Jak ślepej kurze ziarno, trafił mi się wyjazd do Wiednia. Jakim sposobem?
Ano Igotata wybierał się tam na konferencje informatyczną i miał możliwość zabrania osoby towarzyszącej. A że jego rodzice zgodzili się przejąć opiekę nad dziećmi (wdzięcznam za to bardzo!), mogłam i ja zawitać do tego pięknego miasta, które – jak się właśnie dowiedziałam – zdobyło pierwsze miejsce w rankingu najlepszych miast na świecie (wg Economist Intelligence Unit).
Wcale się nie dziwię. Autorzy brali pod uwagę stabilność polityczną, opiekę zdrowotną, wskaźnik przestępczości, dobrą infrastrukturę, dostęp do terenów zielonych i ofertę kulturalną i rozrywkową.
O ile na temat pierwszych czynników się nie wypowiem, bo nie mam o nich pojęcia, o tyle – jeśli chodzi o zieleń i dobra kulturalne – zgadzam się, bom na własne oczy widziała, że Wiedeń zielony jest i w parki, ogrody, skwery bogaty.
A kultura tu w rozkwicie, tak samo jak te kwiaty i drzewa.
Wiedeń kojarzy się z wybitnymi kompozytorami toteż, jak przystało na „kolebkę walca i muzyki klasycznej”, na brukowanych uliczkach i placach co kawałek ktoś muzykuje lub tańczy. Codziennie odbywają się też koncerty w pałacach i kościołach oraz widowiska muzyczne w operze lub filharmonii. Wszędzie można się natknąć na panów wystylizowanych na cesarskich dworzan, oferujących bilety na „coś muzycznego”. Przyodziani w czerwone fraki; w perukach ze spiralami siwych loczków na głowie, współtworzą kulturalny pejzaż miasta.
Nie wiem ile ziarenek trafiło się ślepej kurze, ja na zwiedzanie Wiednia otrzymałam pięć dni. Pięć cudownych dni.
O ósmej jedliśmy śniadanie z Igotatą, po czym się rozstawaliśmy, on zaczynał swój blok zajęć, prezentacje i wykłady, a ja ruszałam w miasto.
Zanurzałam się w upale; wypełniona szczęściem i ekscytacją niemal unosiłam się nad kostkowym chodnikiem. Po obu stronach wyłaniały się przede mną skarby architektoniczne: majestatyczne kamienice, ozdobne bramy, marmurowe pomniki, fikuśne fontanny. Zdjęcia możny by pstrykać na okrągło.
I mimo skwaru dobrze się zwiedzało, bo wysokie budynki rzucały długie cienie, w których się kryłam, a przy kawiarniach i w parkach pracowały zraszacze powietrza.
Wszechobecne są również studzienki i kraniki z pitną wodą, w dodatku przepyszną, Austriacy chlubią się, że ich woda spływa z Alp i smakuje krystalicznie, co zresztą potwierdzam. I pewnie dlatego mają taką dobrą kawę.
Zmęczeni turyści chętnie odpoczywają w kawiarniach.
A do kawy, nawet typu cappuccino, zawsze jest podawana szklanka zimnej wody.
Ale nie wiem, czy to praktyka tylko letnia?
Muszę podpytać koleżankę, która często bywa w Wiedniu.
Z kawą wyśmienicie komponuje się najbardziej znany austriacki deser: torcik Sachera o smaku czekoladowym, przełożony dżemem morelowym. Jest jeszcze torcik Mozarta, bodajże pistacjowo – marcepanowy, oraz podawany na ciepło strudel jabłkowy. Mnie koleżanka poleciła też topfenstrudel (kruche ciasto z nadzieniem twarogowym, podobnym w smaku do farszu naleśnikowego).
Popróbowałam, faktycznie, pyszota kojarząca się z dzieciństwem.
