„Cześć, czołem, kluski pod stołem” witam się z Wami słowami Kici Koci (lub jej przyjaciół, Packa bądź Julianka). A dlaczego Kicia Kocia?
Raz, bo bardzo ją lubię, a dwa – dziś będzie trochę kocio.
Oczywiście mama natychmiast nie omieszkała mnie poprawić: „Okruszku, jakie kluski? I jak kluski, to chyba nie pod stołem, a z rosołem?”.
Nie miała racji, jeśli kluski to pod stołem.
Każdy wie, że gdy dzieci jedzą, zawsze coś ląduje na podłodze.
A kto nie wierzy, niech odwiedzi naszą rodzinę podczas śniadania. Na pewno znajdzie pod stołem płatki kukurydziane. Moje i brata. Zresztą nasz kot wcale nie jest lepszy.
Guzik, jak je, to rozrzuca swoje kocie chrupki po całej kuchni.
No dobrze, ale nie po to zasiadłam do komputera, aby opowiadać Wam o kluskach, płatkach i chrupkach. Mam ciekawszy temat: majówkę i pierwsze wakacje Guzika.
Jednak zanim zabiorę się do opowiadania, pozwólcie, że wyjaśnię, dlaczego w tym roku jeszcze nie opublikowałam ani jednej kartki z pamiętnika.
Odkąd chodzę do szkoły, zostaje mi mało czasu na pisanie.
A gdy w styczniu i lutym uczyliśmy się zdalnie, zbrzydł mi komputer (tak, to jest możliwe!) i po lekcjach, zamiast ślęczeć nad klawiaturą, wolałam iść na plac zabaw lub na rower.
Mama także przestała mnie prosić o wpisy na blog.
Niby dla mojego dobra, z troski o mój wzrok i sylwetkę, a jednak ja wiem swoje: mamcia zazdrościła mi lżejszego pióra, większej liczby lajków i pochlebniejszych komentarzy.
Cóż mi pozostało, nie chcąc wpędzać własnej matki w kompleksy?
Zachowałam się jak przystało na wzorową córkę: pojawiam się na blogu rzadko i raczej w roli gościa niżli domownika. Poza tym mam jeszcze do opieki kota, a kot to dodatkowy obowiązek, nawet jeśli jego kuwetę czyszczą rodzice.
I właśnie teraz mój kot i ja delektujemy się majowymi feriami.
Szczęściarze z nas, bo w Holandii majówka trwa aż dwa tygodnie.
Całe dwa tygodnie laby – prawda, że to brzmi super?
Jednak w rzeczywistości nie było aż tak super.
Pierwszy tydzień minął wręcz byle jak, całkiem nudno.
Tatuś pracował, a mamusia wzięła się za porządki.
„Kiedyś trzeba to zrobić, a teraz najlepsza ku temu okazja – stwierdziła.
Ciężko było mi się z nią zgodzić, moim zdaniem ferie służą do odpoczynku, nie do sprzątania. Choć oczywiście jeśli mama ma ochotę porządkować szafki, proszę bardzo, przecież nikt nie będzie jej zabraniał takiej rozrywki.
Jednak mama nie poprzestała na samotnym sprzątaniu.
Wymagała, byśmy my, dzieci, również włączyły się do porządków.
„Jeśli na początku ferii posprzątacie swoje pokoje, to będzie wam przyjemniej w nich przebywać” – tłumaczyła. Dobre sobie! My już mamy dość siedzenia w pokojach!
Przez cały zeszły rok słyszeliśmy w kółko „zostańcie w domu” i „zostańcie w domu”.
Teraz chcemy spotykać się z przyjaciółmi i podróżować.
A tak w ogóle to w majowe ferie planowaliśmy wyjazd do Polski na komunię naszego kuzyna. Niestety koronawirus pokrzyżował nam szyki.
Przed feriami my, uczniowie holenderskich podstawówek, dostaliśmy e-maile z przypomnieniem o obowiązującym lockdownie i zaleceniem spędzenia majówki na terenie Holandii. Zresztą komunia w Polsce też została przeniesiona.
Och, z tęsknoty za babciami, dziadkami, ciociami i wujkami chce mi się płakać!
Ostatnio widziałam ich w sierpniu, dziewięć miesięcy to naprawdę kawał czasu dla (prawie) siedmioletniego człowieka.
Na szczęście w drugim tygodniu ferii zdarzyło się coś, co poprawiło mój humor.
Tata wziął kilka dni urlopu i udało nam się wyjechać na cztery dni do Flevoland.
Ta nazwa z pewnością nic wam nie mówi, ale nie wiem, jak ona brzmi po polsku.
W każdym razie Flevoland jest najmłodszą prowincją Holandii, leży w środku kraju.
Nie pytajcie, o co chodzi z tą najmłodszą, bo tego też nie rozumiem.
Wiem tylko, że Holendrzy wyciągnęli swój kraj z morza i Flevoland wyciągnęli na końcu. Kiedyś będę się o tym uczyć w szkole.
