Rok szkolny się rozkręcił. Mamy za sobą dwa tygodnie zajęć w szkole holenderskiej, w minioną sobotę ruszyła również nasza szkoła polonijna.
Mimo to jeszcze nie wpasowałam się w szkolny grafik, wakacje wciąż we mnie pulsują (choć z każdym dniem delikatniej).
Dotykam konturów lata, obracam w palcach koraliki wakacyjnych dni.
O czym by Wam tu dziś opowiedzieć? Co pokazać?
Czuję w powietrzu słodki zapach i już wiem. Hildesheim się nada!
Piękne, stareńkie, miasteczko w Dolnej Saksonii. Różane.
Usytuowane w centrum Niemiec (30 km od Hanoweru), w połowie trasy samochodowej Polska – Holandia, aż się prosi o zjechanie z autostrady i postój.
My tak właśnie zrobiliśmy.
Wracając z wakacji zatrzymaliśmy się w Hildesheim (na mniej więcej trzy godziny).
Miasto wzbudziło mój zachwyt, ale też… wyrzuty sumienia.
Te przyszły później.
Gdy już dotarliśmy do domu i zobaczyliśmy kontuzjowaną łapę naszego kota.
Ale decydując się na postój, jeszcze o tym nie wiedziałam.
Wprost przeciwnie, byłam przekonana, że wszystko jest w porządku, bo tuż przed podróżą dostałam wiadomość od koleżanki opiekującej się kotem, że Guzik ma się dobrze – nakarmiony, wygłaskany, zadowolony.
Jak się później okazało – koleżanka, poczciwa dusza, nie chciała nas martwić przed podróżą, a poza tym miała nadzieję, że kot „się wyliże”, jak to z kotami bywa.
Po spotkaniu z kotem, domownicy napadli na mnie, wzbudzając poczucie winy (to ty chciałaś zwiedzać, to był twój pomysł!), a potem widząc, jak się zapadam w sobie, zmienili front i uspokajali mnie (trzy godziny w tę czy we w tę nic by nie zmieniły, weterynarz i tak nie przyjmuje w niedzielę). Na szczęście Guzik znów biega jak dawniej, wspina się na drzewa i nie nosi śladów traumy czy stresu.
Możemy więc spokojnie wrócić do Hildesheim. I do róż.
O co chodzi z tymi różami?
No właśnie, o co?
W Hildesheim rośnie ponoć najstarsza róża na świecie Tausendjähriger Rosenstock (Tysiącletni Krzew Róży).
Róża pnie się przy Katedrze, owiana legendą, zresztą niejedną.
Najbardziej rozpowszechniona jest wersja o tym, jak w 815 r. cesarz Ludwik Pobożny odprawiając mszę, powiesił relikwiarz wśród kwiatów dzikiej róży.
Niestety gałęzie krzewu oplotły relikwiarz tak mocno, że nie dało się go potem zdjąć. Cesarz zinterpretował to jako znak od Boga i nakazał w tym miejscu wybudowanie kaplicy ku czci Najświętszej Marii Panny.
Taki był początek Hildersheim, jednego z najstarszych miast w Niemczech.
Na początku było ono siedzibą biskupstwa. Zresztą Kościół zarządzał tym miastem przez czterysta lat, co zaowocowało pięknymi budowlami sakralnymi.
Dwie z nich: Katedra i Kościół Św. Michała są wpisane na listę zabytków UNESCO.
Katedra
W czasie II wojny światowej, gdy miasto zbombardowano (1945 r.), także Krzew Róży spłonął pod gruzami. Najwidoczniej jednak korzenie nie ucierpiały, bo po jakimś czasie rozwinęło się dwadzieścia pięć młodych pędów i po dziś dzień Krzew Róży kwitnie w maju jasnoróżowymi kwiatami, a na jesieni owocuje.
Jeśli już jesteśmy przy Katedrze Najświętszej Marii Panny, to dodam, że poza Różą znajdują się tu odlewane z brązu Drzwi Bernwarda – unikatowy zabytek średniowiecznej sztuki ottońskiej (podobne do Drzwi Gnieźnieńskich).
Różany Szlak
W Hildesheim róże ścielą się pod nogami.
Dosłownie, bo niektóre są wygrawerowane w brukowych kostkach chodnika tworząc Różany Szlak (Rosenroute).
Składa się on z kilku odcinków, które można dowolnie łączyć i prowadzi do zabytków.
W Punktach Informacji Turystycznej jest dostępna broszura (za 2 euro) z Różanym Szlakiem i planem miasta, my jednak jeszcze wtedy o tym nie wiedzieliśmy, a róż na chodniku szukaliśmy w ramach rozrywki, podążaliśmy za nimi intuicyjnie.
Kościół Świętego Michała
W ten sposób zaszliśmy do kolejnego zabytku dziedzictwa UNESCO, wzniesionego na wzgórzu –Kościoła Świętego Michała.
Graniczy z nim barokowy Magdalenengarten – ogród, w którym, jak nietrudno się domyślić, królują róże w całej palecie odmian.
Rynek
Oczywiście w naszym zwiedzaniu nie można pominąć Rynku (Markt), tym bardziej, że przed wojną był to podobno jeden z najpiękniejszych rynków w Europie.
Jednak w wyniku bombardowania 70 % budynków ucierpiało i choć większość odbudowano, to jednak już nie udało się oddać ich poprzedniego sznytu.
