Gdyby nie wpisy Igotaty, gotowiście pomyśleć, że Igomama poszła na tajski masaż i już z niego nie wróciła, przygnieciona drobnymi łapki pewnej Tajki.
Żartuję! Wróciłam, wróciłam. Jednak na razie tylko do świata realnego.
Dryfuję sobie na nitkach lata. Z dala od laptopa.
Wakacje spędzam z dziećmi w Polsce, u rodziny. To już nasza tradycja.
Wszystko tu jest takie proste i oczywiste jak za czasów dzieciństwa, niezmąconego emigracyjnym wyobcowaniem. Po ulicy fruwają polskie słowa, które znam i rozumiem z automatu, toteż głowa odpoczywa od charkotliwego rytmu niderlandzkiej mowy.
Nasze wakacje skupiają się raczej na ludziach niż na miejscach.
Jeśli zdarzy się zwiedzanie, to mimochodem, jako dodatek do spotkania.
W ten sposób „zaliczyliśmy” na przykład wydmy w Łebie.
Nasi przyjaciele spod Warszawy kończyli turnus nad morzem, a że właśnie przebywaliśmy u rodziców Igotaty (też nad Bałtykiem), nie było większego problemu z zajechaniem na spotkanie do Słowińskiego Parku Narodowego.
Liczyliśmy na spokojny spacer leśną ścieżką i miłą wspinaczkę po górach piachu.
O naiwności, spacer był, ale bynajmniej nie spokojny: na wydmach ruch jak na Marszałkowskiej, o ile nie większy!
Naszym wakacyjnym domem jest ogród dziadków wyścielony miękką trawą, wydeptaną bosymi stopami, z tęczą kolorów i smaków rozpiętą od kwaskowatej porzeczki po słodką śliwkę.
Spotykamy się z ciociami, tymi biologicznymi i tymi „przyszywanymi”, z którymi kiedyś wysiadywałam szkolne ławki, a potem ze szkół wyrosłyśmy, a z przyjaźni szczęśliwie nie.
Coby lenistwo nie zmieniło się w nudę, zapisaliśmy dzieciaki na kolonie.
Planowaliśmy obóz tylko dla naszych nastolatków, przekonani, że najmłodsza córa na takie wyjazdy ma jeszcze czas. Gdzie tam!
Gdy usłyszała o trampolinach, kajakach, zabawach – zaświeciły jej się oczka, a rączki złożyły w słodkie „proszę, ja też!” i – mimo wątpliwości (głównie moich) – na koloniach wylądowała cała trójca.
I tym razem oczka zaświeciły się Igotacie: dzieci zaopiekowane przez caaałyyy tydzień?
Taka gratka prędko się u nas nie powtórzy, trzeba kuć żelazo póki gorące i korzystać.
Wyjechać, coś nowego zobaczyć.
Igotata zaraz sprawdził tanie linie lotnicze i w promocyjnej cenie zakupił bilety do Sztokholmu.
Mnie ten krok wydał się ryzykowny. Przecież na obozie mogą zdarzyć się sytuacje nieprzewidziane: któreś z dzieci może zachorować, Okruszek może płakać, i co wtedy?
Trzeba być w pobliżu, by w razie tych ewentualności móc dzieci odebrać.
Igotata jednak nie przyjmował moich argumentów.
Po prostu kupił bilety na samolot i już.
Tym sposobem spędziliśmy tydzień w Szwecji tylko we dwoje, zresztą to już wiecie.
„Zimna” Skandynawia nam pokazała się od upalnej strony, z bujną zielenią, archipelagami wysepek rozpryśniętymi po Bałtyku, z płaskimi głazami, na których tubylcy wygrzewają się jak jaszczurki.
Nabiegaliśmy się po Sztokholmie, bo okazało się, że tam pojęcie „centrum” jest bardzo pojemne i mieści w sobie również noclegi oddalone od starówki o 40 min szybkiego marszu.
Ale nie narzekam, miasto jest warte „schodzenia”.
Na szczęście dzieci z kolonii wróciły zadowolone. Nikt nie płakał, nikt nie chorował, było wesoło i aktywnie. Okruszek wręcz podwoił swoją energię, śpiewa, opowiada i wyłapuje towarzyszy do nowopoznanych zabaw typu „Ące madąse flore” (nie odpuści nawet własnej matce, w dodatku w łóżku o szóstej rano).
