Dziś inaczej – bez zdjęć…
Od kilku dni, w ogólnoświatowych mediach, prym wiedzie temat imigrantów. W telewizji, na łamach gazet, na portalach społecznościowych wciąż porusza się problem uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki zmierzających do Europy, głównie do Niemiec. Wczoraj obiegły świat zdjęcia martwego malutkiego chłopczyka, znalezionego nad brzegiem morza w tureckim kurorcie. Historia Aylana i jego rodziny wyciska łzy z oczu…Wciąż mam przed oczami ciało trzylatka i nie mogę skupić się na czymkolwiek innym… Dziś niby wykonywałam wszystkie codzienne czynności jak zwykle, a bawiąc się z Okruszkiem, nawet uśmiechałam się, ale…moje myśli wciąż błądziły…
Jeszcze dwa dni temu żyła sobie rodzina, chłopczyk bawił się z bratem, mama krzątała się po domu…Mieli plany, marzenia o lepszym życiu w Kanadzie. Cieszyli się na myśl o spotkaniu z ciocią, snuli wizje szczęśliwej przyszłości. A dziś już ich nie ma. Zginęły marzenia, umilkł dziecięcy śmiech, wieje pustką. Jest tylko zbolały, samotny ojciec. I jego cierpienie…
Bezsilność. Morze to żywioł, dziecięce łapki wyślizgnęły mu się z rąk. Nie był w stanie uratować rodziny. Przeżył, bo był najsilniejszy. Ale czy na tyle silny, by dalej żyć?
Ta historia, niestety, nie należy do wyjątków. Jest jedną z wielu tragedii z udziałem uchodźców, które miały miejsce w ostatnich dniach. Tysiące imigrantów utonęło, kilkadziesiąt Syryjczyków straciło życie w ciężarówce porzuconej w Austrii… Tam też były maleńkie dzieci…Ich śmierć bardzo boli. Nie tak powinno wyglądać dzieciństwo…
Tyle tragedii dzieje się obok nas, w XXI wieku; dobie laptopów, tabletów, smartfonów, IPodów…Przerażające i niewiarygodne. Przecież tym śmierciom można było zapobiec!
Nie pojmuję tego świata. Owszem, rozumiem strach przed nowym, innym, obcym. Rozumiem postawę patriotyzmu. Ale gdzie miejsce na zwykłą ludzką życzliwość, bo już nie wspomnę o miłości do bliźniego, na współczucie, na empatię, w końcu – na tolerancję, tak modną, ale chyba tylko w mowie, bo nie w życiu? To my, pokolenie Jana Pawła II, zamykamy się w swoim bezpiecznym światku, zapominając, że koło historii często zatacza krąg. Dziś inny naród potrzebuje pomocy, ale nigdy nie wiadomo, kiedy nam niezbędne będzie wsparcie. Dlaczego w naszym katolickim społeczeństwie tyle nieufności?
Oglądając zdjęcia małego Aylana Kurdi w wodzie, nie umiałam powstrzymać łez. Jestem roztrzęsiona tą tragedią, ale też komentarzami internautów, które można przeczytać pod artykułami o imigrantach. Mało było wyrazów współczucia, większość to „język nienawiści”. Nie chcę go przytaczać. Po prostu go nie rozumiem…
Jestem w stanie zrozumieć strach przed terroryzmem, przed złem, ale przecież ci uchodźcy uciekają przed wojną, przed śmiercią. Czy nie mają do tego prawa?
Owszem są wśród nich też imigranci z terenów nieobjętych wojną, którzy chcą się przedostać do „lepszego świata”, ale my, Polacy, też masowo to czynimy.
