A dziękuję, dziękuję, wszystko dobrze, panie bobrze (może poza katarem).
Listopad i grudzień, to w Holandii, superfajne miesiące. Co prawda pogoda jest beznadziejna: wiatr smaga łyse gałęzie drzew, szare jest niebo i szare są kanały, deszcz siąpi albo leje. Ale to są drobiazgi wobec atrakcji, które czekają na dzieci. Zresztą Wy je znacie, co roku opowiadam to samo (do znudzenia), ale to dlatego, że „powtarzanie – matką nauki”, przynajmniej zapamiętacie jakieś holenderskie zwyczaje.
Jedenastego listopada, świętowaliśmy Dzień Świętego Marcina. Ten pan żył dawno temu i miał dobre serce, bo użyczył płaszcza zmarzniętemu człowiekowi. By to uczcić, wieczorem, dzieci chodzą po domach sąsiadów z własnoręcznie zrobionymi lampionami.
W ten sposób zarabiają słodycze. Tak, to nie przejęzyczenie, dzieci zarabiają.
Żeby dostać coś słodkiego, muszą zaśpiewać piosenkę o świętym Marcinie.
Zaśpiewać piosenkę raz, dwa, ba, nawet pięć razy – to przyjemność, ale dziesięć, dwadzieścia? To już praca, praca przyprawiająca o ból gardła.
W dodatku w tym roku praca ta odbywała się w trudnych warunkach: deszcz lał jak z cebra. Moje rodzeństwo wykręciło się od kolędowania. Siostra przypomniała, że chodzi do szkoły średniej. Brat uznał, że za pół roku kończy podstawówkę i też mu nie wypada chodzić z lampionem. A mamie było zimno.
– Ktoś musi zostać w domu, żeby przyjmować przychodzące dzieci – oznajmiła.
Cóż, było robić? Ratowałam honor rodziny w towarzystwie tatusia.
Zmokłam, zachrypłam, ale zebrane słodkości i komplementy sąsiadów – wynagrodziły mi poniesione straty.
Natomiast kilka dni później do Holandii, prosto z Hiszpanii, zawitał Sinterklaas (Mikołaj) oraz Zwarte Pieten (Czarne Piotrusie). A nie, co ja mówię! W tym roku Piotrusie przestały być czarne i stały się po prostu Pieten, czyli zwykłymi Piotrusiami.
Starzy Holendrzy łapali się za głowy od zmian, których się nazbierało.
Dotąd Sinterklaas zawsze przypływał statkiem, a w tym roku – pociągiem.
Ponoć wszystko przez konia: Mikołajowi zawsze towarzyszył biały rumak Amerigo. Niestety, Amerigo w końcu musiał odejść na emeryturę i został zastąpiony przez, szybkiego jak wiatr, Ozzo Snel, konia, który ma tylko jedną wadę: panicznie boi się wody, nic dziwnego, że podróż statkiem nie wchodziła w grę.
No tak, statek można zastąpić pociągiem, ale co z wodą w innej postaci, której w Holandii nie brakuje? Co z kanałami, co z deszczem?
Codziennie z wypiekami na twarzy śledziliśmy wiadomości o poczynaniach Mikołaja, Piotrusiów, Ozzo. Ja denerwowałam się najbardziej, brat i siostra jakoś spokojniej do wszystkiego podchodzili. Czyżby nie zależało im na prezentach?
– Okruszku, nie martw się, na pewno wszystko dobrze się skończy – zapewniała siostra, gdy okazało się, że w wagonach zamiast prezentów znajdują się puste pudła.
– Co roku są jakieś przeszkody, a potem i tak prawdziwe prezenty docierają na czas – pocieszał mnie brat, a ja oddychałam z ulgą.
Dorośli wciąż dyskutowali na temat koloru skóry Piotrusiów.
Wiele osób nie zgadza się, by Piety były czarnoskóre, uważa się to za przejaw dy… dys…(wybaczcie, doprawdy, nie pamiętam tego słowa, chyba chodziło o dyskrecję albo dysleksję). W każdym razie w tym roku Piotrusie miały białą skórę, jedynie lekko przybrudzoną dymem z komina.
