Odwiedziny gości na emigracji to święto, a po doświadczeniu pandemicznej izolacji – święto tym większe. Gdy przyjechał do nas mój brat ze Śnieżką, chcieliśmy, rzecz oczywista, by uszczknęli choć kawałek, kawalątek Holandii. Zresztą młodzi sami o to zadbali, eksplorując okolicę na rowerach.
Między innymi wybrali się nad Morze Północne i chodzili po wydmach wespół w zespół z danielami (tak!).
A w niedzielę postanowiliśmy wspólnie pojechać do Delftu, nie za dużego, urokliwego miasteczka, nasyconego holenderskością.
Przez holenderskość rozumiem kadry jak z widokówki – z dobrotliwym, bryłowatym wiatrakiem i siecią kanałów, otoczonych szeregiem kamienic – ot, „mały Amsterdam”.
Plany mają to do siebie, że nie zawsze udaje się je zrealizować. Ale to sami wiecie.
Deszcz padał, gdy wsiadaliśmy rano do auta (w miarę rano, bo po śniadaniu i po kawie).
– To nic, może w samym Delfcie nie będzie padać? – łudziliśmy się. Ale padało.
Jedynym plusem deszczu była mniejsza liczba turystów.
Bo zwykle, przy niedzieli, tłumy przelewają się przez rynek i okupują okoliczne knajpki.
A teraz było mokro i pustawo.
Woda zbierała się w szczelinach brukowych kostek.
Krople deszczu niczym igiełki szalonej krawcowej uderzały o kanały, załamując ich powierzchnię jak szarą tkaninę. Gwałtownie, bezlitośnie – pac, pac, pac, a masz, a masz, a masz!
Woda bębniła o nasz parasol, a potem niesforne kropelki zjeżdżały z materiału, ochlapując nam nogi. Ale i tak było pięknie.
Widocznie zachwyt może być przemoczony.
Wiatrak – Molen de Roos
Zacznijmy od wiatraka. W Holandii każdy młyn nosi własne imię.
Ten w Delfcie, to Róża – Molen de Roos. Trochę jak na planecie Małego Księcia – jedna róża, jedyny wiatrak, który się tu ostał pośród istniejących kiedyś osiemnastu.
Jedyny, ale za to nadal działa! Miele organiczne ziarno na mąkę, którą można nabyć w sklepiku na dole. Poza mąką na stanie są inne artykuły piekarnicze: formy na chleb, drożdże.
Rynek – Markt
Rynek w Delfcie jest wielki i przestronny, można na nim tańczyć.
Wyobraźcie sobie dwa imponujące zabytkowe budynki na dwóch przeciwległych krańcach: renesansowy ratusz i gotycki kościół.
Stoją naprzeciwko siebie, z dumnymi twarzami fasad, jak gdyby sobie w oczy patrzyły, a pomiędzy nimi rozpina się plac, takie wielkie prześcieradło.
Ratusz – Stadhuis
Ratusz przypomina mały pałacyk.
Wzrok przykuwają głównie mansardowe okna z czerwonymi okiennicami.
W kroplach deszczu wszystko się rozmywa: okiennice trzepoczą, złota farba się rozlewa, ożywa lew w herbie i ożywają kamienne posągi.
A my tańczymy, w deszczu i z deszczem.
Nowy Kościół – Nieuwe Kerk
Z kolei sylwetka Nowego Kościoła jest smukła i strzelista, z charakterystyczną wieżą, wysoką (108 m) i sczerniałą, jak po pożarze.
W istocie obecna wieża jest nienaruszona, sprawia tylko takie wrażenie, ponieważ czarny fragment został zbudowany z piaskowca, surowca naturalnie ciemniejącego pod wpływem kwaśnego deszczu.
Wszelkie odnawianie jest bezużyteczne, gdyż efekt byłby krótkotrwały.
Natomiast ogień strawił poprzedni kościół, stojący w tym miejscu.
Stało się to dwukrotnie: najpierw pożar szalał w 1536 r. i sto lat później jeszcze raz – w wyniku wybuchu prochowni (zginęło wówczas wielu ludzi m. in. malarz Karl Fabritius, autor „Szczygła”).
I jakby mało było zniszczeń, to za dwieście czterdzieści lat (w 1872 r) iglicę kościoła, niestety, zrujnował piorun.
I tak sobie myślę, że może po prostu ta czarna obwódka na obecnej wieży jest jej pisana? Jako pamiątka burzliwych dziejów?
Z wieży Nowego Kościoła (tej poprzedniej, co naprawdę spłonęła) dawni uczeni przeprowadzili słynny test zrzutowy z wykorzystaniem ołowianych kul i udowodnili, że obiekty tej samej wielkości spadają w tym samym tempie, mimo różnej wagi.
Obecna wieża jest dostępna do zwiedzania.
Jeśli nie ma się lęku wysokości i jeśli zdrowie pozwala, to można wspiąć się na szczyt (376 schodków czeka!) i zachwycić panoramą miasta będącego inspiracją malarzy, pisarzy, poetów, reżyserów i w ogóle wszelkich artystycznych dusz.
Ja to zrobiłam trzy lata temu (w lipcu i w pełnym słońcu), gdy przyjechała do nas moja przyjaciółka z dzieciństwa.