Czy za to należy kogokolwiek szykanować? Czy można ludzi pozbawić szansy na lepsze życie tylko, dlatego że mają inny kolor skóry, inną religię, pochodzenie? Czy w porządku jest traktowanie imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, jako potencjalnych złoczyńców? A tak są przez nas traktowani…
Codziennie rano odprowadzam dzieci do szkoły. Groszek i Iskierka chodzą do tzw. „openbare basisschool”, czyli państwowej szkoły ogólnodostępnej, otwartej dla różnych kultur i religii. W klasie moich pociech znajdują się dzieci o różnym pochodzeniu. Rdzennych Holendrów, takich „z dziada pradziada”, można tu spotkać najmniej. W większości to ludność napływowa, pochodzenia afrykańskiego i azjatyckiego, przybyła z Indonezji, Chin, Maroka, Egiptu, Turcji…
Moje pociechy w równym stopniu kolegują się z dziećmi pochodzenia europejskiego, co innych narodowości. Przyzwyczaiły się do widoku dziewczynek w chustach na głowie (po niderlandzku „hoopfdoek”). W drugiej połowie czerwca Iskierka opowiadała mi o ramadanie – świętym miesiącu w religii islamskiej, gdy cały dzień się pości, a posiłek spożywa się po zachodzie słońca.
– „I wiesz mamo, jak dzieci zaczynały być niegrzeczne, pani przypominała, że trwa ramadan i trzeba robić dobre uczynki i że ramadan dotyczy tylko dzieci muzułmańskich, ale grzeczne zachowanie obowiązuje wszystkich”.
Gdy zapytałam kiedyś, tak z ciekawości, czy dzieci o ciemnej skórze różnią się w jakiś sposób od rówieśników o białej karnacji; to moje skarby spojrzały na mnie z wielkim zdziwieniem, a wręcz niezrozumieniem i oburzeniem. Bo poza kolorem skóry, oczu, włosów tak naprawdę nie ma różnic. To są takie same dzieci. Pilni uczniowie, ale też leniuszki. Obok wesołków istnieją smutasy. Niektórzy posiadają wysoką kulturę osobistą, inni zachowują się niemiło. Dokładanie tak, jak w każdej populacji dzieci…
W szkole Iskry i Groszka jest taki zwyczaj, że codziennie rano, 15 minut przed rozpoczęciem lekcji, rodzice wchodzą do sali lekcyjnej razem z dzieckiem i przeglądają jego zeszyty i książki, dokańczają braki, przepytują dzieci czytania.
Dzisiaj Okruszek był bardzo marudny, więc nie wchodziłam z nim do klasy, by nie robić zamieszania. Stałam tylko w otwartych drzwiach i obserwowałam. Mamy w chustach i tunikach, mamy Azjatki, mamy Europejki…Byli też tatusiowie, obok ubranych zwyczajnie, ci z turbanami a głowach. Różni rodzice, ale tak naprawdę tacy sami. Wszystkich łączyła miłość do dziecka, troska o jego rozwój, zainteresowanie nauką swojej pociechy, jego szkołą, rówieśnikami…Rodzice uśmiechali się do siebie, każdy się witał, pozdrawiał. Nikt niczemu się nie dziwił. Nikt nikogo się nie bał. Wszyscy mają przecież te same problemy, troski, priorytety…
Holendrów nie dziwi widok imigrantów. To państwo wieloetniczne, czyli tzw. „multi–kulti”. W Królestwie Niderlandów mieszka na stałe prawie 400 tyś. Turków, ok. 370 tyś. Marokańczyków i tyle samo Niemców, 348 tyś. Surinamczyków, 112 tyś. Polaków i tyleż Belgów, 76 tyś. Brytyjczyków i tyle samo byłych Jugosłowian, do tego dochodzą inne narodowości.
W miejscowości, w której mieszkamy, nie ma strzeżonych osiedli, ogrodzonych posesji, żeliwnych drzwi wejściowych. Najczęściej występuje zabudowa szeregowa, bez płotu od frontu, za to z ogródkiem w tyle domu. Okna są wielkie, często zajmują całą ścianę, tworzą „przestrzał”. Nie ma firan, zasłon, więc przechodząc ulicą można niemal „podglądać” mieszkańców. Nikt się nie boi?