Flevoland jest najmłodsza w Holandii tak samo jak ja byłam najmłodsza w rodzinie do czasu aż pojawił się Guzik i teraz to on jest najmłodszy.
Wyjechaliśmy do Parku Landal, takiej wioski wypoczynkowej z misiem Bollo, gdzie można nocować w namiocie, przyczepie kempingowej, domku lub apartamencie.
To nie jest hotel, więc trzeba pamiętać, by wziąć z sobą ręczniki, kosmetyki i jedzenie. Posiłki przygotowuje się samemu, a na koniec pobytu należy zostawić porządek: umyć naczynia i ustawić w szafkach, zdjąć poszewki z kołder i poduszek, zamieść.
Moi rodzice potrafią sprzątać i gotować, więc akurat dla nas – no problem.
Wracając do Guzika, to był to jego pierwszy wyjazd. Dotąd nie nocował poza domem, a samochodem jeździł jedynie do weterynarza.
By oszczędzić kotu stresu i za długo nie siedzieć w samochodzie, tata wybrał w miarę bliski Landal, do którego jechaliśmy dokładnie godzinę.
Guzik był w „przewieziorku” (który tatuś nazywa transporterkiem).
Prawdę mówiąc my bardziej stresowaliśmy się podróżą Guzika niż on sam!
W samochodzie zapewne się zdrzemnął, bo prawie wcale nie było go słychać.
W tamtą stronę zamiauczał trzy razy (liczyliśmy), a z powrotem – w ogóle.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, najpierw schował się pod łóżkiem, a potem obiegł wszystkie kąty i jak gdyby nigdy nic zaczął bawić się swoimi myszkami i piłkami.
Szybko przyzwyczaił się do nowych warunków.
Wylegiwał się kolejno na wszystkich łóżkach, wskakiwał na parapety i obserwował przez okno żaglówki, kaczki i owady. Ale na dwór nie chciał wychodzić, odmawiał kategorycznie. Chyba bał się nowego terenu, może jeziora?
Nigdy wcześniej nie widział takiego ogromu wody. Natomiast po powrocie do domu, błyskawicznie poleciał na dwór i przepadł na kilka godzin.
Wcale mu się nie dziwiliśmy! Musiał nadrobić czas i opowiedzieć kumplom o swoich pierwszych wakacjach.
No tak, rozpisałam się, lecz w sumie niewiele opowiedziałam.
Na razie tyle musi wystarczyć. Ciąg dalszy nastąpi, słowo Kici Koci.
Kotom pewnie tez należą się wakacje, dobrze że mogliście być razem, bo nie wszędzie zwierzęta są akceptowane…a przecież to członkowie rodziny.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jotko, dotychczas jadąc gdziekolwiek nawet nie zastanawialiśmy się, czy są tam akceptowane zwierzęta, jednak odkąd mamy kota, to był priorytet: wybrać miejsce, w którym pupile mogą przebywać.
PolubieniePolubienie
Nie taki z Ciebie „Okruszek” jeżeli już teraz ” (prawie) siedmioletni człowieczku” potrafisz dbać o dobre samopoczucie Mamy i tak dowcipnie opisać pierwsze wakacje swojego nowego przyjaciela i domownika. Pozdrawiam całą Rodzinkę.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Iwonko, dziękujemy za te miłe pozdrowienia i sympatyczny komentarz dla Okruszka. 🙂
PolubieniePolubienie
oby kotu „tam” nie spodobało się bardziej, niż w domowych pieleszach, bo gotów zawieruszyć się skutecznie. a koty uwielbiają prywatne ścieżki i strzegą ich zazdrośnie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nie ma szans, Oko. 😉
Mimo wszystko kot czuł się tam niepewnie i nie chciał w ogóle wychodzić z mieszkania, a tu jest królem okolicy, zalicza wszystkie drzewa, dachy i wśród sąsiadów zyskał tytuł króla okolicy. 😉
PolubieniePolubienie
No co Ty, mama, wymyslasz, sprzatanie w dni wolne?! 😀 A serio, to jak tylko zarzadzam porzadki, moi tez od razu wolaja „A po co?!”. Dla nich zawsze jest czysto, nawet jesli do podlogi mozna sie przykleic. 😉
Za Jotka napisze, ze fajnie ze mogliscie powakacjowac z Guzikiem, bo nie wszedzie sie da. My tez zazwyczaj planujemy wyjazdy z psem i dobrze, ze cos mnie tknelo i sprawdzilam kiedy potrzebuje kolejne szczepienie, bo nasza klinika, z powodu korony umawia na wizyty z 6-tygodniowym wyprzedzeniem. :O Bez szczepienia na wscieklizne, nie wpusciliby nas na zaden kemping. 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Agaciu, bo wiesz – dzieci (i mężowie!) mają zupełnie inną definicję czystości w domu. 😉
Oj, jakie szczęście, że coś Cię tknęło i sprawdziłaś na czas szczepienie.
To chyba ta kobieca bądź matczyna intuicja. 😉
Szkoda by było bardzo, żeby pieska ominął kemping. Potworki by się zapłakały. 😉
PolubieniePolubienie