Tanecznym krokiem

4b0fae47-1c95-4922-b0c0-26b2f5a4df88

Sobotni poranek. Jak co tydzień jedziemy z Okruszkiem na jej lekcję baletu. Jak zwykle – prawie spóźnieni. O dziwo parking jest nadal pusty. W pierwszej chwili zrzucam to na karb pogody: słońce praży, więc pewnie rodzice zdecydowali się na rower. Sam zrobiłbym podobnie, ale auto mimo wszystko szybsze. W końcu przychodzi olśnienie. Przecież dziś zajęcia zaczynają się później! Choć raz jesteśmy przed czasem! A to przecież nie jedyna rzecz, która różni dzisiejsze zajęcia od wszystkich poprzednich…

Do sali dziś udajemy się oboje. Ostatnie zajęcia w każdym sezonie to czas, gdy tatusiowie i mamusie mogą dołączyć do swych pociech. I to nie tylko trzymając aparat, kamerę, telefon. Razem z pociechami siadamy w „kringetje”. Razem z nimi próbujemy wyciągnąć się wprzód i sięgnąć nosem podłogi. Idzie nam raczej marnie, a to przecież tylko rozgrzewka. U mnie trudność podwójna, wciąż dochodzę do siebie po wczorajszej nocy. Tam też zaczęliśmy od rozgrzewki. W iście holenderskim stylu.

W piątek zorganizowaliśmy przyjęcie-niespodziankę dla naszej byłej szefowej, Ellen. Opuściła firmę, w której wspólnie pracowaliśmy, kilka tygodni temu. Wtedy odbyło się oficjalne, firmowe pożegnanie. Dla nas to jednak było zbyt hermetyczne spotkanie: wiele osób, które firmę opuściły wcześniej, również miało ochotę w pożegnanie się zaangażować. Zorganizowaliśmy więc kolejną imprezę, bez wiedzy zainteresowanej (o całej sprawie wiedział tylko jej mąż). Pomysł na wspólną aktywność, która całość miała rozpocząć, wysunęła nasza „dyżurna” animatorka: SarahLynne, z Australii. Firmę opuściła jakiś czas temu, gdy uznała, że godzenie matczynych i firmowych obowiązków sprawia, że na obu frontach nie daje z siebie tyle, ile by chciała.

Ellen słynęła w naszej firmie z tego, że do pracy codziennie dojeżdżała rowerem (bagatela, kilkanaście kilometrów w jedną stronę). Na aktywność wybraliśmy więc rowerową wycieczkę właśnie.

7dde7c22-2887-4647-9f02-4a80c62ab281

Ale nie był to typowy rowerowy rajd: rower był jeden, wyposażony w wiele przekładni (a także – dzięki Bogu – elektryczny silnik). Do tego spora ilość paliwa w puszkach, by organiczne silniki nie uległy zatarciu. I choć wysiłek był wspólny – dało się odczuć szczególnie strome podjazdy. W połowie drogi mieliśmy krótki postój, w czasie którego był czas na wspominki, sprawdzenie co u kogo słychać, jak wygląda życie poza naszą firmą (tu głos miały osoby, które już u nas nie pracują) i co zmieniło się w firmie (oczami tych, którzy póki co pracy nie zmienili). Wreszcie – rozgrzewka się skończyła. Druga aktywność również pasowała do naszej byłej szefowej, która była królową parkietu.

79635f64-12b5-4365-a98e-c8cf80142e06

Ze wspomnień (drzemki?) wyrywa mnie głos sympatycznej pani prowadzącej. „Eerste positie” – pamiętam z poprzednich zajęć tego typu, stopy na zewnątrz, ustawione do siebie pod niemal prostym kątem. nogi złączone. Dłonie na biodrach. Okruszek robi to niedbale a i tak w pozycji tej wygląda o niebo lepiej ode mnie. Cóż, młodość ma swe zalety…

Po rozgrzewce zaczynamy ćwiczyć taniec. Pani stara się zacząć dość łagodnie. Ot, brykamy we dwoje przez salę malując naszym ruchem literę M. W jedną, w drugą, w jedną, w drugą. Okruszek chichocze, patrząc jak tata usiłuje sunąc po parkiecie w rytm muzyki. Jakoś ten taniec wydaje się o niebo trudniejszy od tego, w którym zatraciłem się poprzedniego wieczora…

Zanim jednak dotarliśmy na parkiet, trzeba było dotrzeć do wybranego przez znajomych lokalu. Najpierw spacer, później prom, wreszcie – jazda windą. Widok ze szczytu – olśniewający.

