Od naszego pobytu w Londynie zleciał ponad miesiąc (jak szybko!), a ja chciałabym jeszcze tak wiele Wam opowiedzieć i pokazać.
Pytanie, jak zawrzeć opis wielu atrakcji w niewielkiej ilości czasu, który mogę przeznaczyć na pisanie? Ktoś wie? Mogłabym zostawić, nie pisać.
Jednak to właśnie słowo pozwala pamiętać, a słowo splecione z obrazem – pamiętać tym bardziej. Dlatego piszę.
Impregnuję wspomnienia, utwardzam, by czas nie zdołał rozkruszyć ich w pył.
Jednak żeby nie przytłoczyć Was, drodzy Czytelnicy, długością wpisów, postaram się porcjować zwiedzane atrakcje, by całość stała się łatwiejsza w odbiorze.
Na pierwszy ogień wybrałam Muzeum Historii Naturalnej, które można określić epickim, a może epokowym? Oba przymiotniki pasują.
Muzeum Historii Naturalnej to gigant wśród londyńskiej śmietanki muzealnej, w dodatku udostępniony do zwiedzania nieodpłatnie, wystarczy pobrać darmowy bilet na stronie muzeum i przyjść odkrywać skarbnicę wiedzy o Ziemi i jej mieszkańcach.
Skarby te mieszczą się w przepięknym budynku, w stylu wiktoriańskiego neogotyku, którego budowa trwała siedem lat.
Wielkie otwarcie muzeum nastąpiło w 1881 r.
Wierzcie mi, po wejściu do środka zachwyt jeszcze wzrasta, o ile oczywiście lubicie takie pałacowo – kościelne wnętrza, z łukowatymi oknami, ceglastymi ścianami, zdobionymi sufitami.
W moim odczuciu taki styl potęguje wrażenie obcowania z wielką historią.
Od razu na dzień dobry stajemy na wprost wielkiego szkieletu dinozaura (trzy metry wysokości, sześć metrów szerokości). Jest to najbardziej nienaruszony skamieniały szkielet stegozaura, jaki dotąd znaleziono.
Za nim rozpościerają się długie ruchome schody.
Wydaje się, że wiodą one do samego jądra Ziemi.
Eksponatów do oglądania wystarczyłoby na cały dzień, a jeszcze lepiej na kilka, bo nie sposób obejrzeć wszystkiego na raz.
Żeby ułatwić zwiedzanie, wytyczono cztery strefy kolorystyczne (Niebieską, Zieloną, Czerwoną i Pomarańczową), w których mieszczą się inne grupy i rodzaje obiektów.
My podążaliśmy trasą rodzinną, swobodnie manewrującą pomiędzy kolorowymi szlakami, wydobywając z każdego najciekawsze elementy.
Numerem jeden muzeum są autentyczne szkielety dinozaurów.
Imponujące rekonstrukcje, układanki z długich kremowych czy lekko pożółkłych kości robią wrażenie trochę na kształt Jurajskiego Parku.
Chociaż, pewnie za sprawą namnażających się ostatnio w Europie interaktywnych parków dinozaurów – tutejszy model ruszającego się tyranozaura już nieco trąci myszką.
Wędrówka po muzeum przypomina podróż w czasie od początków Ziemi po współczesność.
Oto cała teoria ewolucji zgrabnie wyłożona w jednym budynku.
Jej autor, Karol Darwin na pomniku w głównym holu, obejmuje wzrokiem zwiedzających.
Czy tylko mnie się wydaje, że z lekką ironią patrzy, jak ludzie krążą między eksponatami i robią miny do niezliczonych selfie, które natychmiast wzlatują w wirtualną przestrzeń?
W Czerwonej Strefie poznajemy Układ Słoneczny, budowę planet, gwiazd, pierwsze formy życia zastygłe w skamielinach, także kamienie szlachetne, minerały, diamenty, a przede wszystkim potężne siły natury, wywołujące wulkany, trzęsienia ziemi i inne kataklizmy.
Dzięki symulatorowi można doświadczyć trzęsienia ziemi z 1995 r w Kobe, w Japonii. My też się na to odważyliśmy. Choć uczciwie przyznaję, że wielka odwaga nie była potrzebna: demonstracja trzęsienia obejmowała jedynie fazę wstępną.