Jeśli już mowa o kulinariach, to oczywiście nie wolno pominąć (w rozmowie, a najlepiej w degustacji) wiedeńskiego sznycla – w oryginale powinien być on z mięsa cielęcego, ale obecnie w barach i restauracjach sprzedaje się też sznycle wieprzowe oraz wersje wegetariańskie.
Wiedeński sznycel ma wielkość dużego talerza, jest udekorowany kawałkiem cytryny i podawany z sałatką ziemniaczaną.
Drodzy Czytelnicy, Wiedeń ma tak wiele do zaoferowania, że nie umiem się ograniczyć do jednego wpisu. Będzie więcej.
Chciałabym Wam jeszcze opowiedzieć o Muzeum Sisi, o Pałacu Schonbrunn, trochę o obrazach i muzyce. No i jeszcze o bajkowych budynkach Hundertwassera.
Mam nadzieję, że znajdę na to czas, a Wy – ochotę i cierpliwość.
Chodzi o księżna sisi co na zamku w Polsce mieszkała? Wiedeń wciąż jest przez nas odkładany. Może za rok lub za dwa?…
PolubieniePolubienie
Traszko, dziękuję za komentarz.
Zaciekawiłaś mnie tą Sisi i aż musiałam się upewnić, ale jednak nie, to nie ta sama Sisi. Muzeum Sisi w Wiedniu dotyczy cesarzowej Austrii i zarazem królowej Węgier Elżbiety Bawarskiej, którą powszechnie nazywano Sisi.
Natomiast ta polska „Sisi”, to angielska księżniczka Maria Teresa „Daisy”, która wyszła za polskiego, bardzo bogatego księcia z Pszczyny i zamieszkała na zamku w Książu. Też słynęła z urody i nie była szczęśliwa w małżeństwie, toteż zauważono wiele cech wspólnych między tymi dwiema paniami, stąd księżniczkę Marię Teresę nazywa się „drugą Sisi” wskazując na podobieństwo jej losu do cesarzowej Austrii Sisi 😉
Trochę to zagmatwane i można się pogubić. 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
jest świetna polska książka, która odnosi się do legendy zamku książ i sisi. Teraz uciekła mi nazwa, ale jest też film z jerzym trelą na podstawie tej książki, naprawdę świetny!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jak wspaniale, oby więcej takich konferencji 😉
W Wiedniu byłam raz i za krótko, może uda się powtórzyć, bo takie miejsca to kwintesencja tego, czego szukamy w zwiedzaniu i stosunkowo blisko nas.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jotko, dziękuję. Warto pojechać do Wiednia, jakbyś miała okazję, to skorzystaj, jest sporo do oglądania. A co do konferencji, to przez pandemię z trzy lata się nie odbywały, więc teraz tym większa radość dla uczestników, że w końcu się spotkali.
PolubieniePolubienie
Fajna wycieczka! Dobrze, że los czasem stwarza takie miłe okazje. A jeszcze lepiej, gdy ludzie potrafią ten fakt – tak jak Ty – docenić i radować się chwilą. Nigdy nie byłam w Wiedniu, ale dobrze choć u kogoś trochę podejrzeć.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Proszę bardzo. 🙂
A dla mnie podwójna przyjemność: najpierw zobaczyć, a potem podzielić się wrażeniami.
Super, jak kogoś coś z tego zainteresuje. 🙂
PolubieniePolubienie
Dawno temu byłam w Wiedniu, zachwyciłam się zabytkami, atmosferą, czystością ulic, ale nie przywiozłam sobie żadnej pamiątki, nawet na szalik nie było mnie stać, niestety. Takie były czasy.
Zasyłam serdeczności
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ultro, chyba pamiętam te czasy i wiem, o czym piszesz. 🙂
Ja byłam w Wiedniu przejazdem na pielgrzymce autokarowej do Włoch.
To było z dwadzieścia pięć lat temu, zatrzymaliśmy się w Wiedniu na kilka godzin.
