Gdyby było można nadawać imiona dniom, ten wczorajszy nazwałabym „Niespodzianką”.
A może bardziej pasowałaby nazwa „Radość”?
Do południa właściwie nie działo się nic szczególnego; no może poza tym, że wszyscy domownicy uśmiechali się tajemniczo i traktowali mnie nadzwyczaj uprzejmie.
Nie to, żeby na ogół byli dla mnie niemili! Skądże znowu!
Jednak wczoraj czułam, że posiadam u nich specjalne względy.
Oczywiście, jak to mam w swoim zwyczaju, szybko zaczęłam wykorzystywać sytuację; głupotą byłoby nie skorzystać z takiej okazji do czynienia psot!
Rozlewałam mleko, przyozdobiłam okruchami całą podłogę, zrobiłam przegląd gier wysypując ich zawartość, mierzyłam obuwie wszystkich członków rodziny…
Trzeba przyznać, że moi bliscy wykazywali anielską cierpliwość! Nikt nie parsknął ze złością i nie powiedział mi złego słowa.
A gdy obudziłam się z południowej drzemki, przez dłuższą chwilę przecierałam oczy ze zdziwienia, gdyż nie mogłam poznać pokoju! Za sprawą pięknych dekoracji, łańcuchów, serduszek, proporczyków, papierowych kwiatów zyskał on całkiem nowy wygląd.
Na odświętnie nakrytym stole stało wiele smacznych, kolorowych przekąsek.
„Ho, ho, chyba szykuje się świętowanie! – Pomyślałam. – Ale jakie? Boże Narodzenie już dawno za nami, Wielkanoc też minęła.”
Tata przebrał mnie w ładną sukienkę, mama uczesała mi włosy.
I wtedy rozległ się dzwonek do drzwi.
Ucieszyłam się, bo zobaczyłam mojego przyjaciela z rodziną. Z Aleksem znamy się od bardzo dawno, w ubiegłym miesiącu świętowaliśmy jego drugie urodziny.
Po powitaniu i krótkiej rozmowie z gośćmi na temat minionych majowych wakacji, w końcu wszyscy zasiedliśmy do stołu. Ja jak zwykle zajęłam miejsce w swoim foteliku.
Gdy rozglądałam się po stole zastanawiając się, od czego zacząć ucztowanie, nagle wszyscy wstali i zaśpiewali „Sto lat” patrząc na mnie. Nawet nieco zawstydził mnie ten nadmiar uwagi na mojej skromnej osobie…
Mama postawiła przede mną tort. Ucieszyłam się, bo zobaczyłam na nim moich ulubieńców, czyli Teletubisie: cała czwórka w komplecie, na czele z moją ukochaną Lalą w żółtym ubranku! Między Teletubisiami paliły się dwie świeczki.
–Dmuchaj Okruszku! – Zawołał tatuś. –Dziś są twoje urodziny, kończysz dwa lata!
Zrozumiałam, że urodziny muszą być ważnym świętem. Są dekoracje, tort, goście, prezenty, miła zabawa. A najważniejsze, że można trochę broić bez większych konsekwencji, bo wszyscy przymykają oko na psoty jubilata!
Za to mówią wiele dobrych rzeczy na jego temat. No, pewnie – ja też mam się czym pochwalić! I bynajmniej nie myślę tylko o moich długich włosach i dołeczkach w policzkach, które powstają, gdy się uśmiecham!
A dwuletni Okruszek (czyli ja ) potrafi całkiem nieźle biegać i skakać do góry na dwóch nogach. Rozumie w zasadzie wszystkie polecenia. Pije ze zwykłego kubka, potrafi samodzielnie jeść zupę z pomocą łyżeczki.
Mogę wam zdradzić jeszcze jeden mój okruszkowy sekret, ale proszę zachowajcie go tylko dla siebie, bo to nieco wstydliwa sprawa. Nie chwaliłam się wcześniej, ale od Świąt Wielkanocnych umiem korzystać z nocnika.
Rodzice stwierdzili, że to idealny moment na naukę czystości, a że Śmigus Dyngus należy do tradycji wielkanocnych, więc doszli do wniosku, że nie będzie im przeszkadzać jak w Lany Poniedziałek w domu będzie naprawdę mokro. Cóż, mokro było najwyżej przez dwa dni, okazałam się bowiem pojętną uczennicą.
Teraz pampersa używam tylko w nocy bądź w czasie dłuższego wyjścia w teren, w celach profilaktycznych. Nauka czystości na pewno wyszła z korzyścią dla środowiska naturalnego i dla zawartości portfela rodziców.
A ja osobiście uważam, że chodzenie bez pieluszki jest znaczenie wygodniejsze!
Wspominałam już o majowych wakacjach…
Tak, w Holandii pod koniec kwietnia dzieci miały dwutygodniową przerwę w nauce szkolnej. Korzystając z większej ilości czasu wolnego, wyjechaliśmy do Polski.
