Mikołajkowa niespodzianka

80041381_624810158056359_5867283810076327936_n

Chociaż Mikołaj (właściwie: Sinterklaas) odpłynął z powrotem do Hiszpanii (w asyście Piotrusiów i konia), a Holandię ogarnął wir świątecznych przygotowań (to znaczy: dekorowania domów i rezerwowania obiadów w restauracjach), to pozwólcie, że dziś cofnę się w czasie o, mniej więcej, dwa tygodnie i opowiem o mikołajkowych upominkach przygotowanych w szkołach (tak zwanych „surprizach”). Bohaterem wpisu będzie Groszek, nasz jedenastoletni syn.

Holendrzy kochają Mikołaja, a Mikołaj kocha dzieci, toteż co roku, osobiście, odwiedza wszystkie tutejsze szkoły podstawowe. W młodszych klasach wręcza prezenty z pomocą Piotrusiów, natomiast w starszych (od piątej wzwyż) dzieci kupują upominek wylosowanemu koledze lub koleżance.
W tym roku podarek musiał się zmieścić w kwocie siedmiu euro, nie jest to wiele, ale w istocie nie chodzi tyle o sam prezent, co o jego opakowanie. Ma być ono pomysłowe, estetyczne i – co najważniejsze – ręcznej roboty. Aby obdarowywany czuł zadowolenie, trzeba włożyć w przygotowanie surprizy trochę wysiłku. Pomoc dorosłych jest pożądana, aczkolwiek – nieobowiązkowa. Tyle gwoli wyjaśnienia.

Groszek jest w ostatniej klasie podstawówki, zatem po raz ostatni robił szkolną surprizę i po raz ostatni miał takową otrzymać. Temat przewodni brzmiał „Podróżuj z nami” (tak samo jak w Tygodniu Książek). Każde dziecko musiało napisać, jaki kraj, region bądź miasto chciałoby odwiedzić.
– Mamo, będziemy robić Paryż! – zawołał Groszek wróciwszy ze szkoły, machając wylosowaną ankietą: – Chyba mam Josufa. On siedzi koło mnie – dodał.
– Skąd wiesz? Może ktoś inny też lubi Paryż? – zapytałam.
– Ja nie po Paryżu poznałem, tylko po piśmie – zachichotał, po czym spoważniał – musimy mu ładną surprizę zrobić.
– Yhm – zamruczałam bez zbytniego entuzjazmu: słowo „musimy” uświadomiło mi, że czeka nas wycinanie, klejenie, jednym słowem – totalny bałagan w domu.
Ale surpriza sama się nie zrobi.

Najpierw pojechaliśmy do miasta kupić prezent. W ankiecie widniała prośba o kartę PlayStation za 5 euro i kulkę do zgniatania (2 euro). Były też wymienione prezenty alternatywne. Szukaliśmy wspomnianych kart niemal we wszystkich większych sklepach, niestety te w kwocie 5 euro zostały wyprzedane. A droższych, za 10 euro, kupić nie mogliśmy, choć tak pewnie byłoby najłatwiej. Pani nauczycielka zakazała przekraczania limitu siedmiu euro.
– Byłoby to nieuczciwe względem dzieci, które otrzymają tańsze upominki – tłumaczyła. – Potem w klasie miałabym kłótnie.
Pani miała rację, z takimi argumentami nie było dyskusji.
Ostatecznie zdecydowaliśmy się na ładną kulkę antystresową i upominki z listy alternatywnej, w rezultacie przekroczyliśmy limit finansowy, ale nieznacznie.
– Super. Josuf będzie zadowolony – ucieszył się Groszek.
Pozostało zabrać się za clou, czyli stworzenie niezwykłego, kreatywnego opakowania. Groszek miał już swoją koncepcję:
– Zrobimy stację paryskiego metra. W kartonie wytniemy dziurę, a w środku schowamy prezent i wiersz od Mikołaja. A potem dorobimy schody, napis i gotowe. Łatwe, prawda?
Przyznałam, że owszem pomysł jest fajny, ale można by zrobić jakiś paryski zabytek.

parizh-panorama-eifeleva-bashnia-frantsiia

Katera Notre Dame i wieża Eiffle`a przekraczają nasze umiejętności manualne, ale Łuk Triumfalny wydaje się być do zrobienia: góra z kartonu, u dołu doklejane kolumny…
– Nie! – przerwał mi Groszek. – Stacja metra.