Resztę trzeba sobie dopowiedzieć, jeśli ktoś oczywiście czuje taką potrzebę, bo nie jest to przyjemny temat.
Przyjemny nie jest również widok pasożytów obecnych w przeciętnej kuchni.
Żałuję, że nie mogę tego „odzobaczyć”!
Za to z przyjemnością oglądaliśmy galerię zwierząt. Czego, kogo tam nie ma!
Ryby, płazy, gady, ptaki i ssaki, też te największe i wymarłe jak choćby mamuty.
Widzieliśmy łosie, żyrafy, hipopotamy, konie, słonie, niedźwiedzie, dzikie psy i koty, w tym również legendarnego kota szablozębnego. Mignęły nam też kaczki futrzane.
No i oczywiście szkielet największego zwierzęcia w historii Ziemi – monstrualnego wieloryba, płetwala błękitnego.
Naprawdę jest ogromny, trudno uchwycić go w całości na zdjęciu.
Mówi się, że od przybytku głowa nie boli. Nie w tym przypadku!
Najwyraźniej ta monumentalna przestrzeń wyssała z nas siły i energię, gdyż po kilku godzinach zwiedzania, dopadł nas kryzys.
Doszliśmy do etapu, gdy idziesz przed siebie jak automat i patrzysz, ale nie widzisz A może nawet widzisz, ale już się niczemu nie dziwisz i niczym się nie zachwycasz.
Znak, że czas zakończyć wizytę.
Mimo że coś ominęliśmy, mimo że pozostał niedosyt.
Może kiedyś uda się tu wrócić ze świeżymi siłami?
Ależ, nic nie trąci myszka, Żaba była zakochana w ruchomym jaszczurze…. aczkolwiek uczciwie trzeba dodać, że miala wtedy 4 lata i to było jedyne, co zapamiętała…
Zazdroszczę, nie nie byłam, może jeszcze kiedyś…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wszystko przed Tobą, Aksiniu. : ) Pozdrawiam serdecznie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja podobne giganty – a mam na myśli oczywiście szkielety prehistorycznych gadów – oglądałam parę lat temu w podobnym muzeum w Wiedniu.
Niesamowite wrażenie. I nawet się ich bałam:-)))
Stokrotka
PolubieniePolubione przez 1 osoba
O, tak, Stokrotko, faktycznie w Wiedniu też mają okazałe Muzeum Historii Naturalnej, ale ja widziałam je tylko z zewnątrz. Wybrałam wtedy sąsiedni, z obrazami.
PolubieniePolubienie
Uważam, że Muzeum Historii Naturalnej było bardzo ekscytujące, być może Twój opis tak jest wspaniały, że czyta się jednym tchem, a ogląda zdjęcia jak z bajki. Nic dziwnego, że w końcu musiało dopaść zmęczenie Ale warto było zobaczyć.
Pozdrawiam całą Rodzinkę.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ultro, rozpieszczasz nas! 🙂 🙂 🙂
Bardzo dziękuję!
PolubieniePolubienie
Nie byłam nigdy w podobnym miejscu.
Jedna wycieczka, a ile wrażeń i zdjęć do pokazania:-)
Pazerność na widoki i atrakcje jest i moją cechą, ale czasami sił nie starcza:-(
Dziękuję za ciekawy reportaż!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Proszę, Jotko.
I to ja dziękuję, że zechciałaś wstąpić i poczytać. 😉
PolubieniePolubienie
Ale piękna przygoda ❤ Aż mi się przypomniało jak 5 lat temu zawitała tu do Sącza wystawa różnych egzotycznych żyjątek połączona z interaktywnymi dinozaurami ❤
Trochę Wam zazdroszczę…
"Jednak to właśnie słowo pozwala pamiętać, a słowo splecione z obrazem – pamiętać tym bardziej. Dlatego piszę." – podałaś drugi (obok celtyckiej sceny w głowie) powód, dla którego Moja Polanka istnieje…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zatem wiele nas łączy. 😉 Uściski, Celcie
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oj tak, Igomamusiu 🙂 Już dawno to zauważyłem 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba