Wiele rzeczy zachwyciło nas w czasie naszej podróży do Szwecji. Przede wszystkim przyroda i to na niej skupię się dzisiaj. Jak wspominałem – “wakacjowaliśmy” się w okolicach Sztokholmu. Okazało się, że natura w tej części Szwecji może być wyjątkowo zachwycająca, o czym przekonywaliśmy się od pierwszego, do ostatniego dnia naszych wakacji.
Pomijam tu dzień przylotu i odlotu – dla nas obojga był to raczej dzień stracony, ciężko więc uznać go za część urlopu. Po odebraniu Igomamy z lotniska udaliśmy się do najbliższej miejscowości by odespać trudy podróży. Rano pozwiedzaliśmy nieco, po czym ruszyliśmy do pierwszego punktu naszego programu…
Stendörren nature reserve
Nawigacja uprzedzała: przed tobą drogi gruntowe. I nie było w tym przesady, końcówka trasy to faktycznie droga gruntowa. Dalej parking, na którym zostawiliśmy nasz ElektroIgowóz. Igomama, wiedziona jakąś niebywałą intuicją, uparła się, byśmy najpierw ruszyli w stronę szlaku, który prowadził do niewielkich wysepek w pobliżu. Był to strzał w dziesiątkę. Kilka maleńkich wysp, z przerzuconymi pomiędzy nimi, “dwuosobowymi” mostkami.
Do tego wokół wszędzie lazurowe morze i skały, pełne wygrzewających się na słońcu turystów. Igomama, choć w sukience, mknęła po tych skałach niby kozica. Ani nieodpowiednie obuwie, ani strój jakby na inną okazję nie były przeszkodą.
Niestety, na ten spacer udaliśmy się kompletnie nieprzygotowani. Dobrze, że choć o wodzie pamiętaliśmy… Ale głód szybko zaczął nam dokuczać. Na szczęście w drugiej części tego parku była chociaż niewielka budka, gdzie można było coś zjeść. Było tam też sporo krów… Sztucznych, wypada dodać.
Nad okolicznymi łąkami (i krowami) górowała wieża, z której widok zapierał dech w piersiach. Nie pierwszy i nie ostatni raz w czasie tego wyjazdu…
Była też pozostałość najprawdopodobniej jakiejś stoczni, lub przynajmniej miejsca wodowania łodzi, która rodziła silne skojarzenia z koleją.
Muszę przyznać, że to pierwsze spotkanie ze Szwedzką przyrodą było wyjątkowo udane i zdecydowanie narobiła nam smaka… Kolejną okazję by w przyrodzie tej się zanurzyć mieliśmy już zdecydowanie bliżej Sztokholmu, niedaleko miejscowości Tyresö.
Klövbergets naturreservat
Polecane zarówno przez źródła internetowe jak i właściciela miejsca, w którym nocowaliśmy Klövbergets naturreservat to kolejny “strzał w dziesiątkę”. Najpierw wspinaczka drewnianymi schodami zawieszonymi na stromej skale wyrastającej wprost z morza…
Następnie spacer po lesie, po “jagodowym” szlaku (nazwanym tak przez Igomamę, zarówno ze względu na symbol, który użyto do oznaczenia, jak i zatrzęsienie samych owoców wokół).
I znów: piękne widoki, piękna przyroda, błękitne morze w dole a w dali – zamek w Tyresö…
Tym razem głód nam nie groził – zaopatrzeni w miejscowym sklepie w jakieś bułeczki i kanapeczki nie ryzykowaliśmy, że nie będzie gdzie się pożywić. Dobry wybór zważywszy, że faktycznie – nie było. Po drodze spotkaliśmy zaledwie kilka osób, miła odmiana po wcześniejszej miejscówce.
Sandholmarna
Tu było już nieco tłoczniej. Stało tu też kilka domów – trudno orzec, letniskowych czy całorocznych. I znów – po krótkiej wspinaczce po skałach – czekały na nas wspaniałe widoki…
Gdzie się nie obejrzeliśmy – wszędzie skały, morze. Morze i skały. Wszystko przeplatane koronami drzew, które zdają się kpić z grawitacji…
Na nocleg wróciliśmy zmęczeni, ale pełni pozytywnych emocji. A następnego dnia ruszaliśmy już dalej, z “międzylądowaniem” w parku narodowym.
