W gościnie u Rembrandta

78173436_575295183264850_3450652063627739136_n

Listopadowy chłód przenika materiał ubrania, próbuje dotknąć skóry, sięgnąć duszy. Dziś mu nie ulegnę. Mam doskonałe antidotum na dotyk zimna – lepsze od kubka z gorącą herbatą i od ciepłego pledu – sztukę.
Sztukę, czyli magię przenoszoną włosiem pędzla, barwiącą płótno kroplą farby; magię muśnięć ołówka, układu kresek.
Włóżcie ciepłe kurtki (ochronią was one przed wiatrem i wilgocią amsterdamskich kanałów) i chodźcie ze mną. Chcecie wiedzieć dokąd?
Czy warto?

No dobrze, to może inaczej… Już jesteśmy na placu.
Wysoka postać na cokole, w dole tłum figur… Poznajecie? To Plac Rembrandta.
I choć w Amsterdamie znajdziecie kilka pomników tego artysty, ten – jest najstarszy: Rembrandt spogląda na okoliczne kamienice i kanały już od stu sześćdziesięciu siedmiu lat.

78988808_1681210642015860_8300405215874514944_n (1)

Nie narzeka na nudę i samotność.
Za dnia tętni tu kupieckim gwarem, nocą się nie śpi.
Grono współtowarzyszy (nawiązujących do postaci ze „Straży nocnej” – dzieła życia malarza), sprezentowano Rembrandtowi trzynaście lat temu.
Może sobie z nimi pomilczeć, może porozmawiać, gdy nikt nie słyszy. Jesienią i zimą wspólnie wsłuchują się w zgrzyt łyżew po szklanej tafli lodowiska, usytuowanego tuż obok.

79320784_432504631027378_3795396242230476800_n

Przy pomniku nieustannie pozują turyści, a Rembrandt spogląda na nich z góry i śmieje się pod nosem. Czy ci ludzie, strzelający sobie „sweet focie” wiedzą, że to właśnie on był prekursorem „selfie”?
Tak, żaden z wcześniejszych malarzy nie może pochwalić się większą liczbą autoportretów. Rembrandt uwieczniał swoją twarz, na różnych etapach życia, około osiemdziesięciu razy. Selfie, ułożone jak kostki domina, tworzą film o jego życiu.
Widzimy Rembrandta jako młodzieńca: cień nieznanej, otwierającej się przed nim przyszłości, pada mu na twarz skrywając rysy.
Widzimy człowieka w sile wieku z bolesnym spojrzeniem naznaczonym śmiercią własnych dzieci, żony Saskii, kochanki Hendrickje.
Wreszcie widzimy starego człowieka: doświadczonego przez życie, ale też pogodzonego z losem, spełnionego, gotowego na śmierć.
Nasz dzisiejszy spacer nie jest przypadkowy, w bieżącym roku mija dokładnie trzysta pięćdziesiąt lat od śmierci mistrza, z tej okazji w Holandii – rok 2019 nazwano Rokiem Rembrandta, a w wielu muzeach odbywają się okolicznościowe wystawy i prelekcje. Zaczyna wiać. Z Placu Rembrandta do jego dawnego domu idzie się około dwudziestu minut (oczywiście pod warunkiem, że się nie zbłądzi, jak to było w moim przypadku).

79934538_431614257535437_6969748829163749376_n

Żeby droga szybciej minęła opowiem wam co nieco o życiu tego czołowego niderlandzkiego artysty epoki Złotego Wieku.
Choć jego dzieła wędrują po całym świecie, sam Rembrandt nigdy nie wyjechał poza granice maleńkiej Holandii. Urodził się w Lejdzie (1606 r.) i tam spędził jedną trzecią życia, a potem, jako dwudziestopięcioletni młodzieniec przeprowadził się do Amsterdamu, gdzie mieszkał i tworzył aż do śmierci (1669 r).
Wywodził się z nizin społecznych (był ósmym dzieckiem młynarza ożenionego z córką piekarza), a za sprawą ogromnego talentu (ale też łuta szczęścia i smykałki do interesów) wspiął się na szczyt sławy i kariery.
Żył w dostatku, ale i w nędzy, ba, doświadczył bankructwa.
Mimo że dzieła Rembrandta stanowią fortunę, ich autor spoczywa w zbiorowym, bezimiennym grobie.
Życie wiódł bujne, ciekawe, pełne namiętności, ale też naznaczone ciężką pracą.
Jak szybko minęła droga!
Jesteśmy na miejscu: Dzielnica Żydowska, ulica Jodenbreestraat 4.

