Beatka

74530961_2425897044393478_3721547801448939520_n

Dziś przypada dzień urodzin Beatki. Nadszedł jak co roku, wytłoczony przez odgórną machinę czasu, z automatu i bez sentymentów. Facebook już rano wypluł swoje mechaniczne powiadomienie: „Beata W. ma urodziny.”
Okienko „Świętuj z nią” dopraszało się o kliknięcie. Kliknęłam.

Kliknęłam świadoma, że Beatka nie przeczyta moich życzeń.
A może w głębi serca łudziłam się, że jednak jej się to uda i znajdzie sposób, niedostępny nam, zwykłym zjadaczom chleba.

Beatka, nie Beata.
Gdy znalazłyśmy się w jednej klasie liceum, tzw. „babińcu” oznajmiła, że nie lubi Beaty i prosi, by ją nazywać Beatką. Faktycznie zdrobniała forma lepiej leżała na jej drobnej, filigranowej postaci, bardziej pasowała do uśmiechu białych zębów z, budzącą sympatię, szparą między górnymi jedynkami.
Ciemnobrązowe oczy promieniowały ciepłem zza szkieł okularów.
Chyba nie znam osoby, która lepiej wyglądałaby w „brylach”, jak je czasem nazywała.

Beatka była trochę jak w piosence:
Lubiła tańczyć, pełna radości tak, ciągle goniła wiatr.
Spragniona życia wciąż, zawsze gubiła coś, nie chciała nic”.

Gubienia rzeczy nie jestem pewna, reszty – tak.
„Nie chciała nic”, bo ona była z tych, który chętniej dają niż biorą.
A miała dużo do dawania! Przede wszystkim radość.
Często się śmiała, zaraźliwym śmiechem dzwoniących dzwoneczków.
W jej obecności ludzie czuli się po prostu dobrze – komfortem, kojarzącym się z siedzeniem w bujanym fotelu z herbatą z miodem, gdy na zewnątrz drzewa uginają się od wiatru.
Ona donosiła do tej herbaty ciasteczko.

Dzieliła się swoim talentami, dzieliła się wiarą.
To dzięki Beatce trafiłam na spotkanie „Odnowy w Duchu Świętym”, gdzie po raz pierwszy zobaczyłam, że miłość do Boga może być młoda i uśmiechnięta, a nie: „babciowata”, z pacierzem przewidywalnym do znudzenia.

Beatka modliła się śpiewem. Śpiewała sopranem, jej głos unosił się jak delikatny ptaszek, unosił, unosił aż osiągał pełnię drżąc w czarownym vibrato.
Wpatrywałam się w nią z uwielbieniem. Nie ja jedna. Zawsze otaczał ją wianuszek znajomych (z Kościoła, osiedla, szkoły).
Ale ona nie miała w sobie nic ze sztywności pomnikowych postaci.
Beatka, klasowa królowa ciętej riposty, na poczekaniu serwowała celną uwagę i wnet wyraz nabożnego zachwytu na wpatrzonych w nią twarzach załamywał się, rozchodził w szwach, aż do całkowitego oddalenia, gdy zastępował go już tylko chichot, dobry chichot w pakiecie z przewracaniem oczami: skąd ona bierze te swoje powiedzonka? Zabawne, ostre jak scyzoryk.

Chociaż chodziłam z nią do jednej klasy, tak naprawdę zaprzyjaźniłyśmy się na pierwszym roku studiów. Zamieniłyśmy wtedy nasze znajome miasto, wydeptane wszerz i wzdłuż nastoletnimi stopami, na większy, obcy Toruń. Studiowałyśmy na jednym kierunku, byłyśmy w tej samej grupie ćwiczeniowej i na dodatek mieszkałyśmy razem w pokoju w bursie młodzieżowej.
Co prawda to trwało tylko przez rok, ale był to rok niemal bliźniaczej egzystencji, swoistej symbiozy.
Nasza znajomość ewoluowała z poziomu grzecznego „beatkowania” do zadziornego zwracania się do siebie po nazwisku. Beatka stała się „Frau Pe.”, ja byłam „Herr O.”
Odkąd zdjęłyśmy ochronne pelerynki, odkryłyśmy WIĘCEJ w sobie nawzajem.
Teraz jedna drugiej mogła wbić szpileczkę i, o dziwo, nie obrażałyśmy się na siebie.
Nie bolało. Te ukłucia były znikome, porównałabym je do naturalnych otworów w serwetce utkanej z czułości i sympatii (pomimo „walenia” sobie po nazwisku; swoją drogą później już do nikogo nie zwracałam się w ten sposób).

