Mały książę oswajał lisa, my próbujemy oswoić wrzesień. Nie jest łatwo.
Każde dziecko ma inną szkołę, inną drogę do tej szkoły, inny plecak, książki, przedmioty, nauczycieli… Długo by wyliczać.
Moja skrzynka mailowa tonie w wiadomościach z czterech szkół, tak – czterech, bo w sobotę doszła jeszcze szkoła polska.
Tyle dobrego, że jedna, ta sama dla wszystkich.
Polska szkoła zaczęła się wczoraj, uroczyście hymnem, ale i rozrywkowo, bo wierszami, w tym powiedzianym przez Okruszka. Raptem cztery wierszowane linijki, a ileż to tremy i przeżywania! Pierwsze lekcje, pierwsza szkolna msza święta i wystarczyło, byśmy wrócili do domu bez sił. Bo przecież tydzień pracy powinien trwać pięć dni, a nie sześć, prawda?
Cóż, gdy ucieka jeden dzień weekendu, tym bardziej trzeba się resetować w niedzielę. Zostaliśmy zaproszeni do przyjaciół „Mauriziów” (kiedyś o nich wspominaliśmy, Włoch Maurizio i jego żona Andrea z Węgier mają troje dzieci mniej więcej w wieku naszych). Mauriziowie zaprosili nas na szybki obiad (ale pyszny!), a potem plan był taki, że najstarsze dziewczyny idą do kina, a reszta – do ogrodu.
Wyszło zabawnie, bo w rezultacie wszyscy spędziliśmy dzień, że tak powiem, ogrodowo. Iskierka i Isa obejrzały film „Tajemniczy ogród” (piękny, polecają!), a reszta została zaprowadzona do tzw. struintuin, czyli miejskiego ogrodu ogólnodostępnego.
Znajduje się on blisko domu Mauriziów, jednak jakoś tak się złożyło, że nawet nie wiedzieliśmy o istnieniu tego miejsca. A miejsce naprawdę pomysłowe i warte uwagi. Ogród miejski istnieje w naszym miasteczku już od czterdziestu pięciu lat i służy mieszkańcom, dzieciom i wszystkim osobom ceniącym kontakt z naturą.
Każdy może tu wejść z ulicy, bez żadnych opłat, pospacerować, posiedzieć na słonku, napić się herbaty, kupić miód, ziemniaki, zioła.
Ogród jest własnością miasta i dbają o niego wolontariusze.
Uczniowie z najbliższej szkoły mają tu własne działeczki, syn Mauriziów też pochwalił się nam swoim kawałkiem ziemi.
Okazało się, że i nasz Groszek zna ten ogród, bo odwiedzili go kiedyś z klasą.
Miejski struintiun (czytaj: strałtałn) jest całkowicie ekologiczny, zbudowany z surowców wtórnego użytku. Rosną w nim jedynie rośliny rodzime, czyli takie które występują w Holandii tylko w naturze i których nie można kupić w centrach ogrodniczych, na przykład cebulek tulipanów tu nie kupicie. Całość sprawia wrażenie miejsca dzikiego i bardzo naturalnego. Taka oaza zieleni w centrum miasta.
Z wierzbowym domkiem na drzewie.
Z miniparkiem linowym.
Z prostym wodnym placem zabaw – dzieci pompują wodę ze zbiornika zasilanego deszczówką i obserwują jak krąży w rynnach.
W ogrodzie działa pasieka, można zobaczyć w naturze ule, plastry miodu, wosk no i pszczoły brzęczące za szybą.
Jest ściana zbudowana z naturalnych surowców i jaskinia dla nietoperzy, w myśl zasady, że natura i człowiek doskonale mogą z sobą współistnieć. I wcale nie wygląda to tak, że nad głowami bawiących się dzieci latają nietoperze albo co gorsza wplątują im się we włosy. Gdy dzieci się bawią, nietoperze śpią.
A gdy nietoperze “się bawią”, dzieci w ogrodzie już nie ma.