Pracę zaczęliśmy od zgromadzenia potrzebnych materiałów.
Choć projekt nie był skomplikowany, jego realizacja przysparzała trudności. Ciężko wycinało się otwory w tekturze, kolorowy papier łatwo się brudził i nie chciał przykleić się do kartonu. Groszek próbował pomagać, ale jego pomoc w zasadzie ograniczała się do podtrzymania tektury i nacinania taśmy klejącej. Świetnie wyszło mu rysowanie ludzików. Reszta należała do nas, rodziców.
Połowa weekendu upłynęła nam na klejeniu i wycinaniu.
Zanim surpriza została skończona, podłogę długo wyścielało papierowe konfetti.

Groszek zapakował każdy prezencik oddzielnie, w okolicznościowy papier.
W imieniu Mikołaja napisał na komputerze wiersz, ozdobił obrazkami, wydrukował, zwinął w rulonik, który przewiązaliśmy kokardą.

W poniedziałek rano, jak zwykle, wsiadłam na rower. Okruszek usadowił się w tylnym foteliku, ikeowska torba z surprizą (dodatkowo zawiniętą w folię) zawisła na kierownicy. Nacisnęłam na pedały, ruszyłam i…- uwaga! – już na pierwszym zakręcie, wywróciłyśmy się! Okruszek, surpriza i ja – jak długie leżałyśmy na oblodzonej ulicy.
Jak się okazało (czyli jak poczułyśmy na własnej skórze) w nocy był pierwszy (i jak dotąd jedyny) przymrozek.
Przeżyłam chwilę grozy martwiąc się o Okruszka, na szczęście- poza lekkimi stłuczeniami- nic się nie stało. Okruszek nawet nie zapłakał, tak był zdziwiony całą sytuacją.

Do szkoły dotarłyśmy w ostatniej chwili. Wychowawczyni Groszka siedziała w sali sama, ponieważ dzieci akurat ćwiczyły na sali gimnastycznej pod opieką wuefistki.
– Jest surpriza, świetnie! – Ucieszyła się wychowawczyni, przejmując moją torbę. I wtedy dopadło mnie złe przeczucie! Poprzednio byłam tak bardzo zaabsorbowana upadkiem Okruszka, że nawet nie pomyślałam o surprizie. A przecież ona też mogła ulec uszkodzeniu! Co prawda była zabezpieczona folią, ale… trzeba sprawdzić.
Niestety, po wyjęciu z worka prysły złudzenia: paryska stacja metra uległa totalnemu zniszczeniu i nie nadawała się na prezent.

79216599_608166543275734_2415041448907898880_n

Musiałam pojechać do sklepu po nowy karton i srebrny papier, a potem zakasać rękawy i zrobić surprizę od nowa. Na szczęście zdążyłam i jeszcze tego samego dnia dostarczyłam prezent do szkoły, tym razem bez zniekształceń. Groszek nawet nie wiedział o całym zamieszaniu.
– Mamo! – zawołał nazajutrz po przyjściu ze szkoły. – Tym razem dostanę super surprizę!
Byłam sceptyczna: w zeszłym roku mówił dokładnie to samo, a potem przeżył rozczarowanie, gdy otrzymał niespodziankę, wykonaną najwyżej w pół godziny, bez polotu.
– Tak? – bąknęłam. – Skąd wiesz?
– Domyślam się. Chyba pani mnie wylosowała. A pani robi najładniejsze surprizy.
– A skąd wiesz, że pani cię wylosowała? Przecież to tajemnica.
– Tak mi się wydaje. Pani dziś jakoś inaczej na mnie patrzyła.
„Inaczej patrzyła”? Ocho, czułam, zbliżające się kłopoty…

Wtorkowy wieczór spędziliśmy na podziwianiu surpryz w szkole.
W każdej sali została zorganizowana wystawa. Przy okazji dzieci dostały ciepłe mleko czekoladowe i korzenne ciasteczka spekulaas. Iskierka została wyściskana przez swoich byłych nauczycieli i zasypana pytaniami o szkołę średnią.
Surprizy prezentowały się okazale, niektóre były bardzo pomysłowe, a misterna robota budziła zachwyt i szacunek.

