Delft to holenderskie miasto bogate w historię, zabytkowe kościoły, kamienice wynurzające się z kanałów, w biało-niebieską porcelanę, ale przede wszystkim to miasto Johannesa Vermeera, malarza o światowej sławie.
Tu się urodził, dorastał, kształcił, malował, przyjaźnił, kochał, smakował życia i tu zmarł, w wieku czterdziestu trzech lat.
Przemykał miejscowymi uliczkami, nie zawsze zwracając uwagę na ich malowniczość, wiadomo, jak to mieszkaniec. Życie Vermeera toczyło się pod szalem delfickiego nieba, przeniesionego zresztą na płótno w słynnym „Widoku Delftu”.
Ta szeroka niebieskawa warstwa to nie błąd kompozycyjny, lecz świadomy wybór. Niebo zwiastowało pogodę, przepowiadało sztorm. Stanowiło „o jutrze” społeczeństwa marynarzy, rybaków, rolników, kupców.
Vermeer namalował 50 obrazów, nie tak wiele; głównie sceny rodzajowe codzienności mieszczan.
Może obrazów byłoby więcej, gdyby nie perfekcjonizm artysty.
Malował powoli, precyzyjnie (w Mleczarce” nawet gwóźdź wbity w ścianę daje cień).
Nieustannie wnosił poprawki, zmieniał całe fragmenty, dopieszczał szczegóły.
Do dziś zachowało się 37 płócien Vermeera.
Siedem pozostało w Holandii, jednak nie w Delfcie, lecz w Amsterdamie i Hadze (w Rijksmuseum: „Mleczarka”, „Kobieta w błękitnej sukni”, „Uliczka” i „List miłosny”; a w Mauritushuis: „Dziewczynaz perłą”, „Widok Delftu”, „Toaleta Diany”).
Pozostałe obrazy rozeszły się po stolicach Europy, USA, Japonii.
W Delfcie, mimo braku oryginalnych dzieł Vermeera, czuć ducha artysty poprzez nawiązania do jego dzieł widoczne na budynkach, w sklepach (mozaika „Dziewczyny z perłą”, wyroby porcelanowe z najbardziej znanymi motywami z obrazów, torebki, gadżety).
Przede wszystkim jednak znajduje się tu Centrum Vermeera Delft.
Działa ono jak muzeum, choć technicznie nim nie jest, gdyż nie posiada oryginalnych obrazów, a jednie reprodukcje. Za to – reprodukcje WSZYSTKICH dzieł Vermeera, PEŁNOWYMIAROWE.
Nas to zadowoliło.
Zwiedzanie rozpoczyna się w części piwnicznej.
Można tam „nastroić się” i otworzyć na epokę Złotego Wieku, oglądając film dokumentalny, przedstawiający XVII – wieczny Delft, w całej ówczesnej krasie, na tle wydarzeń historycznych.
My, ze względu na ograniczone możliwości czasowe, pominęliśmy projekcję i od razu przeszliśmy do oglądania reprodukcji, umieszczonych chronologicznie według czasu powstawania oryginalnych dzieł.
Pomiędzy obrazami natrafialiśmy na rekwizyty z życia artysty i jemu współczesnych: stare naczynia, mapy, zdjęcia, rysunki.
Widzieliśmy wielki stół członków Gildii Świętego Łukasza, do której należał Vermeer.
Bractwo to działało dokładnie w tym samym miejscu, na ulicy Vlamingstraat 40. Adepci malarstwa zdobywali w stowarzyszeniu doświadczenie uzyskując tytuł mistrza uprawniający do podpisywania i sprzedaży swoich obrazów.
Obok malarzy gildia zrzeszała także garncarzy, szklarzy i drukarzy.
Stół jest interaktywny, każdy przycisk na blacie odkrywa dodatkowe informacje na temat artysty, jego przyjaciół i rodziny.
Jednak dla nas najciekawsze okazało się piętro pierwsze – atelier Vermeera.
Jego centralną część zajmuje warsztat z pędzlami i mieszankami farb.
W tamtych czasach nie było jeszcze sklepów dla artystów, z arsenałem akcesoriów malarskich. Malarz sam sobie robił farby. W tym celu kupował w aptece lub drogerii pigmenty (uzyskiwane z różnych surowców: roślin, drewna, szkła, ołowiu, moczu, rzadkich minerałów, lapis lazuli z Afganistanu i innych), mieszał je z olejem lnianym i tę mieszankę wcierał w kamień, dla nadania jej odpowiedniej grubości.
Vermeer wybierał pigmenty droższe, lepszej jakości – dzięki temu kolory na jego obrazach są wyrazistsze i trwalsze.
Był pomysłowy i kreatywny, dostosowywał farbę do tematyki obrazu.
Cienka warstwa werniksu podkreślała głębię i blask na namalowanych tkaninach, materiałach, szkle.
Z kolei połączenie gęstej farby z piaskiem imitowało cegłę (w „Uliczce” i „ Widoku Delftu”).
„Mistrz światła” często malował postaci (głównie kobiety) przy oknie i lustrze.
Na ich twarzach, dłoniach i ubiorze uwidaczniają się jaśniejsze i ciemniejsze plamy, cienie, poświata. Stuprocentowej pewności nie ma, ale wiele wskazuje na to, że Vermeer podczas malowania korzystał z prostego urządzenia optycznego o nazwie „camera obscura”. Mógł je otrzymać od swojego sąsiada i przyjaciela Antoniego van Leeuvenhoeka, wynalazcy mikroskopu.