Wolontariusze służą swoją wiedzą o roślinach. Przekazują różne ciekawostki, na przykład my mieliśmy okazję zobaczyć jadalne kwiaty. Owszem wiedziałam, że takowe istnieją, ale zawsze byłam zdania, że kwiaty mają zadowalać zmysł wzroku, a nie smaku.
Wolontariusz pokazał nam, jak się zabrać do spróbowania kwiatów: warto odgryźć końcówkę, wyssać sok, a następnie zjeść płatki. Dzieciaki były zachwycone i zajadały się pomarańczowymi kwiatami, które według mnie smakowały jak rzeżucha.
Poza kwiatami do jedzenia serwowano pizzę, pieczoną w piecu chlebowym (dla ścisłości: darmowej pizzy nie ma zawsze, ale ten weekend był jubileuszowy, dlatego była). Wolontariuszka systematycznie wkładała nowe partie do pieca, a po upieczeniu kroiła je na małe kwadraty i częstowała wszystkich chętnych.
Na stole leżały pomidorki, rukola, stała też doniczka z bazylią i słoik z suszoną cebulą, więc można było swoją pizzę wzbogacić dodatkami.
Z całej tej imprezy największe wrażenie wywarł na mnie naturalny tor przeszkód, tak go nazwałam. Polecam do zainspirowania się każdemu, kto ma własny skrawek ziemi i małe dzieci. Pomysł prosty, a w swej prostocie, wręcz wybitny.
W trawie wydeptano ścieżkę w kształcie prostokąta, wzdłuż której wisiał miękki sznurek (na wysokości dziecięcej dłoni).
Powierzchnia ścieżki została wyłożona różnymi naturalnymi fakturami.
W jednym miejscu był mech, w innym drobne kamyki, muszelki, trociny czy też ciasno zwinięte wokół siebie kawałki sznurka, zeschnięte liście, a nawet winogrona.
Ot, wszystko co było pod ręką, nadało się pod stopy.
Jeden odcinek stanowiła nawet błotna kałuża. Uprzedzę pytania: pokrzyw nie było.
Najpierw dzieciaczek musiał zdjąć buty i skarpetki. Następnie chwytał w łapki linkę, przewiązywano mu oczy tetrową szarfą i, tak przygotowany, ruszał odkrywać różnorodne, prawdopodobnie wcześniej mu nieznane, bodźce.
Deptał po miękkim, po twardym, po gładkim i kłującym.
A na koniec, chlup, niespodzianka, wpadał po kolana do dołka z wodą.
Celowo, by wyczyścić umorusane nogi!
Teraz mógł zdjąć szarfę, usiąść na ławce, dodatkowo wymoczyć stopy w wiadrze i wytrzeć ręcznikiem (wspólnym, ale kto by się tam przejmował koronawirusem i innymi zarazkami, przecież to wyluzowana Holandia!).
Jeden raz mało któremu dziecku wystarczał, najczęściej pokonywały trasę kilkukrotnie, nasze biegały później w tę i z powrotem już bez szarfy na oczach.
A my, dorośli, siedzieliśmy z boku i obserwowaliśmy, jaką można mieć frajdę z czegoś tak prostego i taniego, bo przecież ile kosztuje kawałek sznurka?
Częstokroć kupujemy dzieciom nowe zabawki i gry, które potem tylko zbierają kurz, a dzieciom do szczęścia wystarczy naprawdę niewiele.
Można zrobić coś z niczego.
Oszczędni, ekologiczni Holendrzy to wiedzą, w końcu wybudowali swój kraj z ziemi wydartej morzu. A co Wy myślicie o takim ogrodzie w mieście (może niekoniecznie tajemniczym, ale ogólnodostępnym)?
A jako że dziś poniedziałek, to życzymy wszystkim pięknej pogody na cały tydzień, umożliwiającej oswajanie przyrody i kontakt z naturą typu: oko w oko czy nawet stopą w stopę.