Mikołaj był biały, Piety też białe, ale za to – niespodzianka! – koń Ozzo Snel okazał się CZARNY! Mimo że Piotruś Stajenny ukradkiem spryskiwał go białą farbą w spreju, tajemnica i tak szybko się wydała. Ozzo wcale nie bał się wody, po prostu woda zmyłaby z niego farbę! Piotruś Stajenny bał się, że Mikołaj nie zaakceptuje czarnego konia skoro dotąd miał białego, a poza tym biały kolor lepiej odznacza się w ciemności.
Taka to historia! Na szczęście wszystko dobrze się skończyło: Mikołaj, Piotrusie (nie Czarne!) i Ozzo dostarczyli prezenty na czas. Prawdziwe, a nie puste.
Tylko szkoda, że już wrócili do Hiszpanii… Mogli zostać w Holandii na zawsze.
Swoją drogą to trochę dziwne, że jak jesienią polecieliśmy do Hiszpanii, to nie natknęliśmy się tam na żadnego Piotrusia.
Może byliśmy za krótko, w dodatku w innym regionie?
Zresztą Mikołaj i Piotrusie nie mogą zdradzić swojego prawdziwego adresu, bo to byłoby niebezpieczne: potem nie mogliby opędzić się od paparazzi.
Poza tym pewnie im wystarczy, że od połowy listopada do piątego grudnia, są celebrytami w Holandii.
Odkąd wyjechali znów szkoła stała się najważniejsza.
Trzeba rano wstawać, chodzić tu, chodzić tam i brakuje czasu na zabawę.
Tup! Aż musiałam tupnąć nogą ze złości. I jeszcze drugą: tup!
Bo ja mam za krótki weekend!
Od poniedziałku do piątku siedzę w szkole holenderskiej, a w soboty – w polskiej.
Łatwo policzyć (nawet mając pięć lat), że zostaje mi tylko jeden dzień na odpoczynek. JEDEN! W dodatku mama próbuje mi go zabrać zaganiając mnie do lekcji (w holenderskiej szkole nie ma prac domowych, ale w polskiej – tak).
Owszem, zeszyty ćwiczeń są kolorowe, mają mnóstwo naklejek, a nauka to zabawa, ale: żeby ta nauka naprawdę była zabawą, to JA muszę mieć na nią chęć, a nie mama!
A poza tym niektóre ćwiczenia są bez sensu.
Na przykład: dziś rano musiałam odrobić zadanie z religii. Mama przeczytała polecenie: „Maryja otrzymała wiadomość od Boga, że urodzi Syna. Pomóż Aniołowi znaleźć drogę do Maryi.” Zamyśliłam się na dłuższą chwilę, mamusia zaczęła się niecierpliwić.
– No dalej, Okruszku, wskaż aniołowi drogę – powiedziała i zaczęła wodzić palcem po labiryncie, oczekując, że pójdę w jej ślady. Spróbowałam, ale dróżki mieszały się, więc szybko się zniechęciłam.
– Okruszku, weź kredkę. – Mama nie dawała za wygraną. Wtedy obdarzyłam ją spojrzeniem pełnym irytacji. Jak może być taka niedomyślna?
– Po co mam rysować Aniołowi drogę? – oznajmiłam hardo. – Anioły potrafią latać. Sam przefrunie nad labiryntem.
Oczy mamy błysnęły, przez moment myślałam, że się zdenerwuje. Ale ona tylko się roześmiała.
– Masz rację, Okruszku. Jaka ty jednak jesteś mądra!
To „jednak” lekko mnie ubodło, ale ostatecznie machnęłam ręką: nie warto być drobiazgowym. A aniołowi i tak pomogłam. Co tam, Adwent trwa.
Niech anioł oszczędza skrzydła, by dolecieć tam, gdzie potrzeba.
Super historie, jakże inne zwyczaje niż w Polsce. Okruszek coraz mądrzejszy, więc nie wystarczą mu podpowiedzi rodziców, dlatego samodzielnie próbuje logicznie myśleć i artykułować swoje zdanie tak, aby było słyszalne, a starsze rodzeństwo to już nastolatkowie. Niebywałe, kiedy te dzieci tak rosną i stają się coraz bardziej samodzielni…
Serdeczności dla Wszystkich zasyłam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję za tyle serdeczności, Ultro.