0256c206-ae2b-4ba4-8360-b8d5a8ec7f04

Niestety, na dach docieramy tuż przed jego zamknięciem, więc z huśtawki tam zainstalowanej nie udało się nam już skorzystać. Od razu mentalnie odnotowuję to miejsce: trzeba będzie tu wrócić z resztą Igorodziny i w nieco rozsądniejszym terminie skorzystać z miejscowych udogodnień. Gdy taras na dachu zostaje ostatecznie zamknięty wracamy na dół, do lokalu, w którym planujemy spędzić resztę wieczora. Część restauracyjna, część barowa. Na środku tej drugiej – konsola DJa, niewielki parkiet. I tu – mała niespodzianka. Na środku parkietu znajduje się przeszklona podłoga. Spoglądam w pustkę pod nami, pustka oddaje spojrzenie.

3309b832-5152-4970-bf3c-be57cc4d0862

Mój umysł mknie w dół, z każdą sekundą przyspieszając o kilka metrów na sekundę. Przed upadkiem ratuje mnie głos Okruszka. „Tato, teraz my”.

Po prostym brykaniu przychodzi pora na coraz bardziej urozmaicone sekwencje. Dochodzą obroty, gdy na przemian zwracamy się do siebie twarzami i plecami. Później podskoki z nogą wyciągniętą w tył i ramionami rozłożonymi niby ptasie skrzydła. Dziewczynki i mamusie z wdziękiem, którego tatusiom troszkę brakuje. Wszyscy przy tym bawimy się wspaniale. Nikt nie wystawia ocen, nikt nie śmieje się z innych – wręcz przeciwnie, śmiejemy się z innymi. To chyba taka cecha wspólna parkietów w Holandii…

Parkiet w A’DAM Lookout gościł równie przemieszany tłumek. Ludzie, którym muzyka nie przeszkadza i tacy, którym słoń tąpnął solidnie na ucho. Jedno co łączy osoby na parkiecie to wzajemna sympatia, uśmiech, skupienie na wspólnej zabawie a nie na konkursie umiejętności tanecznych.

f33b49a8-eb5d-4adf-b98c-efa0ad6a6d10

Wiadomo, jednym taniec wychodzi lepiej, innym gorzej – ale tu nie ma to znaczenia. Oczywiście w tłumie są też osoby, które lubią błyszczeć. Pewnie spojrzenia niektórych spotykają się, iskrzą i zwiastują coś nowego. Dla mnie i reszty naszej grupy iskry zwykle mają dość tunelowe ujście i pomijając Ellen i jej męża, nie obejmują obecnych na parkiecie. Muzyka? Bardzo różna. Kompletnie odpływam dopiero pod koniec, gdy do muzyki typowo dyskotekowej wkradają się twisty, rock’n’rolle, wreszcie – Nirvana. Holendrzy jednak odpływają na dobre jeszcze później, gdy na parkiecie zaczynają brzmieć lokalne przeboje. Expatom (większość naszej grupy) z początku może to przeszkadza, ale potem i my włączamy się w nieco jarmarczny nastrój. Całość kończymy pociągiem w iście weselnym stylu. Planowałem z imprezy wyjść koło dziesiątej – jedenastej. Ostatecznie wraz z Ellen, jej mężem i kilkoma innymi osobami „gasimy światło” (lub raczej – zapalamy je).