78373245_440061423552831_1089062522100645888_n

Przed nami cel naszej wyprawy: smukła, wysoka kamienica z zielono – czerwonymi okiennicami: Het Rembrandthuis – dawniej: dom i warsztat pracy mistrza, dziś: muzeum, które – za sprawą siedemnastowiecznych mebli i przedmiotów – wiernie oddaje urok przeszłości, zdradza sekrety mistrza, odsłania metody pracy.

78284872_600876010681767_949084396848152576_n

Rembrandt nabył na kredyt tę kamienicę będąc w kwiecie wieku (po trzydziestce) i już ciesząc się sławą. Koszt domu był ogromny (13 tyś. guldenów, dla porównania: roczny zarobek wykwalifikowanego rzemieślnika równał się 250 guldenów).
Te ściany  widziały miłość i śmierć.
Tu Rembrandt namalował swoje najznakomitsze obrazy, między innymi „Straż nocną”.
Tu kochał swą żonę, Saskię (córkę burmistrza), tu pożegnał trójkę swoich dzieci, z których każde umierało przeżywszy zaledwie kilka miesięcy. Dopiero czwartemu dziecku Rembrandta, synowi Tytusowi, dane było osiągnąć dorosłość (choć umarł młodo, w wieku dwudziestu siedmiu lat). Niestety, niedługo po narodzinach Tytusa, zmarła na gruźlicę trzydziestoletnia Saskia. Rembrandt został sam z maleńkim synkiem. Pogrążony w żałobie zdołał dokończyć „Straż nocną”, po czym na jakiś czas zaprzestał malowania.

Domki

Dom był świadkiem „związku z rozsądku” Rembrandta z opiekunką Tytusa, czterdziestoletnią wdową Geertje, a potem wybuchu namiętności wobec młodziutkiej służącej Hendrickje. Sytuacja między kobietami była napięta i ostatecznie skończyła się dramatem: Geertje wylądowała w zakładzie dla obłąkanych, a Hendrickje została ekskomunikowana.
Rembrandt wybrał życie w konkubinacie, Hendrikje urodziła mu córkę Cornelię, a sama wkrótce zmarła z powodu dżumy, szalejącej wówczas w Amsterdamie.
Rembrandt znów cierpiał z powodu straty, dodatkowo nękały go wyrzuty sumienia wobec Geertje, której kiedyś obiecał małżeństwo.
Nie spłacał hipoteki, popadł w długi, z których już się nie podniósł.
A przecież miał żyłkę do interesów!
Był świetnym przedsiębiorcą i handlarzem dziełami sztuki i produktami kolonialnymi.

77328841_2961926293852530_8102283253592883200_n

W czasach świetności Amsterdamu przyjmował zamożnych klientów w gabinecie na parterze, przy lampce wina.
Był doskonałym portrecistą, potrafił ukazać głębię osobowości postaci, uchwycić na płótnie to osławione „coś”, indywidualność człowieka.
Nic dziwnego, że interes kwitł, klienci nieustannie zamawiali swoje podobizny (i płacili za obraz około 340 guldenów).
Jednak wielbicieli malarstwa Rembrandta muszę uprzedzić, że pod tym adresem znajdą niewiele jego obrazów (w Holandii można je podziwiać: w Rijksmuseum w Amsterdamie, w Mauritshuis w Hadze i w Stedelijk Museum w Lejdzie).
Natomiast Het Rembranthuis zachwyca prawie kompletną kolekcją rycin (tak zwana technika akwaforty).

