Rzeczy z duszą, czyli japońskie wabi – sabi po holendersku

54434417_298608604147060_4963119608593645568_n

Już dwa tygodnie minęły od naszej przeprowadzki, a my wciąż nie oswoiliśmy nowego domu. Tak jak pisaliście w komentarzach – potrzeba czasu.
Czasu, by nazbierać wspomnień, obrosnąć w dobre wydarzenia, obłowić się w emocje. No i czasu na umeblowanie się. Wiadoma sprawa – piętrzące się pudła nie wprowadzają domowej atmosfery, wprost przeciwnie – potęgują wrażenie tymczasowości i bylejakości.
Skorzystaliśmy z okazji, że wczorajsza sobota była wolna od zajęć w polskiej szkole i sprawiliśmy sobie małą wycieczkę – objazdówkę po okolicznych „kringloopach.” Tak, wiem: jeśli nie mieszkacie w Holandii, ta nazwa nic wam nie powie.
Mnie, do niedawna, też nic nie mówiła, jednak po wczorajszym maratonie po tych przybytkach, stwierdziłam, że kringloopy są świetną inicjatywą, na pewno wartą opisania na blogu.

Nazwa „kringloop” oznacza: cykl, proces, recykling.
I o to w tym wszystkim chodzi! O dawanie przedmiotom drugiego życia.
Holendrzy, podobnie jak Szkoci, w powszechnej opinii mają przydomek skąpców i chciwusów. Takich, co to tylko szukają okazji, by kupić coś tanio, sprzedać korzystnie, zarobić, a nie stracić.

54728411_1385571791585047_9143749974616440832_n

Żyłkę do interesów otrzymali w spadku po przodkach – kupcach, pragmatyzm wyssali z mlekiem matki, a w DNA mają zakodowaną informację, że marnowanie rzeczy jest wstydem, wyrzucanie czegoś użytecznego Holendrowi po prostu nie przystoi.
Sknerusy czy nie, mieszkańcy Niderlandów uwielbiają pchle targi i kringloopy (właśnie, pora do nich wrócić). A zatem, czym jest kringloop?
To dom towarowy z używanymi rzeczami, gdzie można kupić „mydło i powidło”, czyli praktycznie wszystko: meble, książki, zabawki, odzież, naczynia, sprzęty domowe, elektronikę, mulitmedia, rowery…

54364823_300986293904723_6289942221596655616_n

Ceny są przystępne, przyjazne dla portfela, a czasami wręcz symboliczne (np. meble od kilku euro do kilkuset, rowery za ok. 45 euro, porcelanowe kubeczki i talerzyki 50 centów od sztuki).
Celem kringloopów jest ograniczenie marnotrawstwa i promowanie ponownego wykorzystania przedmiotów. Pierwsze sklepy recyklingowe powstały w Holandii w latach osiemdziesiątych XX wieku i wrosły w tutejszy krajobraz niemal tak samo jak wiatraki i tulipany, dziś jest ich ponad 1 700 (dane z 2017 r. za Wikipedią), czyli praktycznie w każdym holenderskim mieście znajduje się kringloop (często nie jeden).

54517770_417292369027529_7873474063513944064_n

Nie należy ich mylić z popularnymi w Polsce lumpeksami i sklepami z używanymi meblami. Mimo iż również oferują rzeczy „z drugiej ręki”, przyświeca im inna ideologia.
Przede wszystkim nikt na nich nie zarabia (bynajmniej z zasady).
Kringloopy zaopatrują się w towar, który ludzie oddają dobrowolnie i za darmo.
Czasem są to przedmioty przekazane po zmarłych, ale najczęściej osoby prywatne pozbywają się w ten sposób nieużywanych już rzeczy. Zamiast pieniędzy mają satysfakcję i pewność, że oddane przedmioty uszczęśliwią kogoś innego.
Zanim towar trafi na półkę, musi przejść szereg czynności w magazynie takich jak: sortowanie, czyszczenie, segregowanie i ewentualną reperację.