Dumnie nazywamy się pokoleniem JP II, a przecież papież Jan Paweł II uczył tolerancji i szacunku do przedstawicieli innych religii. Sam odwiedzał synagogi, meczety, kościół anglikański… Nawoływał do dialogu i do miłości bliźniego, bo „Jak można kochać Boga, który jest niewidzialny, nie kochając człowieka, który jest obok?” (Jan Paweł II).
Myślę, że są to bardzo złożone problemy. Różnice kulturowe istnieją i nie da się ich lekceważyć, bo o ile dzieci różnego pochodzenia wychowujące się w tym samym kraju będą rozumować w podobny sposób, to już te wychowane w odmiennych miejscach, kulturach, religiach – niekoniecznie. Najlepszy przykład przytoczyłaś sama – bo czy możliwe jest, by tak samo funkcjonowały dzieci z krajów wysoko rozwiniętych, opływające w dobrobyt, i dzieci, które żyją w strachu, uciekają przed wojną, widzą śmierć i zniszczenie?
Terroryzm w najbardziej kulturowo różnorodnych metropoliach świata nie jest niczyim wymysłem, te rzeczy dzieją się naprawdę. I o ile każdy psychicznie zdrowy człowiek jest za niesieniem pomocy potrzebującym, to jednocześnie każdy żyjący we współczesnym świecie musi się zastanawiać jakie będą konsekwencje sprowadzenia do swojego kraju setek lub nawet tysięcy ludzi, którzy wyznają inne zasady – zasady zakorzenione tak głęboko, że nawet nie ma możliwości dyskusji z nimi.
Ja również obserwuję to co się dzieje z przerażeniem i uważam, że należy podjąć zdecydowane kroki. Ale czy nie lepiej byłoby zająć się tymi, którzy prześladują uchodźców i rozwiązać problem u jego korzeni, zamiast przyjmować biernie konsekwencje tamtejszych wojen i ucisku? Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że większość tych imigrantów wolałaby pozostać w ojczyźnie – pod warunkiem, że ukrócono by nieprawości do jakich tam dochodzi.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oj tak, na pewno jest tak jak piszesz, większość uchodźców wolałaby zostać w swojej ojczyźnie, gdyby tylko panował w niej pokój, a ludzie czuliby się bezpiecznie. Zgadzam się, że problem imigrantów najlepiej rozwiązać u korzeni. Teraz wszystko wymknęło się spod kontroli…Dotychczasowa pomoc jest doraźna. Z pewnością przyjęcie do państw unijnych tak licznych grup ludzi wyznających inną religię, kultywujących odmienne zwyczaje i tradycje, generuje nowe problemy (zagrożenie przestępczością, agresja…)
Powyższy post napisałam „a gorąco”, gdy dowiedziałam się o znalezieniu w morzu ciałka trzyletniego chłopczyka z Syrii, którego rodzina próbowała uciec od prześladowań…
Tak naprawdę, tego dnia miałam zamiar napisać zupełnie inny post – z cyklu codziennie życie w Holandii Groszka, Okruszka i Iskierki, czyli moich dzieci, ale…nie mogłam.
Nie umiałam się na niczym innym skupić, bo wciąż myślami byłam przy tych uciekających ludziach. I wtedy pomyślałam, że skoro mój blog jest z założenia blogiem o Holandii, a Holandia jest właśnie krajem imigrantów, dlaczego by o tym nie napisać…
Być może w moim poście źle dobrałam słowa – nie chciałam gloryfikować Holandii, przedstawiając ją jako kraj wielu kultur i religii. Daleka jestem od tego. Chciałam tylko pokazać na jej przykładzie, że jest możliwa egzystencja ludzi z różnych krajów, wyznających odmienną religię, o różnej kulturze…Tu, się to sprawdza. Czy na zawsze i w jakiej mierze, tego nie wiem. Nie wiem też, czy nie za dużo tracą na tym rdzenni Holendrzy i ich kultura, tradycje…
Bardzo Ci dziękuję, że podzieliłaś się swoim zdaniem. Pozdrawiam:)
PolubieniePolubienie