79385072_436715003901411_3776643908209999872_n

Następnego dnia, w czasie zajęć szkolnych, niespodzianki miały trafić do nowych właścicieli. Gdy po południu odbierałam ze szkoły Okruszka, widziałam na dziedzińcu uśmiechnięte i poekscytowane twarze uczniów.
– Mam lalkę! Nową lalkę!  – Okruszek tańczył wokół mnie. – Sinterklaas był u nas w klasie i Piotruś dał mi lalkę.
Podziwiając podróbkę barbie, z niepokojem rozglądałam się za Groszkiem.
Po dłuższej chwili najstarsza grupa uczniów pojawiła się na podwórku. Groszek szedł w towarzystwie kolegów, w ręku trzymał małą reklamówkę.
Był uśmiechnięty (całe szczęście!).
– I jak, synku? – zawołałam. – Co dostałeś?
– W domu pokażę – odpowiedział, po czym pieszczotliwie zwrócił się do Okruszka: – brat ma cioś fajnego dla ciebie.
Gdy znaleźliśmy się w mieszkaniu wyjął z reklamówki… czarny papierowy kapelusz.

79868112_1002998256742631_8214268534356705280_n

Gdy otworzył rondo, ze środka wypadła kartka z wierszem i małe opakowanie playmobil, które Groszek wręczył młodszej siostrze.
– To dla ciebie, Okluśku. – Znów spieszczał słowa.
Okruszek w mig porzucił nową chudą lalkę i niecierpliwie zaczął rozrywać pudełko.
– Groszku! – zawołałam zdumiona. – Co to znaczy? Zamówiłeś prezent dla siostry zamiast dla siebie?!
– Tak.
– Ale dlaczego? Przecież wiedziałeś, że ona dostanie coś od Mikołaja.
– Nie szkodzi. Ona się tak fajnie cieszy.
– Tak fajnie się cieszy?! – Wcale nie byłam zadowolona. – Zobacz, nawet ci nie podziękowała!
– To nic, przynajmniej dobrze się bawi. – Okruszek faktycznie już sunął nową figurką po podłodze. Opadłam z westchnieniem na kanapę.
– A powiedz chociaż, czy Josuf był zadowolony z naszej surprizy? – spytałam.
– No właśnie nie był.
– Coś ty? – Aż poderwałam się z kanapy, bo tego się nie spodziewałam. – Przecież tak się staraliśmy. Nawet dwa razy robiłam tę stację metra.
– On tego nie wie. Jest zły, że nie dostał karty PlayStation.
– Bo nigdzie nie było! Ale przecież kupiliśmy pozostałe prezenty.
– Ale to nie to samo co PlayStation i…
– I co teraz?
– Nic. Całą lekcję mi gadał do ucha, że mam iść wymienić mu prezenty na tę kartę. Już mnie tym denerwował.
Zmartwiłam się, przykra historia.
– A ty, jesteś zadowolony z twojej surprizy? – Zmieniłam temat.
– Tak, jestem.
– I naprawdę pani ciebie wylosowała?
– Nie. Shad mnie miał. Wiesz, ten który koło nas kiedyś mieszkał.
– Wiem, był u ciebie na urodzinach. Fajny chłopak. Ale właściwie jakie ty państwo wybrałeś? Bo taki kapelusz kojarzy mi się z czarnoksiężnikiem.
– Wybrałem Hiszpanię i Barcelonę.
– ???
– I mu się chyba pomyliło z Meksykiem, bo kapelusze noszą w Meksyku, takie słomkowe. Ale Shad robił ten kapelusz całkiem sam.
– No, widzę! Jak na samodzielną pracę, ładnie mu wyszło.
– Mama NIC mu nie pomagała.
– Domyślam się. Shad ma dwóch małych braci, dobrze pamiętam?
– Tak. I jego mama jest zawsze zmęczona.
Następnego dnia, przy okazji codziennych zakupów w miejscowym supermarkecie, zupełnie przypadkowo, przy kasie, zobaczyłam kosze z identycznymi figurkami playmobil, cena: cztery euro.
Hm, może mama dała Shadowi siedem euro na prezent, wydał cztery, a za resztę kupił sobie chipsy? Nie wiem, nie wnikam. Groszkowi też o tym nie wspomniałam.
Na szczęście on jest szczodry. Umie dawać, umie cieszyć się z drobiazgów, przynajmniej na razie. I oby tak mu pozostało.