Natomiast starsza córka tydzień mieszkania w sześć osób, odreagowuje zaszywając się w cichym kątku z książką wypożyczoną jej przez babcię z biblioteki. Tak różne są te nasze córki.
A wakacji zostało nam już niedużo, jakieś dziesięć dni, toteż wszczepiamy się w nie palcami i kurczowo przytrzymujemy, bo a nuż czas się trochę rozciągnie?
Zanim w poniedziałek, 29 sierpnia, ustawimy się przed szkolną bramą, już w Holandii, znów w Holandii.
Świetny pomysł z tymi koloniami. Czasem trzeba odpocząć od domowego kieratu. Igotata miał doskonały pomysł z tym wylotem do Sztokholmu. Znajomi wrócili ze Szwecji zachwyceni, chociaż pogoda im nie dopisała.
Zasyłam serdeczności
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję Ultro za Twoje, jak zawsze, miłe słowa (również za cierpliwość do naszych opóźnionych reakcji).
Kolonie faktycznie okazały się strzałem w dziesiątkę, dzieci już teraz deklarują, że za rok wrócą tam na kolejny turnus.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zazdraszczam tych waszych rodzicielskich wakacji i tego, że dzieci dobrze się bawią i dobrze się czują na kampach. Super, że wypoczynek Wam się udał. Ja się tylko cieszę, że już tylko jedno dziecko mi w stacjonarnej szkole zostało i to dziecko już się cieszy na powrót do szkoły po udanych wakacjach u babci i już odlicza dni.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To super, że Izydor spędził udane wakacje u babci, a jednocześnie cieszy go powrót do szkoły. Nasze dzieciaki mają mieszane uczucia, jeśli chodzi o szkołę. Gdyby ktoś podarował im jeszcze tydzień wolnego chyba by się ucieszyły. 😉
Też się cieszę z tych kolonii. Zwłaszcza z Okruszka jestem dumna, bo jechała całkiem sama. Iskierka była w pokoju z przyjaciółką z Polski, z którą chodziła do zerówki i nadal utrzymujemy kontakt mimo wyjazdu na emigrację.
Z kolei Groszek jechał z kuzynem, z którym są nierozłączni za każdym razem jak jesteśmy u dziadków.
PolubieniePolubienie
Gdyby nie strach przed lataniem, czy płynięciem promem, też chętnie odwiedziłabym Szwecję. Nie wiedziałam, że kolonie teraz można zorganizować tak od ręki. Najważniejsze jest jednak to, że wakacje były udane. Bedzie co wspominać przez rok. Gratulacje dla Igotaty za doskonały pomysł spędzenia tete a tete. Życzę całej rodzinie udanego roku szkolnego i kalendarzowego. Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Iwonko, wielkie dzięki w imieniu całej naszej rodzinki! 😉
A co do kolonii – last minute też można załatwić, ale to raczej zostają pojedyncze miejsca, a my dzieciaki wysłaliśmy na jeden turnus, bo tak łatwiej pod względem organizacyjnym, mniej kursowania i kombinowania z dowozem i przywozem.
My rezerwowaliśmy miejsca na koloniach bodajże w lutym.
Strach przez lataniem i płynięciem promem potrafię zrozumieć.
Szerokie otwarte morze też napawa mnie lękiem.
Loty na krótkie dystanse (z Gdańska do Sztokholmu leci się tylko godzinę) mam oswojone i lubię, ale na dalsze dystanse nigdy nie leciałam i też chyba bym się denerwowała.
Pozdrawiam serdecznie.
PolubieniePolubienie
Ależ mieliście świetny pomysł na wakacje:-)
Wszyscy skorzystali z atrakcji i rodzina usatysfakcjonowana!
Niemożliwe, jak te dzieciaki rosną!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję, Jotko.
Czasem takie spontaniczne pomysły jednak się sprawdzają. 😉
Dla nas ważna była też odległość, by było w miarę blisko – godzinę w samolocie a nie cztery.
No i cena – obejmująca tanie linie.
Pozdrawiam i do przeczytania u Ciebie. 🙂
PolubieniePolubienie