Tyresta nationalpark
Park Narodowy Tyresta dość łatwo jest odwiedzić: ze wszystkich stron znajdziemy niewielkie parkingi, na których zaczynają się szlaki. Nam najbardziej “po drodze” było do wejścia Brakmaren. I choć szlak był malowniczy – z masą powalonych drzew, urodziwych jezior, to jednak trudno było nam się zachwycać tym w równym stopniu co wcześniejszymi miejscami.
Tutejsza bowiem dzikość przyrody nie różniła się zbytnio od tej, którą znamy z Polski. Być może dla kogoś, kto chował się z dala od takich lasów byłaby to równie wielka atrakcja jak skaliste wybrzeże, ale nam docenić to było nieco trudniej.
To co z pewnością przypadło nam do gustu, to świetnie przygotowane miejsca “na ognisko”. Niestety, końcówka pętli, którą wybrałem, to już czyste rozczarowanie – polna droga, bez osłony drzew…
Szczęście, że obyło się bez udaru słonecznego, bo warunki po temu były zdecydowanie sprzyjające. Przed nami – s
Rejs do Artipelagu
Ostatniego dnia przed odlotem postanowiliśmy z Igomamą odpocząć nieco od muzeów, zwiedzania, miasta. Wybraliśmy się na krótki rejs do galerii ukrytej wśród wysp Archipelagu Sztokholmskiego – Artipelagu. Podróż z przewodnikiem, po zachwycającej trasie.
Całe wybrzeże obsypane jest domami: starymi, nowymi, większymi i mniejszymi. Przewodniczka po szwedzku i angielsku opisuje co widzimy – niestety, z silną preferencją by zaspokajać ciekawość podróżujących po prawej stronie. Siłą rzeczy z Igomamą najpierw podziwialiśmy, by usłyszeć opisy w drodze powrotnej lub odwrotnie – podziwialiśmy próbując przypomnieć sobie, co słyszeliśmy o oglądanych obiektach w czasie drogi w przeciwną stronę. Jak ten budynek – który choć wygląda jak zamek, to mieści w sobie dom starców…
Miejscami było bardzo wąsko – sytuacja, która zmienia się z roku na rok, jako że ląd pnie się wciąż w górę. Pewnie za sto lat w miejscu, gdzie płynęliśmy, będzie już suchy ląd.
Sama wyspa też oferowała piękne widoki i sporo dość dzikiej przyrody – choć może nie tak dzikiej jak wcześniejsze miejsca – wszak inni pasażerowie statku “wysypali” się wraz z nami w tym samym miejscu… Za to połączenie sztuki z przyrodą – wypada jedynie przyklasnąć.
Do tego budynek z niewielką kawiarenką tuż przy morskim brzegu. Budynek pięknie wkomponowany w otaczającą go przyrodę. Nawet toalety wydawały się pasujące do otoczenia.
Nie brakowało też na szczęście miejsc, gdzie można było uciec przed resztą zwiedzających i zaszyć się gdzieś, czy wręcz przeciwnie – powygrzewać na skalnym brzegu.
Wreszcie Gustafsberg VII wrócił po nas i ruszyliśmy w drogę powrotną, by (jak wspomniałem) dowiedzieć się, na co z zachwytem spoglądaliśmy wcześniej. Oraz przyjrzeć się temu, o czym wcześniej słyszeliśmy.
Ciężko nam było rozstawać się ze Szwecją po takiej “ostatniej wieczerzy”. A to przecież tylko bezpośrednie okolicy Sztokholmu, jestem pewien, że Szwecja ma wiele więcej do zaoferowania.
Wspaniałą wycieczkę odbyłam razem z Wami po ciekawej krajobrazowo Szwecji. Dziękuję za wspaniałe zdjęcia.
Zasyłam serdeczności
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Dzięki za komentarz! Szwecja faktycznie, miło zaskoczyła nas pod tym względem…. 🙂
PolubieniePolubienie
Cos wspaniałego, bo czyż może być lepsza opcja, niż przyroda plus sztuka i rejs?
kawiarenki i budki z czymkolwiek ratują turystom życie!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Może być, jotko, może… Przyroda, sztuka i rejs w towarzystwie Miłej Żonki! 😀
PolubieniePolubienie