Nie mam porównania, ale jedno wiem: współczesny Ryneczek skradł moje serce (i oczy!), nawet siąpiący deszcz nie był w stanie odebrać mu uroku.
Mamy tu Ratusz, niewielką fontannę i zabytkowe budynki z muru pruskiego – najbardziej przyciąga wzrok dom Knochenhauer -Amtshaus, w którym mieści się muzeum i restauracja.
Lista Schindlera
Nasze zwiedzanie dobiega końca, na deser – ciekawostka historyczna.
W Hildesheim ostatnie trzy lata życia spędził Oskar Schindler (upamiętniony w filmie Stevena Spielberga). Jego dom jest oznaczony tablicą pamiątkową.
W 1999 r. właśnie w mieście róż została znaleziona oryginalna „Lista Schindlera”.
Naszym zdaniem naprawdę warto zobaczyć Hildesheim.
A jak Wam się podoba?
starówki zwiedza się z przyjemnością. teraz buduje się byle szybciej i zmieniło się poczucie estetyki – beton kryje się taflami szkła, lustrami, kamieniem, żeby ukryć pośpiech przy wznoszeniu.
ale pośród takich budynków trudno jest snuć się i jak i snuć marzenia.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zgadzam się całkowicie.
Lubię oddech starych murów i urok maleńkich, średniowiecznych miasteczek.
PolubieniePolubienie
Balsam dla mojej duszy w tym miasteczku 😉 Ciekawa historia, przepiękna architektura i róże, wszystko w jednym miejscu. Pozdrawiam.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję, Marzenko.
Mnie też się tam bardzo podobało, „moje klimaty”, że tak powiem.
Dlatego przedłożyliśmy mało znane, ale urocze Hildesheim nad zwiedzanie pobliskiego dużego Hanoweru. Pozdrawiam serdecznie. 🙂
PolubieniePolubienie
Wszystko mi się tam podoba z różanym szlakiem na czele 🙂
Opiekunka dobrze zrobiła, bo mielibyście zepsuty powrót!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tak, Jotko, kocia opiekunka kochana i mądra.
Też jestem jej bardzo wdzięczna za całokształt jej pracy i pomoc. 🙂
PolubieniePolubienie
Piękne miasteczko! Jeździmy tą samą trasą,może warto następnym razem zboczyć z drogi? 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Malwinko, Hildesheim leży na trasie Poznań – Amsterdam.
Warto je zobaczyć, jest piękne.
Ale tak sobie myślę, że może Twoje maluszki bardziej by zaciekawił postój w pobliskim Hameln?
Hameln ma podobny klimat i architekturę, tylko zamiast róż, jest „szlak szczurków”, czyli są kostki brukowe ze szczurami, w sklepach wszędzie maskotki – szczury.
A to za sprawą baśni Grimm o szczurołapie, której akcja toczyła się właśnie w Hamlen („Grajek z Hamelin”, chyba taki tytuł jest w polskim tłumaczeniu).
No i jeszcze w okolicy wznosi się cudny zamek Marienburg, taki w stylu bajek Disneya.
Choć powiem Ci, że my już siedem lat co roku jeździmy autostradą przez Niemcy i jeszcze nigdy nie udało nam się nic zwiedzić. Zawsze brakowało nam czasu, bo chcieliśmy jak najszybciej być u rodziny w Polsce, a potem już w domu w Holandii, by rozpakować się, odpocząć, zrobić zakupy.
Dopiero po 7 latach udało nam się coś zobaczyć w Niemczech i… mamy ochotę na więcej. 🙂
PolubieniePolubienie
Igomamo, bardzo Ci dziękuję za polecenie tego miasteczka i atrakcji dla maluchów! Myślę, że to będzie hit naszej kolejnej wyprawy 😉
Rozumiem doskonale, jak to jest, kiedy się gna do Polski, byle szybciej… My parę razy spaliśmy w Hanowerze, a raz w Wolfsburgu, ale też nie zwiedzaliśmy nic więcej bo zawsze szybko, byle się przespać i w drogę. A Wy macie jeszcze dalej od nas. Teraz z dziećmi przeważnie jeździmy nocą, żeby przespały całą trasę, ale po naszym ostatnim majowym pobycie stwierdziliśmy, że to ostatni raz… Potem cały dzień oboje jesteśmy jak zombie, bo to nikt się nie wyśpi na fotelu pasażera, kiedy drugi prowadzi. Także jeżeli będzie nam dane jechać do rodziny na Święta, to chyba spróbujemy jechać caaaały dzień, przydadzą się więc ciekawe miejsca na dłuższe i krótsze postoje 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Kochana, my już też jeździmy z noclegiem.
Tak jest bezpieczniej, lepiej dla kierowcy i dzieci się nie męczą, gdy podróż jest podzielona na pół. Przeważnie nocujemy przy autostradzie koło Magdeburga, a tym razem „na naszym noclegu” nie było miejsc i zanocowaliśmy koło Hanoweru.
A jak wstaliśmy, przyszedł pomysł, by jednak coś jeszcze zobaczyć.
Jakieś małe miasteczko, przyjemne do zwiedzania.
I padło na Hildesheim. Ale chcemy tam wrócić przy następnej trasie do Polski i wtedy zobaczyć „miasto szczurów” Hameln i zamek Marienburg.
PolubieniePolubienie