Co pyrkocze w marcowym garnuszku?

160913160_431333178123743_1527517966299078104_n

Wybaczcie, rzadziej piszę. W Holandii trwa lockdown, więc nowych tematów brakuje, a stare zużyły się i wyliniały. Bo ileż można o tym samym? Zamknęliśmy się w domu jak w marcowym garncu.
Dni wystukują znajomy, prosty rytm. Ta powtarzalność ma zalety, daje poczucie bezpieczeństwa (oczywiście bezpieczeństwa na miarę pandemicznej rzeczywistości), a jednocześnie nuży, wiąże ręce sznurem bezsilności i marazmu.

Otwieram okno na oścież. Zgarniam wiosnę do środka.
Niech wsączy się w ściany, wypełni pozytywną energią wszystkie szczeliny i zakamarki. Wychylam się, wiatr smaga mnie po twarzy. Składam dłoń w daszek nad brwiami, odwracam głowę. Wyglądam ZMIAN: spotkań z przyjaciółmi, wyjść do muzeów, wypadów do miasta, na zakupy.
Chodzenie po sklepach zwykle mnie męczyło. Teraz nie będzie. Gdy w końcu je otworzą, udam się na sklepowy maraton. Będę biegać po wszystkich kondygnacjach, po różnych działach; nie ominę żadnego regału. I wcale nie będę zmęczona.
I wcale nie będę się przejmować tłokiem.
Nie zniechęcą mnie kolejki do przymierzalni i do kas.
Zresztą nie muszę niczego kupować. Wystarczy, że popatrzę.
Dotknę nowej tkaniny, pogładzę sweterek leżący na wierzchu stosiku, zakręcę wieszak z sukienką. I tyle, niczego więcej mi nie trzeba.
Będę cieszyć się barwami wiosennych kolekcji. Jakimi? Nie mam pojęcia, stawiam na orzeźwiającą miętę i limonkę. Na pudrowy róż i oczywiście na beże.
Beż, biel… spojrzenie od nich od razu robi się jaśniejsze.

Tymczasem grzeję się w kuchni, wśród zapachów i smaków.
W Dniu Kobiet Groszek rozpieścił nas tartą czekoladową.

160850609_217985379719310_141385876889521040_n

Twardy spód („Jaki kamień!”, martwił się autor, nam to jednak nie przeszkadzało) z grubą warstwą miękkiego, ciemnego kremu. Robiłam zakupy do tej tarty, więc wiedziałam, że w kremie kryją się dwie tabliczki mlecznej czekolady i cała paczka kolorowych ememesów.
I pewnie coś jeszcze. Masło? Kremówka? Wolałam nie dociekać.
Ciasto od Groszka było bombą kaloryczną! Bombą, która tyka ostrzegawczo jak wskazówki wagi po przekroczeniu limitu ciężkości. Tarta, natychmiast po spożyciu, bezbłędnie skierowała się w boczki i brzuch chcąc się w nich zaadaptować już na stałe, ale było to kompletnie bez znaczenia. Zlizując czekoladę z warg, cieszyłyśmy się z Iskierką i Okruszkiem, że Groszkowi chciało się zrobić coś specjalnie dla nas.

A kilka dni później, przeczytałam, że włoscy mężczyźni w Dniu Kobiet pieką swoim paniom ciasto „mimoza”, wyglądem przypominające kiść kwitnących kwiatów.
Mimoza, mimoza, jakie piękne słowo, takie wdzięczne, nieuchwytne…
To słowo wszeptało się we mnie. Wszeptało tak mocno, że nie było rady – musiałam upiec tę mimozę. Wyszła pyszna, wilgotna. Smak delikatnej cytryny przełamywała słodycz waniliowego budyniu. Mimoza pasuje na każdą okazję i porę roku.

160568804_5810814772265708_4752733787532594054_n

Po kilkutygodniowej przerwie przeprosiłam się z pieczeniem chleba.
Dałam kolejną szansę zakwasowi. Trudno, najwyżej będzie moja strata, pomyślałam. Muszę spróbować jeszcze raz, by odczarować ostatnie nieudane bochenki.
Tylko tym razem ziaren nie dodałam, w razie wypiekowej klęski przynajmniej nie będzie żal tych wszystkich pestek: słoneczników, dyni, siemienia.
Podkarmiłam zakwas, odczekałam, zagniotłam zaczyn, odczekałam.
Metodycznie, cierpliwie, powoli, nie na skróty. I chleb się udał!
W tym całym pieczeniu musi kryć się jakaś tajemnica. Gdybym tylko ją posiadła, pieczenie przestałoby być dla mnie loterią, bo dotychczas raz kciuk idzie w górę, a raz w dół.