79091179_557935995031625_8805765447472381952_n

Ich tematyka nawiązuje głównie do opowieści biblijnych i mitycznych.
W lewym skrzydle domu, znajduje się właśnie wystawa „Laboratorium Rembrandta”, gdzie można prześledzić kolejność nanoszenia kresek przez mistrza za pomocą technologii komputerowej i w ten sposób niejako być świadkiem powstawania dzieła.

78283331_563121274470723_2782243843997696000_n

Pozorny chaos linii, na naszych oczach przemienia się w ład, nabiera znaczenia, ożywa. Oczywiście nie lada przeżyciem jest również wizyta w pracowni mistrza.
Mieści się ona na drugim piętrze.

78177235_492549078051793_3404815545579601920_n

Przez trzy wysokie okna wpada tu mnóstwo światła, które kiedyś Rembrandt brał w posiadanie. Pamiętacie? To on stworzył innowacyjną technikę światłocienia.
Operował barwami i fakturami w taki sposób, że widz – oglądając jego obraz – doświadczał wrażenia wielowymiarowości. W pracowni stoi stół pełen barwników i pigmentów, z których Rembrandt wyczarowywał niepospolite barwy.

78377049_563718400866285_3317174070730031104_n

Rembrandt nie tylko sam malował, ale również pracował jako nauczyciel.
Poddasze domu przerobił na studio malarskie. Dzięki ściankom działowym każdy uczeń miał własną przestrzeń do malowania, a Rembrandt mógł jednocześnie sprawować pieczę nad wszystkimi.

78835646_436441403661170_2781362611197837312_n

W sumie wykształcił około pięćdziesięciu studentów (m.in. Ferdinand Bol, Samuel van Hoogstraeten czy B. i C. Fabritius – ten od „Szczygła” ).
Aż nie do wiary, że – przy takim potencjale – życie Rembrandta skończyło się w nędzy! Jego prace zlicytowano, a on zmarł w wynajmowanym mieszkaniu ubogiej dzielnicy Joordan, osierociwszy piętnastoletnią córkę.
Poruszona historią burzliwego życia Rembrandta, zauroczona jego dziełami, opuszczam muzeum chwilę przed zamknięciem.
Idę w kierunku dworca centralnego, wsiadam do pociągu podmiejskiego.
Pociąg turkocze po torach, w ciemnych oknach dostrzegam gąszcz kresek, układających się w rysunki mistrza.

Bibliografia:
– Wikipedia
– Sylwia Zientek „Dlaczego geniusz został bankrutem” 2016 r., Portal Niezła Sztuka

78715272_2578515669035493_1696688467636912128_n

Ten wpis został opublikowany w kategorii Holandia i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

14 odpowiedzi na „W gościnie u Rembrandta

  1. Anna pisze:

    Piękny tekst, dzięki

    Polubione przez 1 osoba

  2. Plac piękny, tekst ciekawy, artysty żal – ale pozostały przynajmniej obrazy. A życie – i tak już dawno by się skończyło 😉

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      To prawda, życie szybko mija, a w przypadku Rembrandta zostały obrazy, ryciny, pamięć, sława. Mnie bardziej żal tych jego kobiet: żony Saskii (rodziła dzieci, którymi nie mogła się nacieszyć, a jak w końcu narodził się synek Tytus, sama zmarła), Geertje (była mamką dla Tytusa, wychowała go, prowadziła dom Rembrandta po śmierci żony, opiekowała się mistrzem, a gdy się w nim zakochała, została „wymieniona” na „nowszy model”) i Hendrikje (zajęła miejsce Geertje, ale ciągnęła się za nią zła sława, została wyłączona z kościoła, młodo zmarła).

      Polubienie

      • Nie do końca – wiemy, jak wyglądały, namalował je, bez sprawdzania wiem, jak wyglądała Saskia, pozostałe musiałam sprawdzić… Nie w tym rzecz. Istnieją w pamięci zbiorowej, nie jako imię i nazwisko, mają twarz – a niewielu ludzi tego ‚dostąpiło’. Czy to, co pisze ma sens, czy muszę się najpierw wyspać i dopiero spróbować wypowiadać?

