Listopad nadszedł. Deszcz bębni o szyby, kałużami zalewa chodniki.
W czuprynach drzew przybywa prześwitów, a kolorów ubywa. Bo kolory przeniosły się na cmentarze. Te w Polsce, gdzie znicze płoną polami, gdzie kwiatów zatrzęsienie. Zmarłe dusze mogą w końcu poświętować, wyjść z grobów, rozprostować kości (z przyzwyczajenia niż potrzeby).
Panie – poprawić makijaże, panowie zapalić dymka od znicza.
Śmierć staje się nam bliższa w listopadzie, bardziej przystępna.
Chryzantemy ją upiększają, znicze ocieplają lodowato zimny wizerunek.
Robią to też książki, jak: „Las, pole, dwa sobole” Joanny Stogi. Znacie?
Książka skromniutka objętościowa, 16 miniaturek, które można przeczytać w trzy godziny, może nawet szybciej. Ale ileż w nich jest emocji, ile treści!
Buzują w głowie jeszcze długo, wwiercają się w pamięć, nie pozwalają o sobie zapomnieć.
Joanna Stoga pokazuje krajobraz po śmierci bliskiej osoby.
Robi to odważnie, ale z wyczuciem. Jest uważną obserwatorką, zawodowo zajmuje się fotografowaniem (i odnosi sukcesy), zatem potrafi skoncentrować się na detalach, wnikliwie przygląda się relacjom międzyludzkim, samotności, żałobie.
Łamie tabu śmierci i przekracza jej granice.
Towarzyszymy dorosłej córce, która musi pożegnać na zawsze śmiertelnie chorą mamę. Nie łączy ich cukierkowata więź, obie są dorosłe, ich życie toczy się na odmiennych konstelacjach przedzielonych murem wzajemnych pretensji, oskarżeń, żali, jak to w życiu.
Matka ma sąsiadki, zakupy, seriale.
Córka – pracę, obowiązki, brak czasu.
Trudno im było się porozumieć jeszcze przed nadejściem choroby, a co dopiero w białym szpitalu, przy łóżku z wykrochmaloną pościelą, gdy godziny odmierza zegar śmierci.
„Strasznie dziś duszno, podlej kwiaty, Tadek dzwonił, podać ci coś?”
”Nie, przyjdź później”.
A potem telefon ze szpitala: „To już”. To już.
Z ciała ulatuje dusza, a zostaje tyle spraw do załatwienia, całkiem przyziemnych.
Nawet ksiądz twardo stąpa po ziemi przy zamawianiu pogrzebu w kancelarii.
Co z tego, że „ksiądz ją znał, przychodziła tu od ponad pięćdziesięciu lat, ona lubiła księdza”.
Ksiądz zadeptuje te próby porozumienia: „Czy kwatera wykupiona, poniedziałek na pogrzeb odpada, bo robotnicy, wtorek – próba chóru, środa – dwa inne pogrzeby, pozostaje czwartek, ale i tu prognozę pogody trzeba sprawdzić, bo przy deszczu chował nie będę, już nie te lata.” Mniej więcej tak to leciało.
A przecież ksiądz ją znał…
Sam pogrzeb jest głośny i kakofoniczny. Ludzie spóźniają się, gadają, gdakają, plotkują, strofują dzieci. Ale jednak jest obłok na niebie i Ave Maria.
„Stoję na miękkich nogach,
na twardej ziemi,
na pochowanych wcześniej.
Na wieki wieków.
Amen.”
Towarzyszymy również matce.
W kostnicy jest jej zimno, za zimno, trzeba podkręcić ogrzewanie.
„Przyzwyczai się pani, wszyscy się przyzwyczajamy” – uspokaja ją sąsiadka, już odszykowana, w loczkach na głowie, czeka na córkę, która z Kanady na pogrzeb leci, a to przecież daleko.
Trzeba wypełnić czas, najlepiej pogaduszkami, stąd życzliwe, nieco wścibskie:
– A panią w co ubiorą?
Burknięcie w odpowiedzi: Nie wiem. Córka wszystko załatwia.
Matka już od dawna nie miała własnego życia.
Żyła perypetiami serialowych postaci i Facebookiem, gdy przeglądała posty córki i jej znajomych, gdy oglądała zdjęcia ich dzieci i zwierząt, gdy sprawdzała co upiekli, gdzie byli, jak świętowali urodziny.
Jednak mimo że jej własny świat mieścił się w ciasnych ramach, wcale nie chciała go opuszczać. Jeszcze nie.
Nadal gromadziła rzeczy. Robiła notatki, listy zakupów. Przyczepiała na lodówkę żółte karteczki z wizytami lekarskimi. I do elektryka miała zadzwonić “wtorek do piętnastej trzydzieści”, śledzie kupić w czwartek.
Nie chce zostawiać kwiatów, mieszkania. Jeszcze nie.
Śmierć jednak nie pyta o zgodę. Przychodzi nieproszona.
A co potem, co jest po śmierci?
Joanna Stoga nie ucieka przed odpowiedzią nawet na to pytanie, tak trudne.
Kreśli swą wizję, subtelnie, acz wyraziście, z odrobiną humoru, zwykłego i czarnego.
I nie wiem jak wy, ale ja kupuję i tę wizję, i tę książkę i w ogóle pisanie Joanny Stogi.
Nie słyszałam, notuję na przyszłość, aczkolwiek nie na jesień, jesienią mam opór materii. Niemniej – dzięki za polecenie
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Proszę bardzo. 🙂
Aksiniu, Joanna Stoga jest z Wrocławia, więc jest spora szansa, że natkniesz się na to nazwisko. 😉
PolubieniePolubienie
Nie znam autorki, więc dzięki za podpowiedź, bo z Twojej przepięknej recenzji wynika, że to moje klimaty. O śmierci nie jest łatwo pisać, bo u nas tylko na śmiertelnie poważnie, a cmentarze na pokaz, niestety.
Serdecznie pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
I ja pozdrawiam serdecznie, Ultro, a także bardzo dziękuję za przemiły komentarz. 🙂
PolubieniePolubienie
Nie znam ani autorki, ani książki, ale chciałabym przeczytać, bo to temat trudny, więc tym bardziej wart zgłębienia.
Nic co ludzkie, nie powinno być nam obce!
Polecam Ci film „Jak pies z kotem” o braciach Kondratiukach.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jotko, dziękuję! Obejrzałam zwiastun filmu i tak, koniecznie, chcę go obejrzeć. Widać, że budzi emocje, a przecież właśnie ich najczęściej szukamy w sztuce.
A jeśli chodzi o Joannę Stogę to ona, że tak powiem, dopiero się rozkręca pisarsko. „Las, pole, dwa sobole” to jej debiut opowiadań, a teraz ukazała się jej pierwsza powieść „Słoń z Etretat”.
PolubieniePolubienie