160685451_276030357354632_6361329631401103423_n

Okruszek przedpołudnia spędza w szkole, a po południu fruwa z kwiatka na kwiatek. Lekko, zwiewnie, z właściwą sobie nonszalancją.
Tu porysuje, tam powycina, a w międzyczasie przebierze się trzy razy.
Ułoży lalki w łóżeczkach, przestawi miśki na półce, pogłaszcze kota, coś wyjmie z szuflady, czegoś nie schowa, coś zrzuci, czegoś nie podniesie, zrobi fikołka, zajrzy do rodzeństwa.

161055939_191953669361808_5751711597778386536_n

Oczywiście rodzeństwo nigdy nie ma czasu. Za to zawsze ma lekcje. I pracę domową.
Nie muszę pytać, odpowiedź wryła się w moją pamięć.
Rano: Iskierko/Groszku, co robisz?  – Mam lekcje!
Po południu: Iskierko/Groszku…?  – Odrabiam pracę domową!
Wygląda na to, że życie nastolatków przędzie się wyłącznie wokół szkoły.
Nie dajcie się zwieść! To MA tak wyglądać.
W rzeczywistości nastoletnie życie przędzie się wokół mnóstwa innych spraw, niestety większość jest oznaczona stemplem „tajne przez poufne”.
Biedny rodzic może co najwyżej jak żebrak stanąć pod drzwiami pokoju i prosić, z rękoma złożonymi do modlitwy, o hasło do sezamu.

Z wychodzeniem na dwór przez starsze dzieci też bywa różnie.
Groszek, gdyby mógł, codziennie wybiegałby z domu do kolegów. Ma ich nieskończoności.
Za to Iskierka odwrotnie: gdyby mogła, najchętniej nie wychodziłaby z pokoju.
Wyjście na dwór ma dla niej raczej wymiar kary niż nagrody.
Z koleżankami też u niej krucho: dwie z dzieciństwa, niezmienne od lat i niestety żadnej nowej – ze szkoły średniej, w której uczy się przecież już drugi rok.
Ostatnio poprosiła, by zamówić jej deskorolkę.

160617078_275925970657920_1025077143637450803_n

Choć nie jestem zwolenniczką kupowania większych prezentów bez okazji, tym razem nie wahałam się. Chwyciłam się deskorolki jak deski ratunku.
Deskorolka zabierze Iskierkę na spacer! Zapewni jej dzienną porcję ruchu.
W dodatku bez proszenia i tłumaczenia.
I tak, muszę powiedzieć, że ten zakup był strzałem w dziesiątkę, na razie deskorolka spisuje się znakomicie!

I jeszcze na koniec kot, by dopełnić całości.

160625776_1082247858932186_6111255899741860566_n

Wreszcie odważyliśmy się puszczać go poza granice ogrodu.
Do jakiegoś czasu ogród mu w zupełności wystarczał, jednak później Guzik zaczął systematycznie poszerzać swój horyzont. Przeskakiwał przez płot do sąsiadów, potem wracał na własne podwórko i znów wspinał się na płot, tym razem do drugich sąsiadów.
A potem robił rundkę z drugiej strony domu. Na szczęście zawsze wraca.
Wtedy miauczy pod drzwiami, a gdy go wpuszczamy, leci prosto do kuwety i do miski z jedzeniem. Jeszcze nie wie, że pewne kocie potrzeby może załatwić na dworze.
I takie to różności pyrkoczą sobie w naszym marcowym garneczku. Winking smile

161283483_3786669891429207_2984181282101971268_n

Ten wpis został opublikowany w kategorii wiatrakowa codzienność i oznaczony tagami , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

25 odpowiedzi na „Co pyrkocze w marcowym garnuszku?

  1. nieodkrytapl pisze:

    Hm, tajemnica udanego chleba kryje się chyba w nieużywaniu ziaren :p a tak na serio, udany chleb to wyższa szkola jazdy. Ja jak ostatnio upiekłam to myślałam, że nóż na nim złamię i narazie nie mam motywacji, by brać się za to ponownie.
    PS. Chyba już to kiedyś ode mnie czytałaś, ale pięknie piszesz. 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Bardzo się cieszę i dziękuję. 🙂
      Ja Ci to chyba też gdzieś pisałam, prawda? 😉

      Ach te wypieki – cieszą, ale trochę z nimi roboty!
      W sumie moje chleby też ciężko się kroi, bo skórka twarda i gruba.
      Ale za to taka pyszna, że można ją odrywać kawałkami i samą zjadać, gdy chleb świeży.
      A co do minusów – mnie zniechęca perspektywa mycia miski po, lekko już przyschniętym, zaczynie. 😉