I tak ładnie napisałaś „logicznie myśleć i artykułować swoje zdanie tak, aby było słyszalne”. To SŁYSZALNE mnie zatrzymało i zastanowiło. To jest to!
Jak często mówimy, nawet gadamy, ale jest to niesłyszalne. 😉
Pozdrawiam w ten przedświąteczny czas. 🙂
PolubieniePolubienie
No proszę, Okruszku! U nas Czarne Piotrusie pozostały czarne i w tym roku, ale co to za zmiany zaszły u Was 🙂 Fajna ta tradycja z lampionami i piosenkami z okazji dnia Św. Marcina. W Belgii nie słyszałam o czymś takim, a może dopiero usłyszę, jak moje maluchy pójdę do szkoly… Ale za to w Poznaniu tego dnia zajadamy się pysznymi rogalami marcińskimi. Jak widać, każdy obchodzi ten dzień inaczej 🙂 Pozdrawiamy!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Malwino, oj tak, sława rogali marcińskich z Poznania na pewno niesie się daleko poza Poznań. Słyszałam i ja o tych rogalach, a może nawet próbowałam, ale chyba imitację. 😉
Natomiast kolędowanie z lampionami i piosenkami dotyczy tylko Holandii Północnej, w Południowej i Środkowej – raczej nie ma tego zwyczaju.
W Belgii pozwolono Piotrusiom być Czarnymi? 😉 O, a w Holandii to drażliwy i bardzo dyskutowany temat.
Pozdrawiamy grudniowo.
PolubieniePolubienie
Dopiero co czytałam o tradycjach w innych krajach, a tu tyle zmian, naprawdę trudno nadążyć.
Dzielna z Ciebie dziewczynka, skoro dajesz radę ze wszystkimi obowiązkami…
Pozdrawiam całą rodzinkę i życzę fajnych prezentów pod choinką!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękujemy, Jotko.
Oj, ciężko nadążyć i ze zwyczajami i w ogóle z całym grudniem. 😉
Tobie tym bardziej, bo pamiętam, ile pracy jest wtedy w szkołach.
Dużo sił na tę szkolną gorączkę przedświąteczną.
PolubieniePolubienie
Okruszku!
Dziękuję za tyle ciekawostek z Holandii, co kraj, to inne obyczaje, tradycje 💖
Bardzo lubię Twoje wpisy na blogu🤗
Pozdrawiam serdecznie cała Rodzinkę 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A cała rodzinka dziękuje Ci za tak miłe słowa, Morgano i w ogóle za pamięć i odwiedziny.
My wcześniej też nie wiedzieliśmy, że do Holandii przypływa Mikołaj z Hiszpanii razem z Czarnymi Piotrusiami, więc jak pierwszy raz zobaczyliśmy na wszystkich wystawach sklepowych podobizny Murzynków w kolorowych strojach byliśmy lekko zdumieni: „Ale o co chodzi?”. Teraz już wiemy. 🙂
PolubieniePolubienie
Za pomoc tatusia w reprezentowaniu rodziny z lampionami, upomnę się u Gwiazdora o dodatkowy prezent dla Niego. Za tak krótki weekend coś ekstra dodatkowego i Tobie Okruszku należy się pod choinkę. Pozdrawiam serdecznie całą rodzinkę i życzę wszystkiego najpiękniejszego z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Cha, cha. 🙂 Może i masz rację, Iwonko, z tymi dodatkowymi prezentami?
Gwiazdor musi pomyśleć. 😉 Choć z tego co wiem – najlepszym prezentem będą właśnie te wolne leniwe dni okołoświąteczne – bez wczesnego wstawania, szkoły, pracy…
Ach, już niedługo. Zbliża się ten niezwykły czas, a Twoje życzenia właśnie mi to uświadomiły. Dziękuję serdecznie, Iwonko.
Spokojnych przygotowań do Świąt.
PolubieniePolubienie
Fajne te zwyczaje 🙂 Każdy sposób, by przetrwać jesień i zimę w dobrych nastrojach jest na wagę złota. 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dokładnie tak. Dziękuję i pozdrawiam. 🙂
PolubieniePolubienie