Szafy

Wymaga to pracy wielu rąk, a mimo to koszty utrzymania kringloopu są niskie.
Powód? Prosty: znajdują tu zatrudnienie głównie wolontariusze oraz osoby, którym trudno znaleźć się na rynku pracy (bezrobotni, osoby z niepełnosprawnościami czy niskokwalifikowane).
Dochód ze sprzedaży w przeważającej części jest przeznaczony na cele charytatywne, ochronę środowiska, różne projekty w Afryce, Europie Wschodniej i na Bliskim Wschodzie (jak w przypadku sieci Dorcas).
Pięknie to pomyślane, prawda?
Zobaczcie: nie dość, że można coś tanio kupić (w tym: antyki, przedmioty vintage, niekiedy prawdziwe perełki), to przy okazji jeszcze można komuś pomóc.
A to nie wszystko, co więcej – dbamy o środowisko naturalne, ponieważ w kringloopach w ogóle nie używa się toreb foliowych i papieru do pakowania.
W zamian na półkach leżą stare pocięte gazety.

54355993_1488144541321733_7097564285638803456_n

Kupiłeś wazonik czy filiżankę? Bądź świadom, że w kringloopie nikt ci tego nie zapakuje. Sam musisz się poczęstować gazetą, wcześniej zadbać o torbę bądź pudełko.
Oczywiście, jeśli chcesz kupić meble lub przedmioty wielogabarytowe, nie ma problemu – za mniejszą lub większą opłatą (zależną od kilometrów dzielących dom od sklepu), wszystko zostanie dowiezione na miejsce.

Wiecie, tak się złożyło, że ostatnio czytałam książkę o japońskiej filozofii „wabi – sabi” (stanowiącej alternatywę dla wszechobecnego konsumpcjonizmu).

54728938_798924760464041_8763213449829285888_n

Wabi – sabi promuje prawdziwość, skromność i bliskość natury.
Pozwala się starzeć (tak! na przekór powszechnemu kultowi młodości), co więcej – dostrzega piękno i magię w czymś nieperfekcyjnym np. w wyszczerbionym kubku, popękanej ceramice, zeschniętych kwiatach…
Świeżo po lekturze tej książki myślę, że Kraj Kwitnącej Wiśni ma jednak wiele wspólnego z Krajem Tulipanów. Może kwiaty są inne, ale filozofia podobna: przecież holenderskie kringloopy są kwintesencją japońskiego wabi – sabi.

A co Wy o tym myślicie? Lubicie meble „z duszą”?
Ja zauważyłam, że im jestem starsza, tym bardziej cenię prostotę i życie blisko natury. Idea, by pozwolić sobie i przedmiotom na pogodne starzenie się, cóż… całkiem mi się podoba. Uśmiech

54255864_402988890516530_6739052142692139008_n

Ten wpis został opublikowany w kategorii wiatrakowe zwyczaje i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

14 odpowiedzi na „Rzeczy z duszą, czyli japońskie wabi – sabi po holendersku

  1. szarabajka pisze:

    Może jak wspólnie z dziećmi umeblujecie nowy dom, to stanie się im bliższy?
    Idea mi się podoba, ale w Polsce raczej na niepełnosprawnych i wolontariuszy liczyć nie można, bo przecież muszą z czegoś żyć. Sama renta inwalidzka jest symboliczną, więc na pewno oczekiwaliby jakiegoś wynagrodzenia za swoją pracę.

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Szarabajko, dzieciom dom już jest bliski. 😉
      Gorzej z nami – z wiekiem coraz ciężej przychodzi adaptacja do nowego.

      A co do wynagrodzenia, nie wyraziłam się jasno w artykule, ale ci pracownicy kringloopów (poza wolontariuszami) otrzymują normalną wypłatę.
      Wiesz, tych sklepów jest bardzo dużo i każdy ma nieco inny charakter. Byliśmy w takim, w którym pracują wyłącznie wolontariusze, a całkowity dochód ze sprzedaży towarów jest przeznaczony na cele charytatywne.
      Natomiast kringloop w naszym mieście szczyci się tym, że daje zatrudnienie (i pensję) osobom, które -z jakichś powodów – nie mogą się odnaleźć na normalnym rynku pracy.

      Polubienie

  2. Lena pisze:

    świetne miejsce 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Oj tak! Można znaleźć prawdziwe perełki.
      A jak cieszy piękna porcelanowa filiżanka za 50 centów czy choćby kolorowa puszka do herbaty za 25 centów.
      Raj dla wielbicieli antyków.

