fizol”) też była skonsternowana; pogubiła się w fabule, zakończenie ją zaskoczyło.
Po fakcie Google przekonał nas, że nie tylko my wychodziliśmy z teatru z rumieńcami. Takimi w kształcie reżyserskiej dłoni… (Ej, no tak źle nie było! – dopisek Igomamy – mnie się nawet podobało).
Na szczęście pyszna ryba nad Motławą, w „Zafishowanych”, wprowadziła w stan euforii nasze kubki smakowe i w ogóle stan ducha (nie dziwota, przez żołądek do serca).
Był nastrój, były dłonie splecione i było pyszne danie (jak zawsze u nas – jedzone “na spółę”). Po kolacji kolejny miły akcent – wino “przeprosinowe” od recepcji za zamieszanie z pokojami.
Rozstanie niestety smutnie urwane. Mój lot do Eindhoven wypadał o takiej porze, że nie doczekałem końca mszy w Bazylice Mariackiej. Podczas błogosławieństwa już mknąłem na przystanek autobusowy. Z uczuciem niedosytu, ale szczęśliwy, bo choć nie wszystko było zgodnie z planem, to jednak z Nią. Tylko we dwoje.
Druga „budka telefoniczna” trafiła nam się trochę przypadkiem, tuż przed wyjazdem do Holandii, gdy dzieci znajdowały się już pod dachem i opieką moich rodziców.
Zrobiliśmy sobie z Igomamą jednodniową wycieczkę nad jezioro, nawet nie zważając, że niebo tego dnia było stalowe i przeciekające.
Ważne, że powietrze smakuje świeżością. Ważne, że ludzi prawie nie widać. Ważne, że plażę można mieć na wyłączność.
I najważniejsze: nie ma dzieci, głównie naszych.
Mimo deszczu, wypoczęliśmy. Zjedliśmy obiad w kameralnym miejscu, gdzie nasycisz i ciało, i ducha. Taka miejscówka, z pysznym żarełkiem i mnóstwem książek do czytania, idealnie nadała się na zwieńczenie naszej prywatnej wycieczki „do budki telefonicznej”.
A wrażenia muszą nam starczyć na długo, bo perspektywa kolejnego wytchnienia od dzieci jeszcze się nie rysuje na naszym rodzinnym horyzoncie i pewnie jeszcze długo rysować nie będzie (taki „urok” życia na emigracji, gdy bliskich większość czasu ma się tylko na Skype).
…pięknie ale czy nie lepiej zostawić wszystko dla siebie …Nie dzielić się z obcymi bo to przecież nie ich czas i nie ich radość a prywatna. Podzielona, może okazać się mniejsza.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To chyba kwestia osobowości. Igomama też obstawała za tym, by tekst pozostał jej prywatną pamiątką. Chyba po prostu mam nieco bardziej „ekshibicjonistyczne” podejście do życia niż Ty i moja Miła Żonka? Dla mnie takie dzielenie to raczej sposób na radości pomnożenie.
PolubieniePolubienie
Państwa decyzje. Pamiętam ze szkoły ,że ekshibicjonizm to cos brzydkiego było ale czasy się zmieniają . Definicje się zmieniają. Bardzo mi się spodobało ,że uzył Pan określenia :” Żonka”- jakiś czas temu utyskiwałam ,że internet bardzo kocha przezywać, nazywać , wyzywać a tu proszę-tak pięknie :” Żonka”.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Świetny opis Waszej przygody – jakkolwiek by nie było, gwarantuję, że dłużej będziecie ją wspominać niż taką, która ułożyłaby się zgodnie z planem i oczekiwaniami. Wszystkie rozczarowania – biorą się z oczekiwań. Jeśli ich nie ma – wszystko jest darem – i Wasze ” tet a tet” także . Pozdrawiam serdecznie
PolubieniePolubione przez 3 ludzi
W zasadzie zamysł był taki, że czy zaplanowane i pogmatwane, czy spontaniczne i mało „wybuchowe” – to zawsze ważniejsze jest „z kim”, a nie „co”. 🙂
PolubieniePolubienie
Każdej parze potrzebna jest podobna randka, wówczas nawet pogoda nie tak istotna 😉
Fajny pomysł, nawet dziwne przedstawienie długo się wspomina…
PolubieniePolubione przez 3 ludzi
O tak… W pogoni za codziennością łatwo zapomnieć, że w przypadku tej gry nie ma drugiego podejścia… A czas leci nieubłaganie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Pięknie opisane, czytałam z zaciekawieniem, a jak będziecie w Gdańsku, dajcie znać, bardzo chętnie poznałabym Was. Pozdrawiam serdecznie
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Basiu, to bardzo miłe z Twojej strony. 🙂 Serdecznie dziękujemy.
My w Gdańsku zazwyczaj jesteśmy tylko na krótko – do teatru i Igotata na lotnisko, ale bywamy, więc będziemy pamiętać.
Też chętnie byśmy Ciebie poznali w realu. 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To do zobaczenia 🙂 Będzie mi bardzo miło.
PolubieniePolubienie
Z jednej strony rozumiem Igomamę, że te intymne chwile pragnęła zachować dla siebie, ale z drugiej bardzo doceniam fakt, że się nimi podzieliłeś. Należy sobie, ale przede wszystkim innym(bardziej znużonym życiem), że więzi między małżonkami należy pielęgnować i wspólne chwile(nawet rzadkie) przeżywać najintensywniej jak to tylko możliwe. Życzę aby na Waszej wspólej drodze „budek telefonicznych” było jak najwięcej. Przecież nie dla widoku z okna brałeś Ją (czyli Żonkę) do hotelu, więc następnym razem nie patrz co za oknem. Ukłony.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję serdecznie, Iwonko. 🙂 Buziaki. 🙂
PolubieniePolubienie
Brawo, Igotato, za to, że potrafiłeś w codzienności znaleźć dla siebie i Igomamy Waszą budkę telefoniczną. Życzę, by budki były coraz częstsze, radosne i dłuższe.
SUPER!
Zasyłam serdeczności
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Och, Ultro, jak miło! Dziękujemy Ci bardzo. 🙂
PolubieniePolubienie
Co za piekny wpis! Dziekuje za podzielenie sie tymi chwilami. Jako ze wpis zaczelam od srodka (czesto mi sie tak zdarza), natknelam sie na ”Był nastrój, były dłonie splecione” i bylam pewna, ze to Igomama tak pieknie opisuje swoja randke z mezem:D Sama nie wiem, do kogo kieruje ten moj komentarz, chyba do Was obojga – cudwonie czytac, ze sa pary ze ”stazem”, ktore tak romantycznie potrafia spedzic czas i cieszyc sie nim.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Czipssie kochany, nasze małżeństwo już osiągnęło pełnoletność. 🙂
Wiesz, emigracyjna codzienność nie sprzyja romantycznym uniesieniom, proza życia skutecznie je tępi, tym bardziej potrzeba nam odskoczni, zwłaszcza gdy nadarzy się taka okazja, a nadarza się głównie, gdy jesteśmy w Polsce i mamy „opiekę” do dzieci. 🙂
Pozdrawiamy serdecznie (i z wdzięcznością za miły komentarz).
PolubieniePolubienie