Rodzice wspominali o jakiejś komunii chrześniaka. Tak po prawdzie nie dane było mi dowiedzieć się, co znaczy ten termin. Mama z tatą dużo rozmawiali, ciągle coś załatwiali, biegali na zakupy…
A w dniu rzekomej komunii oboje ubrali się odświętnie. Mama na co dzień chodzi w dresie, więc gdy włożyła sukienkę, żakiet i buty z wysokimi rurkami, to ledwo ją poznałam!
Moja siostra i brat też się wystroili, po czym wszyscy szybko wsiedli do samochodu i … tyle ich widziałam! Łobuzy, sami pojechali na komunię, a mnie zostawili pod opieką babci i dziadka!
Nie żebym miała coś przeciwko dziadkom, po prostu nie spodobało mi się, że wszystko ustalono poza moimi plecami i nikt nawet nie zapytał mnie o zdanie!
Takiego podejścia nie lubię, więc krzyczałam i płakałam dziadkom dość długo, by skutecznie zniechęcić ich do sprawowania opieki nade mną i by w przyszłości zapobiec tego typu sytuacjom.
Niestety nie dowiedziałam się dokładnie, o co chodzi z tą całą komunią. Musi to być jednak coś miłego i absorbującego. Z komunii wraca się pod wieczór, jest się najedzonym i zadowolonym. Tyle!
Zatem zupełnie nie rozumiem, dlaczego rodzice uznali, że jestem za mała na udział w takiej uroczystości? Wszak jem sama, apetyt mam, a bawić też bardzo się lubię…
I zrozum tu starsze pokolenie!
Wyjazd do Polski miał swoje dobre i złe strony. Podobało mi się, że wciąż się działo coś ciekawego, odwiedzaliśmy nowe osoby i miejsca. Nie zaznaliśmy nudy i monotonii.
Ale czasem już za dużo było tych zmian… Męczyły mnie spotkania, wizyty. Myliły mi się imiona cioć i wujków. Frustrowały noclegi w różnych miejscach.
Gdy już się zaczynałam przyzwyczajać do domu jednych dziadków, następnego dnia jechaliśmy na kilka dni do drugiej babci. A potem do cioci. I jeszcze jednej… Litości!
Nie wspomnę już o niekończących się godzinach spędzanych w samochodzie. Mama czytała nam książki lub włączała płyty z ulubionymi piosenkami, ale po kilku godzinach nieruchomego siedzenia w foteliku samochodowym, zaczynało mnie wszystko boleć i marzyłam jedynie o ruchu…
Z ulgą wróciłam do naszego holenderskiego domu.
W nim czuję się bezpiecznie i przyjemnie. W swoim łóżeczku mam najpiękniejsze sny, we własnej wanience kąpiel sprawia największą przyjemność.
Na jakiś czas dalszym podróżom mówię „basta”!
A gości tym razem zapraszam z wizytą do nas.
Wczoraj ja obchodziłam swoje święto, ale podsłuchałam, że już wcale nie małymi krokami, zbliża się komunia mojej siostry. Można będzie jeść i bawić się do wieczora!
Pod warunkiem, że wcześniej schowam się przed babcią i dziadkiem, by nie próbowali wziąć mnie pod skrzydła swojej opieki!
Teraz będę cwańsza i nie dam się schwytać! Obiecuję!
Wszystkiego naj! dla dzielnej Dwulatki!!!
Znam ból podrózy po PL z maluchami, ależ to były dni. Dzieci sfrustrowane, szczególnie najmłodsze. jak czytałam Twój wpis, to tak, jakbym czytała o nas 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
pięknie to opisałaś ,pozdrawiam 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No…Też bym wolała wystroić się i pojechać na tę komunię:) Rośnij duża i bądź szczęśliwa, Okruszku!
Fajna jest taka dwutygodniowa przerwa od nauki:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Hrabino, Cichosza i Kalipso dziękuję za odwiedziny, miłe słowa i życzenia dla dwuletniego Okruszka. W najbliższą niedzielę będziemy świętować I Komunię starszej córci, mam teraz gości i dużo spraw na głowie, jednak po komunijnym szaleństwie, obiecuję nadrobić zaległości na Waszych blogach:) Dziękuję Wam za pamięć o nas i pozdrawiam bardzo serdecznie:) 🙂 🙂
PolubieniePolubienie
Wszystkiego dobrego dla Córy! 2 latka to już poważny wiek 🙂 U nas był masakryczny – dziecię moje było zawsze na „nie” 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Puchatko, bardzo dziękuję za życzenia dla Okruszka. Aż się boję tych dwóch lat;) Moja córcia jest z natury małym buntownikiem i indywidualistką, swoje zdanie wyraża nader stanowczo… więc – co to będzie? Jak my damy radę z tym ciągłym „nie”? Mimo wszystko staram się być dobrej myśli i nie martwić się na zapas. Pozdrawiam:)
PolubieniePolubienie