Gdy w Polsce skończyły się ferie zimowe, to w Holandii dopiero ruszyły.
Trwały zaledwie tydzień, ale to wystarczyło, by przewietrzyć głowę i sforsować nogi. Bo tak szczęśliwie się złożyło, że na czas ferii przypadała konferencja, w której planował uczestniczyć Igotata. Konferencja miała się odbyć w Londynie. Zważywszy, że tam nas jeszcze nie było, a od nas to tylko godzina lotu, połączyliśmy obowiązek z przyjemnością i całą rodziną wybraliśmy się do Londynu.
Wróciliśmy w niedzielę i choć maszyna codzienności od razu zdążyła nas schwytać w swoje trybiki, to londyński „kurz” jeszcze z nas nie opadł, przynajmniej ze mnie. Ba, wcale tego nie chcę!
Szumią we mnie odgłosy metropolii: ryk aut (sunących lewą stroną), klaksony, świst wagoników, uliczne rozmowy, gwar dolatujący z pubów.
Miejski pejzaż, bury o tej porze roku, gołolistny, ozdabiają stemple czerwieni.
Intensywnej, energetyzującej.
Autobusy – piętrusy przebojem pędzą przez miasto.
Budki telefoniczne stoją na posterunku zwarte i gotowe, a jednak uporczywie puste, nadszarpnięte zębem czasu, pobazgrane, z echem dawnych rozmów.
Obok ich kompani – skrzynki na listy – tak samo rumiane i tak samo stęsknione tłustych lat, gdy ich brzuchy nieustannie wypełniała treść listów.
Teraz wszystko zgarnia Internet.
Ale z Londynu widokówkę chce się wysłać. Tylko którą wybrać?
Zabytki wyrastają w każdym zaułku.
Sześć dni na zwiedzanie to całkiem sporo, ale dla takiej metropolii – niewystarczająco. Londyn jest gigantem pod wieloma względami.
Big Ben czy Tower Bridge?
A może karuzela w pionie, Londyńskie Oko?
Mieszkamy kilka kilometrów od centrum, więc wszędzie dojeżdżamy metrem.
Tunele wydrążono głęboko.
Ruchome schody zdają się nie mieć końca i prowadzić do gardła Ziemi.
A w gardle labirynt korytarzy.
Potrzeba czasu, by się w nich odnaleźć, by wszystko stało się w miarę przystępne i logiczne, bo przecież takie jest.
260 stacji, 400 km tras, 12 nitek metra, które zamiast numerów – nazwano i oznaczono odmiennymi kolorami. Jest w tym konsekwencja: pociągi kursujące na konkretnej linii nawet poręcze mają w kolorze przynależnym danej trasie na mapie.
Londyńskie metro jest najstarsze na świecie i to czuć; pierwszych pasażerów woziło już w 1863 r, spracowane pociągi świszczą i chroboczą z wysiłku, a jednak toczą się po torach.
Pełnią rolę służebną, więc kto by zwracał uwagę na wygląd?
Paryski szyk, elegancja peronów? Nie tu!
Owszem, niektóre stacje są zadbane, ale większość wydaje się mroczna i dość obskurna, co ma osobliwy urok, choć niekoniecznie w godzinach wieczornych i gdy podróżuje się w pojedynkę. 😉
Sporo się napatrzyło to metro, w czasie wojny dawało schronienie ludziom i najcenniejszym eksponatom muzealnym. Kilkakrotnie było areną ataków terrorystycznych.
Jeden z ataków miał miejsce na stacji Paddington, tej samej, od której rozpoczął swe przygody sławny książkowy miś.
Na peronie są ślady jego obecności.
Ławka z figurką niedźwiadka, dalej sklep z gadżetami i klimatyczna kawiarenka.
Takich książkowo – filmowych „znajomków” spotkaliśmy znacznie więcej, ale chyba lepiej dawkować te schadzki w mniejszych porcjach, co by się za duży tłok naraz nie zrobił.
Bo z duchami nigdy nie wiadomo.
Tymi wigilijnymi od Dickensa i innymi też.
Elżbieta II wciąż otacza miasto spojrzeniem pełnym troski.
Książę Filip wspiera żonę – wierny druh u jej boku.
Królowa patrzy z kubków, pocztówek, nie wspominając o Pałacu Buckingham czy Opactwie Westminster. Wielka obecna nieobecna.
Nocowaliśmy w dzielnicy pełnej jednolitych domów, jak wyciętych z matrycy.
Naprzeciwko stał taki sam rząd szeregowców, pomiędzy – wąska ulica i gdy spojrzeć przez okno (bez firan), to w oknie przeciwległym (też bez firan) odtwarzał się film z „życia sąsiada”.
Rano – w zasadzie bardziej teatr cieni, dopiero wieczorem, w świetle lamp – postacie nabierały ostrości i kolorów.
„Mój” chłopak, może student, dość obfitych kształtów, zapadał się w fotelu, patrzył w komputer, unosił kubek z herbatą, pił, pochylał się nad talerzem, wstawał, podchodził do szafy, coś wyciągał…
Codziennie wieczorem był obecny w pokoju naprzeciwko.
Codziennie wykonywał podobną sekwencję czynności. A nie, bo odkurzał raz.
Student mieszkał na piętrze, a na parterze była piekarnia.
Witryna kusiła wypiekami w różnych kształtach. Okrągłe bochny, cienkie bagietki, croissanty.
Rano drzwi piekarni zostawały otwarte na oścież. Co chwilę ktoś wchodził do środka, by zaraz wyjść z papierową torbą w ręku. W sobotę przed piekarnią utworzyła się całkiem spora kolejka.