Studia traktowałyśmy bardzo poważnie.
W każdej wolnej chwili sięgałyśmy po notatki i skrypty z wykładów.
Uczyłyśmy się siedząc na niewygodnych krzesłach w pokoju, uczyłyśmy się siedząc w miękkich fotelach na korytarzu i uczyłyśmy się leżąc na naszym piętrowym łóżku.
Beatka na dole, ja – u góry. Niekiedy z sobą rywalizowałyśmy.
Wychylałam się przez poręcz łóżka, by sprawdzić, do którego rozdziału dotarła „Frau Pe” i gdy widziałam, że mnie prześcignęła, wnet przyśpieszałam śledzenie wzrokiem książkowych wywodów.
Wówczas z kolei Beatka pukała w ramę łóżka, nawołując: „Herr O., żyjesz tam jeszcze?! Przyznaj się, na której jesteś stronie? Wyprzedziłaś mnie?! ”
I tak sobie “czule” gawędziłyśmy, aż przychodził moment, w którym książka parzyła, a umysł zaciskał się i nie przyjmował już żadnej wiadomości – wtedy szłyśmy na spacer.
Ramię w ramię, jak stare małżeństwo.
Na pociechę po trudach nauki kupowałyśmy sobie czekoladowe sękacze, jednego zjadałyśmy natychmiast, drugi zostawał na później.
Gdy słodycz smacznie rozlewała się po ciele, gadałyśmy o naszych współmieszkankach, o wychowawcy (miałyśmy takiego!), o wykładowcach i… o naszych marzeniach.
Tu pozwalałyśmy sobie na niepohamowany romantyzm i snułyśmy wizje przyszłego idyllicznego życia.
Uczciwie muszę przyznać, że większość naszych pragnień się spełniła (wcześniej bądź później).

Tylko życie tak już niestety ma (ach, to życie!), że między słonecznymi dniami przemyca również burzowe, jak zgniłe jaja.
Beatki też nie oszczędziło, w myśl niepisanej, a tak często spotykanej zasady doświadczania cierpieniem ludzi dobrych.
Podarowało Jej wspaniałego męża, cudowne córeczki, uroczy domek (malutki, ale za to nad jeziorem) no i pracę z dziećmi, w której się spełniała.
I mogłoby być jak w bajce.
Niestety bajki spotyka się na ekranie i między okładkami książek, a nie w zwykłym życiu.
Bo „zwykłe życie” zwaliło na wątłe barki Beatki trochę kamieni i chorobę nie do udźwignięcia.
Tuż przed Bożym Narodzeniem odeszła w ciszy, by święta spędzić w innej czasoprzestrzeni – tej lepszej, doskonalszej, bez bólu, zmęczenia, słabości.
A dziś obchodzi(łaby) urodziny. Moja kochana Frau Pe.

216867995_2945892732393904_6270089642213588009_n

Ten wpis został opublikowany w kategorii wiatrakowa codzienność i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

15 odpowiedzi na „Beatka

  1. Ultra pisze:

    Przepiękne epitafium. Już dawno nie czytałam tylu ciepłych słów wspomnień. Jak Ty ciekawie filtrujesz, więc pamiętasz same dobre rzeczy. tak sobie pomyślałam: dobry i kochany z Ciebie Człowiek.
    Zawsze po bliskich zostaje ból, a na śmierć i choroby wpływu nie mamy, żadna to jednak pociecha.
    Zasyłam serdeczności

    Polubione przez 3 ludzi

    • Igomama pisze:

      Dziękuję, Ultro za ogrom dobrych, ciepłych słów.
      Wiesz, ja nie chciałam tu pisać o sobie, tylko o Beatce – opowiedzieć, jak wspaniałą i wyjątkową osobą była.
      Całym sercem współczuję Jej Rodzinie, Mężowi, Córeczkom, Mamie, Rodzeństwu. Ból po stracie bliskiej osoby, która odchodzi w kwiecie wieku, jest nie do ukojenia. Tak jak mówisz, ciężko tu o pociechę.
      Serdeczności dla Ciebie, dobra duszko.

      Polubienie

  2. Kasia pisze:

    Posyłam Tobie E. wsparcie oraz światełko dla Beatki. Najwidoczniej Pan Bóg potrzebował Jej tak bardzo, że postanowił zaprosić Ją do siebie. Marne to pocieszenie wiem. Niestety tu nie ma dobrych słów. Są wspomnienia, które tak pięknie przywołałaś.

    Polubione przez 2 ludzi

    • Igomama pisze:

      Bardzo dziękuję, Kasiu.
      O te wspomnienia mi chodziło, by w ten sposób uczcić pamięć Beatki i świętować Jej urodziny.
      Choć całym sercem chciałabym móc Jej zwyczajnie złożyć życzenia.
      Najzwyczajniej.
      Ciężko się z tym pogodzić. Kochana osoba i młoda jeszcze, nasz rocznik.