Bo tym razem się nie udało, nie tylko przez kiepską pogodę.
Gdy weszliśmy do wnętrza kościoła, od razu zostaliśmy wyproszeni. Pan przy wejściu stanowczym tonem poinformował nas i innych zaglądających, że dzisiaj nie ma zwiedzania, bo jest niedziela i w świątyni odbywają się wyłącznie nabożeństwa.
Cóż, jak nie wolno, to nie wolno!
Nie dane nam było zobaczenie mauzoleum Wilhelma I Orańskiego, „ojca Holandii”; jego pomnika z rzeźbą wiernego psa u boku, a także krypty, w której zostali pochowani członkowie dynastii królewskiej Oranje -Nassau (choć krypta królewska ponoć jest na stałe zamknięta dla zwiedzających).
Stary Kościół – Oude Kerk
Poza tym że Oude Kerk jest … stary (datowany na rok 1246), to również jest zbudowany w stylu gotyckim, również jest świątynią wyznania protestanckiego i również ma imponującą wieżę.
Mniejszą, ale też sporą, widoczną z daleka (75 m), ceglaną.
Ale ta wieża nie jest dostępna dla zwiedzających. Byłoby to zbyt niebezpieczne.
Wskutek niestabilnego podłoża (tuż przy kanale) wieża się skrzywiła i jest dwa metry odchylona od pionu.
Tak więc w Delfcie jeden kościół ma wieżę czarną, drugi – krzywą.
I oba kościoły są zamknięte w niedzielę przed turystami.
A turyści chcą wejść do środka głównie dla grobu Johannesa Vermeera, światowej sławy malarza (tego od „Dziewczyny z perłą” i „Mleczarki”), który urodził się, żył, tworzył i zmarł właśnie w Delfcie.
Oprócz Vermeera w Starym Kościele spoczywa jeszcze około czterystu mieszkańców Delftu np. twórca mikroskopu Leeuwenhoek, żeglarze.
Byłam tu trzy lata temu, z koleżanką, więc mogę Wam jeszcze pokazać zdjęcie zabytkowej ambony z 1548 r, rzeźbionej w drewnie.
Warto też zwrócić uwagę na serię 27-iu kolorowych witraży.
Obrazują one historie biblijne np. przypowieść o synu marnotrawnym, ale niektóre mają charakter świecki jak choćby witraż królowej Wilhelminy.
Wnętrze Oude Kerk jest ubogie i posępne, jednak dzięki barwnym mozaikom w oknach – pięknieje. Gdy promienie słońca zaglądają do środka, to na szarej posadzce i ścianach rozgrywa się spektakl światła, linii i kolorowych plam.
Może to specjalnie dla spoczywającego tu na wieki Vermeera, nazywanego “mistrzem światła”?
A o Vermeerze napiszę następnym razem, by już nie przedłużać tej, i tak długiej, notatki.
Bo skoro kościołów nie dane nam było w niedzielę zwiedzać, to poszliśmy z naszymi gośćmi do Centrum Vermeera Delft. Ale to już nie dziś.
Ps. I przepraszam za ten miks zdjęciowy, pomieszałam jesień z latem – fotki robione teraz z tymi sprzed trzech lat. Niektóre zostały wykonane prze moją koleżankę (autorkę fotobloga mariposaflower).
Jak dobrze, że dzięki Tobie możemy trochę poznać kawalątek Holandii! Bardzo urokliwe miejsce.
Szkoda, że nie udało Wam się pozwiedzać kościołów. Mają ciekawą historię – a ta czarna obwódka wokół jednego z nich rzeczywiście wygląda jak ślad po pożarze..
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję. 🙂
Też byłam przekonana, że czarna obręcz jest śladem po pożarze – przez to ciągle myliłam ten kościół, bo wydawał mi się Kościołem Starym, tymczasem jest Kościołem Nowym (z obwódką wyglądającą jak stara).
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Cudowna wycieczka, mimo deszczu, prawdziwego turysty nic nie zniechęca, a nawet chyba lepsza tak pogoda, niż upał.
Faktycznie, takie miasta to jeden wielki zachwyt, można jechać w ciemno:-)
Okazuje się, ze krzywych wież jest sporo w Europie 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję, Jotko.
Prawda, Delft jest pięknym miastem nawet w deszczu.
Choć wiadomo że przyjemniej spaceruje się w suchym i bez parasola, łatwiej też zdjęcia pstryknąć.
PolubieniePolubienie
Jest tak wiele miejsc do zobaczenia. Dziękuję za to co pokazałaś nam.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Basiu, proszę. Pokazuję to, co udało mi się zobaczyć.
Miło jest móc się tym podzielić z innymi. 🙂
PolubieniePolubienie
😚😚😚
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzięki Tobie powoli zakochuję się w urokliwych, holenderskich miasteczkach, którym piękna nie odebrała zapłakana pogoda!
Serdecznie pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bardzo mi miło, Ultro, aż się wzruszyłam po przeczytaniu Twojego komentarza.
Pogoda próbowała nas zniechęcić do zwiedzania, ale nie daliśmy się tak łatwo zbyć.
Serdeczności. 🙂
PolubieniePolubienie