        Polubione przez 1 osoba

        • Igomama pisze:

          Aksiuniu, ma SENS, mądrze prawisz. 😉
          I bardzo Ci dziękuję za Twoje, jakże słuszne, spostrzeżenia.
          Wiesz, nawet poczułam teraz ulgę i pewnego rodzaju zadowolenie: bo faktycznie te kobiety Rembrandta też przeszły do historii, choć ziemskim życiem nie nacieszyły się długo, to jednak w świadomości ludzkiej – żyją nadal, twarz Saskii jest znana (też dzięki temu, że wg niektórych badaczy – to właśnie twarz swojej żony, Rembrandt umieścił na obrazie „Straż nocna”.
          Dziękuję i… życzę mocnego snu (pamiętam z autopsji, jak jego brak doskwiera, Okruszek też dał nam ostro popalić w tym zakresie).

          Polubienie

  3. jotka pisze:

    W prawdziwie imponującym stylu uczciłaś Rok Rembrandta, chylę czoła i dziękuję za notkę o moim ulubieńcu:-)

    Polubione przez 2 ludzi

    • Igomama pisze:

      Jotko, pamiętałam o Twej miłości do Rembrandta i właśnie z myślą o Tobie (i jeszcze kilku czytelnikach, którzy kiedyś wspominali o swej sympatii dla tego malarza) powstał ten artykuł. Dom Rembrandta zamierzałam odwiedzić na początku 2019, ale wciąż jakoś się schodziło… 😉 Na szczęście zdążyłam. 😉

      Polubienie

  4. Morgana pisze:

    Wielcy nie zawsze mieli beztroskie, dobre życie.
    Mnóstwo ciekawostek o Rembrancie tutaj przedstawilas, dziękuję 🤗
    Pozdrawiam cieplutko z samego mroznego ranka, dla mnie

    urodzinowego 😀💖🏵️

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Morgano, masz urodziny 5 grudnia? 🙂
      WIesz, że dla holenderskich dzieci to najważniejszy dzień w roku – coś jak nasza polska Wigilia? Dziś wieczorem Holendrzy świętują „pakjesavond”: przychodzi Mikołaj z Czarnymi Piotrusiami, wręczają prezenty i wierszyki. Przyjeżdżają dziadkowie, krewni, jest uroczysta kolacja, śpiew piosenek i Mikołaju i Piotrusiach, a potem rozpakowywanie prezentów i głośne czytanie wierszyków.

      Życzę Ci miłego świętowania Urodzin, Morgano oraz zdrowia, które – jak z wiem Twojego bloga – jest Ci bardzo potrzebne, złagodzenia bólu stawów, szczęścia rodzinnego i wielu inspiracji do blogowania. Uściski urodzinowe od całej naszej rodziny już płyną do Ciebie! 🙂

      Polubienie

  5. Ultra pisze:

    Ale uczta! Nigdy nie byłam u Rembrandta, a tak podziwiam jego malarstwo. Sziękuję za piękny wpis.
    Serdeczności dla całej Rodziny!

    Polubione przez 1 osoba

    • Ultra pisze:

      Przepraszam, miało być dziękuję. Mam porażenie nerwu wzrokowego, leżałam w szpitalu, przyczyny nie wykryli, ale ja mam dalej problem z pisaniem (podwójne widzenie), dlatego rzadziej odpisuję.
      Pozdrawiam

      Polubienie

      • Igomama pisze:

        Ojej, Ultro. 😦 Bardzo Ci współczuję. To musi być strasznie uciążliwe, zwłaszcza jak się lubi pisać i czytać. Mam nadzieję, że sytuacja jest czasowa i nerw sam się zregeneruje, ponoć tak właśnie bywa. Dbaj o siebie i oszczędzaj oczy, choć bloga nadal pisz (może dyktując treść komuś z domowników?), bo świetnie się czyta Twoje pióro.
        Życzę zdrowia i tym bardziej dziękuję za komentarz.

        Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s