Angielskie pieczywo całkiem nam smakowało, chleb smakiem i teksturą bardziej przypominał nasz polski niż holenderski puch.
Za to drugie okno wychodziło na wewnętrzne podwórza.
Jakież było nasze zdziwienie, gdy odkryliśmy, że po trawiastym ogrodzonym terenie za piłką biegał lis. Najprawdziwszy, najwyraźniej oswojony. Obserwowaliśmy go z niesłabnącym zaciekawieniem, niestety szybko się przemieszczał i nie udało się uchwycić go na zdjęciu.
Jeszcze wiewiórka skakała z drzewa na płot i wyjadała ziarna przygotowane w ptaszniku dla zielonych papug. Ale takie papugi na wolności to już dla nas nie nowość, w Holandii też się zadomowiły i często je widujemy na drzewach.
Samotne okienka na poddaszu przywodzą na myśl jedną z moich ulubionych książkowych bohaterek z dzieciństwa, Sarę z „Małej Księżniczki”, która trafiła do Londynu na pensję dla dziewcząt prowadzoną przez wredną pannę Minchin.
Sara mieszkała właśnie w takiej służbówce, ze szczurem. Może właśnie w tej okolicy?
Nasze ferie zimowe po brzegi były wypełnione zwiedzaniem i spacerami.
Nie ukrywam, że nas trochę wymęczyły.
Wielkie miasto, mnóstwo bodźców, ciągłe przebywanie razem, nieustanne planowanie, potem próby realizacji planów – nie zawsze pomyślne. 😉
Na jedno nie możemy narzekać. Na pogodę!
Przestrzegali przed angielskim deszczem, tymczasem przez cały nasz pobyt spadła może jedna zbłąkana kropla, ale nie więcej.
Sucho, 5 – 7 stopni powyżej zera, czasem słonko przebiło się przez chmurę – można było zwiedzać!
No pięknie!!! Tyle wrażeń że wspaniałego Londynu. Tak szybko o mieście nad Tamizą z pewnością nie zapomnisz.
Gratuluję i serdecznie pozdrawiam.
Stokrotka
PolubieniePolubienie
Bardzo dziękuję, Stokrotko za odwiedziny i miły komentarz.
Oj, nie zapomnę Londynu jeszcze długo, długo! 🙂
PolubieniePolubienie
Dziękuję za wspaniałą wycieczkę razem z Wami po Londynie. Warto być, by naocznie zobaczyć. Poza tym piszesz tak ciekawie, że czyta się jednym tchem.
Zasyłam serdeczności
PolubieniePolubienie
Dziękuję po stokroć, Ultro.
Cieszę się, że mogłam podzielić się wrażeniami trochę tak „na gorąco”.
A serdeczności jak zawsze chętnie odwzajemniam. 🙂
PolubieniePolubienie
kiedy dylemat pocztówkowy dotyczy dwóch-trzech pozycji – może zamiast dumać, warto wysłać obie? trzy, to chyba też do udźwignięcia w budżecie.
a wysłać można choćby do siebie – taka przypominajka, że byłem i widziałem.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No faktycznie, to są całkiem dobre rozwiązania. 🙂
Szkoda, że sama na nie nie wpadłam, gdy była pora.
Teraz ciut za późno. 😉
PolubieniePolubienie
Prawie wszędzie tam był i mój syn i bardzo mu się podobało.
Ale mieliście frajdę, wycieczka męcząca, ale warta wysiłku, bo wrażenia zostają na długo!
Figura królowej świetna, ale Filip cos mało podobny 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No tak, przy królowej się chyba bardziej postarali.
A gdybyś zobaczyła Meghan!
Normalnie to przecież piękna kobieta, a jednak w Muzeum Figur Woskowych wygląda złowieszczo. P
Pozdrowionka, Jotko!
PolubieniePolubienie
Przeczytawszy całą tę notkę z wypiekami, westchnę tylko tęsknie i powiem jedno: LONDYN…! ❤ Szczęściarze Moi Kochani… ❤
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No, trafiło się ślepej kurze ziarno…
To Ty powinieneś mieć od losu możliwość wyjazdu do Londynu.
I wierzę, że kiedyś tak się stanie. Oby jak najprędzej. 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Może? Nigdy nic nie wiadomo 🙂 Póki co wyjeżdżam Tam dzięki notkom takim, jak ta Twoja :*
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dla mnie Królowa Elżbieta II, to jedna z najwybitniejszych kobiet. Czy zauważyłaś, że Anglia miała szczęście do królowych(Elżbieta I, Wiktoria, Elżbieta II), a mało do wybitnych królów. Wasza wycieczka, to wspaniała przygoda, którą będzie można długo wspominać, chociaż wierzę, że kiedyś powrócicie do Londynu i to może na dłużej. Ja jeszcze nie jechałam warszawskim metrem i nie wiem, czy odważyłabym się podróżować jakimkolwiek innym. Życzę udanej wiosny. Pozdrawiam.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Bardzo dziękuję Iwonko. To prawda, Anglia miała szczęście do charyzmatycznych przywódczyń. Ja też bardzo cenię i szanuję królową Elżbietę II. Gdy byliśmy pod Pałacem Buckingham czułam jej bolesną nieobecność. Jakby cały budynek za nią tęsknił.
A warszawskie metro w porównaniu do londyńskiego niegroźne, płycej kopane, więc nie ma takiego wrażenia zapadania się pod ziemię.
Dałabyś radę. Uściski przedwiosenne.
PolubieniePolubienie