0f8c897a-80b9-45d3-b82b-e0d914b6299b

Jeszcze „niedźwiadek” i „piątka” z DJem i ruszamy do domu, przed nami długa droga. A rano…

Pierwsza pozycja, plie, pierwsza pozycja, prawa dłoń sunie w górę po łagodnym łuku. Zaraz za nią mknie dłoń lewa. Stopa w przód, stopa w tył, stopa w przód, stopa w tył. Teraz niemal na klęczkach, by zawirować z Okruszkiem z ramionami zaplecionymi na wysokości łokcia. Najpierw w jedną, potem w drugą stronę. Na koniec – nasze dłonie się spotykają, nasze stopy mkną w przeciwnych kierunkach. Układ bajecznie prosty, akurat na naszym poziomie. Okruszek bawi się świetnie, ja dumam który parkiet był bardziej przyjazny? Gdzie bardziej pasuję? A może i tu, i tam? Chyba jeszcze jakiś czas dam sobie prawo, by nie musieć wybierać…

IMG_20190624_023008

Ten wpis został opublikowany w kategorii wiatrakowa codzienność i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

10 odpowiedzi na „Tanecznym krokiem

  1. Cudny temat.. Może podsuń baletmistrzyni pomysł na układ do Nirvany? Pozdrowienia.

    Polubione przez 2 ludzi

    • igotata pisze:

      Póki co „masakruje” dzieci muzyką nieco bardziej… cenzuralną. 😉 Z drugiej strony – Okruszek przy wszystkim tańcuje… Pomyślimy! 😉

      Polubienie

  2. jotka pisze:

    Takie pożegnanie to cudny pomysł, dobrze, ze zorganizowaliście własnie w takiej formie!
    Nie dziw, ze po takim wieczorze nie dawałeś rady na parkiecie baletowym:-)

    Polubione przez 2 ludzi

    • igotata pisze:

      Nosem sięgać kolan nie jestem w stanie nawet w pełni wypoczęty niestety.. Kilkanaście kilogramów temu – być może, ale teraz… Kompromisowo, dotykałem powietrza pół metra nad podłogą.

      Polubienie

  3. Morgana pisze:

    Wrażeń moc, podziwiam za odwagę i talent:)
    Taniec, to dla mnie „męczarnia”, bo nie lubię, nie umiem. Czasem muszę- zapraszam na bloga na poweselną refleksję:)
    Pozdrawiam serdecznie:)

    Polubione przez 2 ludzi

    • igotata pisze:

      Co do talentu to ciężko się wypowiadać, ale odwaga raczej nie ma tu nic do rzeczy. Odwaga to umiejętność pokonywania swoich lęków, których w przypadku tańca zwyczajnie nie odczuwam. Uwielbiam tańczyć i mało mnie obchodzi, jak mój taniec oceniają inni. 😉 A to chyba właśnie ta ocena napędza lęk przed parkietem…?

      Polubienie

  4. Iwona Zmyslona pisze:

    Odważne połączenie klasycznego baletu z tańcem dyskotekowym. Sadzę, że gdyby kolejność imprez była odwrotna, znacznie lepiej radziłbyś sobie jako „Barysznikow”. Swoją drogą, doskonałym pomysłem jest, by zakończenie roku na zajęciach baletowych odbyło się z uczestnictwem rodziców. W ten sposób mogą się przekonać za co płacą i jak wiele trudu kosztuje ich pociechę chodzenie na zajęcia. Życzę Ci, żeby Tobie współpracownicy zorganizowali równie fajne pożegnanie jak Ellen. Pozdrawiam wszystkich Igomaniaków.

    Polubione przez 2 ludzi

    • igotata pisze:

      Zgadzam się, takie lekcje to nie tylko masa zabawy, ale właśnie okazja by zmierzyć się z tym, z czym Okruszek mierzył się przez cały sezon. Co do pożegnania to raczej nie liczę na tak spektakularne, ale z pewnością nie obraziłbym się. 😉

      Polubienie

  5. kora pisze:

    Fajnie jak dzieci mają pasje, oby zostało jej to na długo

    Polubione przez 1 osoba

    • igotata pisze:

      Jestem zdania, że może nawet przebrzmieć, zmienić się – wszak Mały Człowiek ma jeszcze całe życie przed sobą. Ale faktycznie, trudno się oprzeć wrażeniu, że muzyka, scena… to jej żywioł. Dziękujemy za komentarz i wizytę!

      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s