Teraz sobie nawet przypomniałam to miejsce, bo mam przy nim zdjęcie – na placu muzealnym przy fontannie. I pamiętam wtedy pilot wycieczki opowiadał nam trochę o Wiedniu, że warto napić się kawy i zjeść torcik wiedeński, ale ceny są nie na polskie kieszenie.
Mnie się wtedy nawet nie śniło, że kiedykolwiek będę mogła pozwolić sobie na wypicie kawy w Wiedniu.
Tymczasem teraz ceny w tamtejszych kawiarniach/ lodziarniach były porównywalne do holenderskich, owszem nieco wyższe niż w Polsce, ale nie jakoś drastycznie.
Natomiast jeśli chodzi o pamiątki i inne rzeczy, to nie kupiłam absolutnie nic – poza kulkami czekoladowymi Mozarta i wafelkami wiedeńskimi dla dzieci.
Pamiątki generalnie są drogie, a potem w mieszkaniu nie ma miejsca na nowe rzeczy.
Generalnie wolę wydać pieniądze na bilet wstępu do muzeum niż na pamiątki.
Pozdrawiam serdecznie.
PolubieniePolubienie
Wiedeń kocham miłością wielką – głównie za podobieństwo z Wrocławiem 😉 Mogłabym tam mieszkać – gdyby tylko mówili w bardziej cywilizowanym języku 😉
Tak, Igomamo, czekam na opisy kulturalne. Pozdrawiam.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję, Aksiniu. 🙂
W takim razie sprężę się, choć jak zwykle po po powrocie do domu, zawsze coś staje na przeszkodzie pisaniu.
Np. teraz moje starsze dzieci mają sprawdziany semestralne w szkołach średnich i syn na całe dnie przejął mój laptop do nauki.
A Wrocław też kocham całym sercem.
Myślę, że mogłabym mieszkać i we Wrocławiu, i Wiedniu – a jeśli nie mieszkać, to przynajmniej mieć możliwość co jakiś czas podładowania tam akumulatorów, tych „kulturowych”. 🙂
PolubieniePolubienie
Uwielbiam Wieden! Tak jak opisalas idealna mieszanka architektury, kultury i pysznosci kulinarnych;). Czekamy z niecierpliwoscia na dalsza relacje. Fajnie, ze mialas mozliwosc spedzic troche czasu w tym pieknym miescie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję serdecznie za tak miłe słowa. 🙂 🙂 🙂
PolubieniePolubienie
randka w Wiedniu – dość nietypowo.
na pewno takie pięć dni baaardzo dobrze wpłynęło na różne rodzinne cichosza.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
😉
Cha cha, pewnie Cię rozczaruję. To była randka z samą sobą.
Igotata od rana do późnego popołudnia miał blok zajęć, a wieczorami do późnej nocy spotkania integracyjne. Spotykaliśmy się na śniadaniu, też w towarzystwie jego kolegów „po fachu”. 😉 Wiedziałam, że tak będzie i pisałam się na to – lubię samotność. 🙂
PolubieniePolubienie
Ale fajnie! Zazdraszczam kolezankom mezow wyjezdzajacych na konferencje. 😉 Dziewczyna z mojej pracy wlasnie sobie tak „na doczepke” poleciala z mezem (i corkami) do Portugalii! 😀
W Wiedniu nigdy nie bylam, choc slyszalam juz o nim wiele zachwytow. Coz, moze kiedys… 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Agaciu, teraz przez pandemię to tych konferencji nie było z 2 – 3 lata, a wcześniej dzieci były młodsze i jakoś nawet nie przyszło mi do głowy, że też mogłabym jechać.
To był pomysł Igotaty. Wie, że lubię zwiedzać.
Tobie też by się przydał taki reset, bo żyjesz na wysokich obrotach.
Pozdrawiam Agatko całą Potworkową Rodzinkę.
PolubieniePolubienie