      Polubienie

  3. jotka pisze:

    Pokazane przez Ciebie przedmioty to prawdziwe skarby, u na sto wszystko raczkuje, jakieś sklepy ze starociami, stoiska na jarmarkach i festynach, ale przedmioty niskiej jakości, często zniszczone.
    Ludzie, którzy potrafią odnawiać meble itp. szukają ich na wystawkach, śmietnikach.
    Sama chętnie odwiedziłabym taki wielki sklep!

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Podobałoby Ci się, Jotko, i na pewno znalazłabyś kilka drobiazgów cieszących oko.
      My kupiliśmy wielki stół z prawdziwego drewna (na sześć osób) za 20 euro i kredens, taki właśnie „z duszą”.
      Może te przedmioty trochę „trącą myszką”, ale ile historii w sobie noszą!

      Polubienie

  4. Uwielbiam takie miejsca i połowa rzeczy, które posiadam, są z drugiej ręki. W Szwajcarii nazywa się to Brockenhaus 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  5. Malwina pisze:

    Belgowie to też naród uwielbiający wszystko, co z drugiej ręki… 😉 Więc my również mamy sporo kringloopwinkels, ale byliśmy tylko w jednym i to jeszcze zanim przeprowadziliśmy się tu na stałe. Za to co niedzielę w naszym miasteczku organizowany jest targ staroci i sporo osób się tam wystawia. Może też kiedyś skusimy się coś nabyć, choć wydaje mi się, że w takich miejscach trzeba umieć szukać 😉 Jeszcze w Polsce zaglądałam czasem do lumpeksu i zazdrościłam dziewczynom, które umiały wynaleźć ‚perełki’, ja albo nie miałam szczęścia, albo się do tego nie nadaję ;p

    Polubienie

    • Igomama pisze:

      Tak, czytałam, że w Belgii też macie kringloopy.
      To chyba taka niderlandzka tradycja.
      Ja w Polsce też lubię zajrzeć do „lumpków”, można znaleźć tam naprawdę piękne rzeczy, ale czasem ciężko trafić na właściwy rozmiar.
      Niestety ja akurat jestem dość niska i przez to trudno mi coś dopasować – zazwyczaj nogawki spodni i rękawy swetrów są za długie.
      Ale jak coś pasuje, to się cieszę. 🙂

      Polubienie

  6. Takie meble! A ja tu muszę się zadowolić to nieszczęsną firmą na I. bo antyki chodzą w takich cenach, że niech ich drzwi [mogą być od szafy] ścisną! Jakże Ci zazdroszczę! Nic tylko wybierać i meblować 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Aksiniu, mnie zawsze bardzo się podobały meble z I.
      Starsi Holendrzy kochają kringloopy, ale młodsi wolą Ikeę.
      Ja jestem w średnim wieku, więc plasuję się pomiędzy. 😉

      W sobotę w kringloopie widzieliśmy komplet z prawdziwego drewna: duży stół i do tego sześć krzeseł. Całość za 100 euro. Podobała nam się, nie było widocznych zniszczeń.
      Jednak, gdy przesunęliśmy te krzesła, okazało się, że są tak ciężkie (wiadomo, drewno a nie sklejka), że zrezygnowaliśmy.
      Dzieci męczyłyby się próbując odsunąć krzesło. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na drewniany stół w innym kringloopie, a krzesła weźmiemy może właśnie z I., na pewno jakieś w miarę lekkie.

      Polubienie

  7. Maula pisze:

    Cudowne miejsce! Brakuje mi takich w Polsce, bo teraz mieszkając w dużym mieście, widzę jak ludzie często wyrzucają porządne meble pod śmietnik czy do kontenerów. Grupy śmieciarkowe działają prężnie, ale można byłoby to w super sposób ominąć i dać im nowe życie, jeszcze dodatkowo komuś pomagając. A tak, często większość tych rzeczy moknie lub niszczeje na dworze. Tylko obawiam się, że ciągle bym tam chodziła szukać perełek do domu… 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Dokładnie tak, jak piszesz, Maula – meble wystawione bezpośrednio na ulicę, szybko niszczeją i zwyczajnie ich szkoda. Marnieją, a przecież mogłyby służyć komuś jeszcze.
      Pozdrawiam, dziękuję za komentarz i wizytę. 🙂

      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s