      Polubienie

  3. jotka pisze:

    Pięknie odmalowałaś Jej postać i wasza przyjaźń.
    Jeśli była wierząca, to jest teraz tam, gdzie powinna być szczęśliwa, ale pewnie rodzina wolałaby Ja mieć przy sobie…
    najcenniejsze są wspomnienia, dobrze że ja mamy!

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Tak, Jotko.
      Wspomnienia i pamięć sprawiają, że nasi zmarli nadal żyją, nadal są obecni w naszym życiu, tylko w inny sposób, co nie zmienia faktu, że rozstania są bardzo bolesne.

      Polubienie

  4. Celt Peadar pisze:

    Wiesz co? Łezka mi się w oku teraz zakręciłą, poważnie. Piękna historia, pięknej i prawdziwej przyjaźni, o pięknej dziewczynie 🙂 Jestem pewien, że czyta teraz Twoje słowa tutaj, tak jak ja, i uśmiecha się do Ciebie szeroko. Jak kiedyś.

    Marzę, żeby po mojej śmierci chociaż jedna osoba wspomniała mnie w taki sposób 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Celcie, a mnie się łezka zakręciła po Twoich słowach.
      Twoja wiara jest taka umacniająca!
      Jesteś podobny w tym do Beatki. 🙂
      I w wielu innych kwestiach, też wrażliwości, wyczucia.
      Ciebie też nie da się nie lubić, masz mnóstwo przyjaciół i jestem pewna, że zawsze tak będzie.

      Wiesz, mnie też chwytają się czasem myśli (z biegiem lat coraz częściej( – co będzie po mojej śmierci i jak przyjmą ją moi bliscy.
      I czasem myślę, że nie chciałabym nikomu sprawiać kłopotu, odejść po cichu i bez zamieszania, bo w życiu codziennym jestem zawsze osobą ‚drugoplanową”, więc krępuje mnie myśl, że mogłabym naraz znaleźć się w centrum uwagi.
      I jeszcze zauważyłam, że im więcej osób mam po drugiej stronie, tym bardziej naturalnie przyjmuję też własną śmierć.

      Polubione przez 1 osoba

  5. Celt Peadar pisze:

    Ja czasami mam podobne myśli. Nigdy nie chcę dla nikogo być kłopotem, tak samo kiedyś po śnierci. Chociaż mam po Tamtej Stronie już nazbyt wielu Bliskich, to jednak boję się trochę własnej śmierci. A jeszcze bardziej przeraża mnie wizja odejscia Rodziców…

    Z drugiej strony, staram się do tego podejść zgodnie z wiarą. Kiedyś wszyscy zobaczymy się znowu. W Najcudowniejszym możliwym Miejscu, które przekracza wszelkie nasze obecne wyobrażenie. I będziemy już razem bez bólu, chorób, smutku. Przez całą Wieczność. I nadrobimy wszystkie zaległości 🙂 To jest naprawdę ogromna nadzieja i ogromne pocieszenie.

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Pięknie to napisałeś, Celcie.
      Z ogromną wiarą i nadzieją.
      No właśnie – wiara i nadzieja pomagają oswoić śmierć.
      Tak naprawdę, to tu, na Ziemi, jesteśmy tylko przechodniami, a nasze życie trwa ułamek sekundy w porównaniu z wiecznością.
      I tak sobie myślę, że im więcej osób mamy po Tamtej Stronie, tym łatwiej będzie nam odejść, spotkać się z nimi. To będzie niemal jak święto.
      Trzymaj się cieplutko i bez lęków.

      Polubione przez 1 osoba

      • Celt Peadar pisze:

        I tak sobie myślę, że im więcej osób mamy po Tamtej Stronie, tym łatwiej będzie nam odejść, spotkać się z nimi. To będzie niemal jak święto. Ciekawe spostrzeżenie, Igomamo 🙂 Zapamiętam je 🙂 Dziękuję 🙂 Za (jak to wczoraj powiedziałaś) całokształt 😉

        Polubione przez 1 osoba

  6. czipss pisze:

    Pieknie opisalas Wasza przyjazn. Przed swietami… nigdy tego nie rozumiem, czemu Pan Bog nie moglby te kilka dni poczekac, zeby rodzina jest te ”ostatnie” swieta mogla razem spedzic… smutne tematy…

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Dokładnie. Tego chyba nie da się zrozumieć. Pozostaje wierzyć, że jest na to wszystko jakiś ODGÓRNY PLAN, nam niedostępny.
      Może kiedyś wszystkiego się dowiemy?
      Miejmy nadzieję.

      Polubienie

  7. hubediblog pisze:

    Az lezka mi sie zakrecila, jakie to smutne i tak po ludzku niesprawiedliwe. Przytulam mocno, widac, ze bylyscie blisko i wyobrazam sobie jak ci przykro.

    Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s