Był to pierwowzór aparatu fotograficznego: ciemna skrzynka z obiektywem, rzucającym na ścianę (lub na płótno) odwrócony obraz, o miękkich lekko rozmytych konturach.
W pracowni Vermeera widzimy jak świat zewnętrzny odbija się na ekranie.
Znajduje się tu również motyw wielu dzieł, czyli sławetne OKNO.
Warto przy nim usiąść i zapozować jako „pisząca list” (co prawda nie do obrazu, ale do zdjęcia). My ochoczo skorzystaliśmy z tej sposobności.
Z kolei na drugim piętrze zobaczyliśmy wystawę fotograficzną – wariacje na temat „Dziewczyny z perłą” oraz uczyliśmy się odczytywania symboli miłosnych na obrazach Vermeera.
Normalnie pewnie nie zwrócilibyśmy na nie uwagi, bo często są one bardzo dyskretne, jednak widzowie współcześni artyście w mig rozumieli ich „ukryte” przesłanie: lustro i perły oznaczały próżność, jabłka i brzoskwinie – grzech Ewy, waga – rozterki miłosne, wino – romans, list – kochanka, obrus – związek pozamałżeński, ciemne pomieszczenie – cudzołóstwo itp.
Oczywiście są też alegorie o pozytywnych konotacjach, choćby w „Mleczarce”.
Kobieta w żółto – niebieskim stroju przelewa mleko. Jest sama; pusty pokój symbolizuje proste życie służącej, spuszczony wzrok świadczy o skromności i pokorze. Białe mleko to strawa „biblijna”, czysta, szlachetna, a chleb odwołuje do Eucharystii.
Jeśli po zwiedzeniu całego Centrum odwiedzający jeszcze czuje niedosyt, to w kasie na parterze może zamówić spacer po Delfcie śladami Vermeera.
My się nie zdecydowaliśmy: deszczowa pogoda, skutecznie zniechęcała do wszelakich przechadzek, nawet szlakiem mistrza.
A czytelnikom, którzy dobrnęli do końca tej notki, w nagrodę za wytrwałość „Vermeer” naszej Szymborskiej:
Dopóki ta kobieta z Rijksmuseum
w namalowanej ciszy i skupieniu
mleko z dzbana do miski
dzień po dniu przelewa,
nie zasługuje świat
na koniec świata.
W sumie takie muzeum ma więcej sensu od tradycyjnego. Owszem, reprodukcje, ale można dotknąć, podejść, dowiedzieć się. Chyba wolę taki sposób od podziwiania oryginału przez szybę i w tłumie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Aksiuniu, tak, to dobre rozwiązanie, z wieloma plusami.
Choć powiem Ci, że te reprodukcje wyglądały trochę jak zdjęcia na płótnie, brakowało mi „maźnięć” pędzla, ale to był właściwie jedyny minus.
Pozdrawiam serdecznie. 🙂
PolubieniePolubienie
Bardzo ciekawe miejsce, warte odwiedzania co jakiś czas, dla klimatu, dla pogłębienia wiedzy.
Na podobnej zasadzie utworzono muzeum w Zamku Przemysła w Poznaniu, tez wiele interesujących eksponatów i multimedialne tablice oraz stoły.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jotko, dziękuję za informację. Postaram się zapamiętać o Zamku Przemysła.
Chciałabym pokazać Poznań dzieciom, bo jeszcze w nim nie były, a jest mnóstwo do zobaczenia – wiesz najlepiej, Jotko, bo regularnie bywasz w Poznaniu. 🙂 Uściski.
PolubieniePolubienie
Przeczytałam wszystko z wielką przyjemnością. Bardzo Ci dziękuję za ten tekst.
A już wiersz Wisławy Szymborskiej który uważam za wspaniały – wzruszył mnie bardzo.
Chciałabym zapytać – czy mogłabyś napisać do mnie na adres rusinowa@op.pl……?
Chcę Cię tylko o coś zapytać.
Pozdrawiam serdecznie
Stokrotka
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję za miły komentarz, Stokrotko.
Pytaj, już do Ciebie piszę.
PolubieniePolubienie
Pewnie wydam się wielką ignorantką, ale choć obrazy są mi znane, to nie łączyłam ich właśnie z tym malarzem.. Bardzo interesujący post i tylko żal, że do Holandii nigdy nie dotrę. Pozdrawiam serdecznie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Absolutnie, Iwonko, nikomu nie wydasz się ignorantką! Coś Ty!
Po pierwsze nie każdy musi interesować się malarstwem, a po drugie – nazwiska bywają trudne („Vermeer” – na pewno!) i nie zawsze zapadają w pamięć.
A przyznam Ci się, że ja przed przyjazdem do Holandii (7 lat temu) nie miałam pojęcia o Vermeerze i jego malarstwie. I to też jest ok. 😉
Nie musimy się na wszystkim znać. Pozdrawiam jesiennie. 🙂
PolubieniePolubienie
Bardzo ciekawy wpis o nowych miejscach i historii malarza holenderskiego.Takie miejsca też lubię zwiedzać. Miło ,że mogłam też skorzystać zwiedzić internetowo.Pozdrawiam.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A może nadarzy się okazja zwiedzić „na żywo”?
Zapraszamy Ciociu i pozdrawiamy. 🙂
PolubieniePolubienie