      Polubienie

  2. Magdalena pisze:

    Niemen śpiewał, że to jesień ale ja mam chęć wyśpiewać: mimozami wiosna się zaczyna 🙂 Piękne ciacha ale Mimoza wygląda przepysznie. Gratuluje chlebka, też chciałabym poznać tę chlebową tajemnicę. U mnie w normalne dni raczej wychodzi, gorzej jak zaproszę gości, to wtedy najbardziej kaprysi 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      O, o właśnie! Otóż to.
      Wizyta(cja) gości to odrębna kategoria. Kiedyś bardzo się napinałam, by wszystko było na tip top, potem jednak nauczyłam się wyluzowywać.
      Holendrzy mówią na to „laat los” i staram się wziąć z nich przykład pod tym względem.
      Niemniej chciałabym kiedyś uraczyć gości takim swojskim chlebem. 🙂

      Polubione przez 1 osoba

      • Magdalena pisze:

        Mój gościnny chlebek miał kiedyś 2 cm wysokości 😂 Ale mimo to i tak został ze smakiem zjedzony. I to był u mnie taki punkt zwrotny, zrozumiałam wtedy tę prawdę 🙂 o wyluzowaniu 🙂 Najważniejsze by było miło a spięta pani domu to raczej temu nie służy. Laat los 🙂
        Pozdrawiam wiosennie 🌺

        Polubione przez 1 osoba

  3. Malwina pisze:

    Uśmiałam się, kiedy przeczytałam o tym, jak wygląda życie z nastolatkami 😉 Ja póki co przerabiam bunt dwulatka i pytam z obawą: Co będzie dalej? :O
    Deskorolka, super pomysł, może faktycznie zabierze Iskierkę na częstsze spacery.
    A wypieku Groszka chętnie bym spróbowała, rzadko co jest dla mnie za słodkie 😉

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Malwina, do mnie czasem jeszcze nie dociera, że tak mi urosły dzieci.
      Mam żywo w pamięci czas, gdy Iskierka i Groszek byli jak Twoja Misia i Gabryś.
      Pamiętam to doskonale: drzemki, karmienia, spacery, zabawy…
      Pamiętam też olbrzymie zmęczenie.
      Ze starszymi zmęczenia jest zdecydowanie mniej, ale troski, lęki, zamartwianie się takie same (choć inne – brzmi mało logicznie, ale tak właśnie jest). 😉

      Polubienie

      • Malwina pisze:

        Wierzę! I potrafię już teraz to sobie wyobrazić… Naprawdę, do momentu przyjścia na świat dziecka nie zdawałam sobie sprawy ile prawdy jest w twierdzeniu, że to po dzieciach widać upływający czas.
        „Dni są długie, ale lata krótkie”, tak kiedyś przeczytałam i doskonale oddaje to czas spędzony z dziećmi. Ja ogólnie od zawsze miałam skłonności do rozmyślania, zamartwiania się na zapas… 😉 Ile już razy myślałam, jak ten czas szybko leci i kiedy minęły te lata. 3 lata temu byłam dopiero w pierwszej ciąży, a tu już za chwilę drugie dziecko skończy roczek. Szok. A czas nie zwalnia.
        Pozdrawiam 🙂

        Polubione przez 1 osoba

        • Igomama pisze:

          „Dni są długie, ale lata krótkie” – nie znałam tego, ale pasuje idealnie.
          Dziękuję, Malwinko,
          Zobacz, jakie bogactwo wniosły w Twoje życie trzy lata (zaledwie trzy lata!) –
          dwoje cudownych dzieci. Dużo radości i zdrowia dla Was, a zamartwiania – jak najmniej.

          Polubienie

  4. Iwona Zmyslona pisze:

    Chleby wyglądają pysznie i okazale. Szkoda, że nie napisałaś więcej o mimozie,bo choć na zdjęciu smakowicie się prezentuje, to nie ryzykowałabym próby upieczenia, tylko na podstawie fotografii. Najważniejsze, że wszyscy jesteście zdrowi i niech tak zostanie. Uściski.

    Polubione przez 1 osoba

  5. stopociechblog pisze:

    Fajnie, że Groszek bierze się za kucharzenie. Przyda się i jaki słodki uśmiech niosąc ciasto dla kobiet :-))) A deskorolka zachęca do wychodzenia, dobry pomysł.

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Basiu, Groszka ciągnie do kuchni bardziej niż Iskierkę (jego starszą siostrę).
      A ja go wspieram, niech chłopaka się uczy, bo umiejętność gotowania każdemu się przydaje.
      Ps. Deskorolka na razie super się sprawdza. Teraz o rolkach jeszcze pomyślimy.
      Może na zajączka…

      Polubione przez 1 osoba

      • stopociechblog pisze:

        Fajnie że chłopaka to kręci, bo będzie sam umiał koło siebie zrobić. Mój Hubert jest świetnym kucharzem i zawsze miał do tego dryg w przeciwieństwie do młodszej córki, która je bo należy.