Park linowy to mi się już po nocach śni – że zamontuję, obłożę materacami i będę tam puszczać latorośle, aż padną na twarze ze zmęczenia…
Pomysł świetny ale – ale nie za dużo luzu – zero maseczek, zero strachu? Rzeczywiście Holandia już ‚pokonała wirusa’? Znajomi z Francji w panice nadal, szwagier z wysp złe wieści też ma, a Holandia… wolna? Jak oni[Wy? nie, jednak oni, Holendrzy] to robią???
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jak oni to robią? Hm… Też się nad tym zastanawiam. 😉
Postrzegam Holendrów jako ludzi pewnych siebie, któzy uważają, że mają rację (nawet jeśli racji nie mają). Jednak w sumie ta pewność siebie na ogół wychodzi im na dobre.
PolubieniePolubienie
Miło widzieć Was po wakacjach :). Duży ogród mam koło domu, więc moje wnuki tutaj biegają i poznają ogrodowe roślinki i zwierzątka, mają tez tutaj basen, trampolinę i plac zabaw. W tych pandemicznych czasach okazało sie to wybawieniem, bo jest bezpieczne i bez tłumów :).
PolubieniePolubienie
Ciebie też miło zobaczyć po wakacjach, Anno! 🙂
Och, Twój ogród to raj dla wnuków, wybawienie od nudy, najlepszy sposób przetrwania kwarantanny. Twoje wnuki to szczęśliwcy, a dla Ciebie szczęściem ich uśmiechy i radość.
PolubieniePolubienie
Ten ogród i takie spotkania są dokładnie w moim stylu… Słońce, zieleń, przestrzeń, kwiaty, woda, przygoda, rodzina i przyjaciele 🙂 Zazdroszczę Wam bardzo.
Współczuję Okruszkowi tremy, ale znając Jej energię i talent, na pewno świetnie Jej poszło 😉
Ściskam Was Wszystkich mocno!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję, Celcie.
U Okruszka w czasie występu był moment zawahania, gdy odwróciła się tyłem do mikrofonu i już myślałam, że nic z tego nie będzie, ale jakoś przełamała się i poszło.
A ogród miejski to fajna rzecz, zwłaszcza dla mieszkańców bloków, którzy są stęsknieni zieleni i posiedzenia na dworze.
Ściskamy, Celcie drogi.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Swietny ten ogrod! Moje dzieciaki uwielbiaja biegac na boso i w miare mozliwosci im pozwalam, choc po ogrodzie akurat niechetnie, bo w tym roku mamy wyjatkowe natezenie os i trzmieli. Gniazda maja niewiadomo gdzie, wiec boje sie, ze ktores nadepnie i bedzie heca. Ja juz zostalam raz w tym roku uzadlona, nie bardzo mam ochote, zeby spotkalo to Potworki. 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oj, też tego nie życzę Potworkom.
U nas już każde dziecko doświadczyło użądlenia (Groszek to nawet przez bąka) i sporo łez przy tym było. A jak Iskierkę kiedyś osa ugryzła nad jeziorem, poniósł się taki wrzask, że aż widowisko się koło nas zrobiło. Do dziś to wspominamy.;)
Trzymajcie się Kochani!
PolubieniePolubienie
Super impreza, a ile wrażeń dla każdego!
Powiem szczerze, że w pewnym wieku wystarczyłby 4 -dniowy tydzień pracy…lub praca co drugi dzień 😉
U nas przy szkole nawet plac zabaw zamknięty, bo nie ma komu dezynfekować, za mało rąk do pracy.
Pozdrawiam was wszystkich i zdrowia życzę!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jotko, masz rację. Takie pół etatu w szkole, najlepiej płatne jako cały etat. 😉
Biedne dzieciaczki, że plac zabaw zamknięty. 😦
Może i znalazłby się jakiś rodzic chętny do dezynfekcji placu, z dobrej woli?
Ale pewnie i tak nie zostałby wpuszczony na teren szkoły.
Szkoda, bo teraz póki pogoda warto by dzieci hasały na dworze.
Zdrowia i pogody ducha, Jotko.