80643599_482095669107232_2802020218480623616_n

Ten wpis został opublikowany w kategorii wiatrakowa codzienność, wiatrakowe zwyczaje i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

8 odpowiedzi na „Mikołajkowa niespodzianka

  1. jotka pisze:

    No tak , w takich sytuacjach nie brak przykrych niespodzianek. U nas też uczniowie robią sobie prezenty, a w zasadzie kupują. Niby kwota ustalona, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto wyda więcej i kilku, co wezmą z domu co było pod ręką. Strach pomyśleć, jak wyglądałyby prezenty samodzielnie robione …
    Ale Groszek zuch chłopak!

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Byłyby bardzo zróżnicowane, Jotko: jedne dopieszczone w każdym milimetrze, inne zrobione byle jak, byle prędko.
      Tak sobie myślę, że to w sumie też czegoś uczy: odporności psychicznej, pokory, przygotowania się na to, że nie zawsze dostaje się po równo i że to też jest dobrze, trzeba to zaakceptować i cieszyć się.
      W ubiegłym roku Groszek lamentował, że dostał marny prezent, w tym roku ucieszył się z mało hiszpańskiego kapelusza. Dojrzał.

      Polubienie

  2. Malwina pisze:

    Piękny gest Groszka! I bardzo fajne macie w tej Holandii zwyczaje 🙂 A wigilie klasowe niestety zawsze się kończą podobnie, zawsze ktoś się bardziej postara, a ktoś da coś ‚byle było’… Pamiętam jak w gimnazjum (wieki temu!) mieliśmy ustaloną kwotę do 20 zł, to chłopcy wymieniali się kopertami z 20 zł w środku 😉 Atmosfery świątecznej brak, ale przynajmniej nikt nie był stratny 😉

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Wymiana kopert z banknotem 20 – złotowym?
      Rety, Malwina, to chyba w zamyśle miało być zabawne. 😉
      No faktycznie, nikt nie był stratny i nikt się za bardzo nie przepracował w poszukiwaniu prezentu. 🙂

      Polubienie

  3. Morgana pisze:

    Dziękuję za ciekawostki holenderskie upominkowe 🎁
    Groszek, to dobre dziecko o szczerym ♥️
    Pozdrawiam Was serdecznie przedświątecznie💚🍵🎄

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Ano takie ciekawostki, Morgano.
      W sumie sama idea losowania upominków nie jest dla nas niczym nowym, ale przygotowanie bajeranckiego opakowania, które samo w sobie stanowi prezent – już tak. 😉
      Ps. A Groszek faktycznie, co jak co, ale serce ma złote i potrafi być szczodry.

      Polubienie

  4. Groszek wygrał zawody 🙂
    [Fajny zwyczaj, aczkolwiek trochę mnie zmroziło, że „pomoc dorosłych pożądana”. Bo potem spoglądam na dynie robione przez 3latków – wycinane chyba laserem, pomalowane akrylami i podświetlone led-ami. Albo aniołki na choinkę wykonane przez 4latków, wyglądające jak dzieła sztuki. Fajnie, że rodzice się angażują – ale czy „pomoc” nie powinna się ograniczyć do pilnowania, by nie zabiło się dziecię nożyczkami? ]

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Aksiniu, wiem co masz na myśli i ja się z Tobą absolutnie zgadzam.
      Powiem Ci, że sama często w szoku bywałam, że moi dzieci przynosiły z przedszkola dzieła sztuki, a w domu ledwo nożyczki utrzymać w dłoni umiały.
      Nie wspominając o tym, że ja miałam w domu (wtedy) sztukę jedną lub dwie, a panie w klasie – całą gromadę. I mimo to dzieła sztuki…
      W kompleksy wpadałam przy tych paniach czarodziejkach.

      Ale akurat w przypadku tych „surpriz” jest jasno powiedziane, że to praca zespołowa, rodzinna (na szczęście jedyna w roku) i rodzice mają odgórnie nakazaną pomoc dziecku, w tym celu w Holandii istnieją strony internetowe z inspiracjami , pinteresty.
      Sęk w tym, że nie każdy rodzic ma zdolności manualne, czas czy chociażby chęci do tej pracy. I potem jest tak, że jedni się narobią i w tydzień przygotowują niespodziankę, a inni w kwadrans. I wtedy jest trochę niefajnie dla dziecka.

      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s