        Polubione przez 1 osoba

  6. agacia336 pisze:

    Wow, no Groszek jest niesamowity! Skarb, nie chlopak! 🙂
    Uch, dla Potworkow poki co podworko to zawsze atrakcja, ale boje sie juz co to bedzie za pare lat, kiedy trzeba bedzie ich sila odrywac od telefonow i tabletow, tudziez konsoli… I tez, o Nika jestem w sumie spokojna, on uwielbia rower, zima narty, wyczyny, itd. Ale Bi zmienia sie pomalu w pannice, ktora na nic nie ma ochoty… Mam nadzieje, ze tez znajdzie sie taka „deskorolka”, zeby ja z domu wyciagnac… 😉

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Agaciu, nie martw się, na szczęście Twoje dzieci jeszcze mają czas na dorastanie. Będzie dobrze. Do tego czasu znajdziecie jakieś własne „deskorolki”. 🙂
      Wszystko przed Wami, przyjemnych dni na świeżym powietrzu dla Bi i Nika.

      Polubienie

  7. oko pisze:

    jeśli w garnczku (choćby najmniejszym) zmieści się szczypta miłości – reszta jest już tylko przyprawą dla koneserów i zawodowców.

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      I jak tu się nie uśmiechnąć po przeczytaniu Twojego komentarza? 🙂
      Miłość to podstawa. Baza wszelkich potraw i wszelkich działań. 🙂

      Życzyłabym Tobie, sobie i wszystkim, by był to fundament każdego dnia.

      Polubienie

  8. jotka pisze:

    Ciasta robione z miłością dla najbliższych, nie tuczą, jak tu nie zjeść takich pyszności ręką syna zrobionych? Mój też kaloryczne specjały przyrządza, ale wtedy robię się ślepa i głucha, tylko smak mam włączony:-)

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      I masz rację, Jotko. 🙂
      Dajmy się porozpieszczać naszym dzieciom, skoro nadarzy się ku temu okazja.
      Nie zdarza się to w końcu aż tak często, więc okazyjny zastrzyk kalorii nie powinien nam zaszkodzić. 🙂 Niech syn gotuje Ci jak najczęściej i zawsze z miłością. 🙂

      Polubienie

  9. Magda Pietrzyk pisze:

    Moje nasto najchętniej siedzą w swoich pokojach. Wychodzą dobrowolnie tylko do sklepu, ale teraz i to rzadko, bo okoliczności nie nastrajają. W środę były na otwarciu Alberta Heijna na wiosce, bo to już by było grzech nie iść hehe. Młodsza – jak słońce zaświeci – idzie z aparatem polowac na jakieś zwierzęta i badyle albo widoki. Ostatnio szkole powiedziała kategoryczne NIE i zaczyna właśnie planować przygotowania do egzaminów komisyjnych. Od czasu do czasu idzie kopać i boksować worek w szopie, gdy coś ją wkurzy. Dużo gada z przyjaciółmi internetowymi. Ma jedną psiapiółę, ale nie widziały się od poczatku lockdownu rok temu, a tylko piszą wiadomości i wysyłają sobie zdjęcia. Najstarsza ma dziewczynę w Holandii, ale tez nie może się z nią spotkać przez ten cholerny wirus. Jednak ja nie powiem, żebym na nudę aż tak bardzo narzekała. Nie bardziej niż w każdą inną porę zimną. U nas ciągle coś się dzieje ciekawego. Moja Trójca też lubi pichcić różne rzeczy i to jest piękne. Pozdrawiam z BE 😉

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Oj tak, podczytuję Wasz blog, więc wiem, że u Was dużo się dzieje.
      No właśnie nastodzieci najchętniej nie wyściubiałyby nosa z pokoju, dlatego każde hobby wyganiające je z domu – mile widziane.
      Fajnie, że Twoja córka lubi fotografować przyrodę.
      Piękna pasja, a może i przyszły zawód, kto wie?
      Pomysł z workiem w szopie na odreagowanie emocji jest wyśmienity!
      Igotacie by się czasem przydał.
      Uściski. 🙂

      Polubienie

  10. Morgana pisze:

    Kochana
    Jak to nie masz o czym pisać?😉
    Opisałaś wiele pięknych, choćby rodzinnych historii, piszesz, co czujesz i to jest prawdziwe i cenne -dla nas czytających i odwiedzajacych Twojego bloga💛🌞😃🌷
    Pozdrawiam cieplutko cala Rodzinkę, za oknem u mnie sypie teraz śnieg, zdrówka życząc🤗💖☕🌼

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Morgano, rozczulił mnie Twój ciepły komentarz, a jeszcze te serduszka, słonko, kwiatki, filiżanka dodatkowo mnie roztkliwiły.
      Mam gorszy czas, więc bardzo mi to potrzebne. Dziękuję 🙂

      Polubienie

Dodaj odpowiedź do stopociechblog Anuluj pisanie odpowiedzi