PolubieniePolubienie
W każdym mieście powinien być taki ogród, bo przecież nie każdego stać, by płacić za wstęp lub kupować napoje lub jedzenie w kafejkach, których zawsze dużo w miejscach rozrywki. A jak się trafi na darmową „wyżerkę”, to frajda podwójna. Naturalny tor przeszkód, to świetna zabawa i doskonały pomysł. Co z tego, że niektóre place zabaw są wymyślne i kosztowały sporo, kiedy teraz w okresie pandemii są zamknięte. Jeżeli chodzi o „Tajemniczy ogród”, to książkę czytałam jako dziecko, a film obejrzałam jako dorosła osoba i w obu przypadkach się wzruszyłam. Także polecam, a Was wszystkich serdecznie pozdrawiam.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ogromne dzięki, Iwonko.
I wzajemnie – też przesyłamy serdeczności.
Ja oprócz „Tajemniczego ogrodu” uwielbiałam jeszcze „Małą księżniczkę”, tej samej autorki. Los małej, nagle osieroconej Sary, poruszał mnie zarówno, gdy czytałam jako dziecko, jak też w wieku dorosłym.
PolubieniePolubienie
łatwo zapomnieć, jak się chodzi boso – znakomita przypominajka – trzeba było też skorzystać
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No, trzeba było, trzeba. 🙂 I aż mnie kusiło, ale jakoś śmiałości zabrakło. 😉
PolubieniePolubienie
Cudowna sprawa, taki ogród w mieście. Dostęp dzieci do natury, przyrody..
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No, cudowna.:)
I każde miasto powinno mieć taki własny ogród, zwłaszcza dla mieszkańców bloków.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tak. Moje dzieci często jeździły do dziadków na wieś i teraz jedna córka z trojga dzieci chce mieszkać na wsi, kocha zwierzęta, przyrodę. To procentuje
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Basiu, i chyba na wsi życie jest spokojniejsze. 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja kocham wieś i moja Konstancja też. Hubert i Julia to już „apartamentowe” dzieci
PolubieniePolubione przez 1 osoba
„Apartamentowe” dzieci 🙂 Hi, hi, podoba mi się to określenie. 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A tak weszło mi na potrzebę chwili. Może dlatego, że Julia marzy o apartamencie na najwyższym piętrze
PolubieniePolubione przez 1 osoba
„Tajemniczy ogród” obejrzeliśmy wszyscy w kinie i nawet Małżonkowi się podobał (a on dosyć wybredny), a Młody był zachwycony, zatem polecam również. To ganianie na bosaka po różnych rzeczach to u nas popularne było w przedszkolu i już – że tak powiem – się trochę przejadło 🙂 Pszczół to jednak zazdroszczę, bo Doro nie dalej jak w tym tygodniu w drodze do szkoły nagle stwierdził, że on nigdy nie widział prawdziwego ula, a bardzo chciałby zobaczyć. I muszę znaleźć u nas takie miejsce, gdzie można zobaczyć, jak pracują pszczoły na żywo, bo pewnie gdzies jest… Ja całe dzieciństwo grasowałam w pasiece babci i to było fantastyczne doświadczenie. Miejsc podobny waszemu ogrodowi to i w Be jest mnóstwo, tylko to właśnie trzeba zwykle przypadkiem odkryć (choćby na jakichś stronach FB, bo tutejsi zwykle wiedzą i dla nich to oczywiste, że każdy wie)…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Magda, dziękuję za wyczerpujący komentarz.
Fajnie, że u Was w przedszkolu takie chodzenie po różnych powierzchniach jest często praktykowane, powiem Ci, że ja się z takim torem przeszkód zetknęłam po raz pierwszy, dlatego pomysł podałam dalej. 😉
A pszczoły to fajna sprawa dla dzieci, oczywiście pod warunkiem, że pszczelarz będzie umiał zaciekawić tematem i pokaże różne eksponaty.
Oby udało się Wam znaleźć przyjemną pasiekę w okolicy. 🙂
PolubieniePolubienie