Biało -czerwona flaga, cukierek i uśmiechnięta twarz.
Takie, nieco dziwaczne, zestawienie ikonek można zobaczyć w moim kalendarzu przy dniu 11-tym listopada. Polska flaga, wiadomo, bo Dzień Niepodległości. Nasza ojczyzna, po 123 latach niewoli, odzyskała suwerenność. Na czele nowonarodzonego państwa stanął Józef Piłsudski… Znacie to?
Znacie. Słowa z podręcznika, nieco wyświechtane od corocznego powtarzania.
Flaga, spoczywająca w szufladzie, też domagała się odświeżenia, wyprasowania.
Przydała się na lekcji okolicznościowej.
W szkołach, tych polskich, ale również polonijnych, co roku uskutecznia się apele.
Trzeba polskość zaszczepiać. Dzieci muszą znać swe korzenie. Zwłaszcza dzieciaki mieszkające na emigracji, a mamy ich coraz więcej.
Wzmożony atak Covidu w minioną sobotę zamknął drzwi naszej sobotniej polskiej szkoły.
I jak tu teraz w dzieciach polskość zaszczepiać?
Musiałam wyznaczyć przestrzeń dla Polski w… swoim pokoju.
Zneutralizować SWÓJ teren, spolszczyć go i udostępnić oczom dzieci (i rodziców).
Nie mając wyjścia zgniotłam tremę w kulkę i zmieniłam się, a raczej nieudolnie próbowałam zmienić się w panią „z okienka” (nie panienkę ).
Na szczęście mąż i dzieci wspomogli mnie.
Dziewczyny pomalowały liście na biało – czerwono, zrobiły orła z papieru.
Igotata zajął się nagraniem filmu. Przypięłam dzieciom plakietki na bluzkach: Groszek wcielił się w Prusy, Iskierka odgrywała Austrię, a mały Okruszek stał się wielką Rosją. Dawną mapę Polski zalaminowałam, pocięłam wzdłuż linii rozbiorów, po czym ponownie skleiłam taśmą. Wyszły puzzle.
Pewna sroczka z rymowanki karmiła pisklęta kaszką. Jednemu dała w garnuszeczku, drugiemu na spodeczku, trzeciemu w miseczce, czwartemu na łyżeczce.
Dałam i ja: kawałek Polski dla Prus, kawałek dla Austrii i kawałek dla Rosji.
A potem druga tura: proszę podchodźcie, częstujcie się. Szybko, nim kasza wystygnie! Sroczce kaszy zabrakło, musiała polecieć po więcej. Ja rozdałam wszystkie kawałki. Zobaczcie, mam puste ręce! Polska zniknęła.
Zasmuciły się dzieci…
Ej, nie martwcie się! Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.
Polacy nie zapomnieli o ojczyźnie. Mimo zakazów i ryzyka, w zaciszach domów, pielęgnowali polszczyznę niczym cenną roślinę.
A dziś? Dziś ludzie wyjeżdżają za granicę i często wstydzą się mówić po polsku.
Przestawiają się na niemiecki, angielski, niderlandzki, norweski bądź jeszcze inny, a potem w tym przybranym języku rozmawiają ze swoimi dziećmi urodzonymi na emigracji…
Ale te myśli zostawiam już dla siebie, nie wypowiadam ich na głos.
Za to wiersz trzeba wypowiedzieć. Najlepiej głośno, wyraźnie, pompatycznie. Z uczuciem. Wiersz, powszechnie znany, autorstwa Władysława Bełzy, zaczynający się od pytania „Kto ty jesteś?”. Wiersz obowiązkowy w podstawie programowej dla dzieci polonijnych.
Dobrze znać go na pamięć. Okruszek zna. Ale czasem lubi droczyć się ze mną.
– Kto ty jesteś? – pytam, a ona mi odpowiada: – Holenderka.
Wiem, że żartuje, ale udaję lekkie oburzenie: – Okruszku, jesteś Polką. Masz polskich rodziców, polskie rodzeństwo, polskich dziadków, polski paszport….
– Tak, ale urodziłam się w Holandii – przerywa mi z przekornym uśmiechem.
Kolejne linijki również się nie zgadzają.
Gdzie ty mieszkasz? Między swemi?
Hm, a kim są ci „swoi”? Polakami? Posegregowanymi na lepszych i gorszych?
Wobec tego my, emigranci, z automatu wskakujemy do pudła z gorszym sortem.
W jakim kraju?
Skoro mieszkamy w Holandii, nie mogę wymagać od dziecka, by deklamowało „w polskiej ziemi”.
Czym ta ziemia? Mą ojczyzną.
W takim razie wygląda, że to Holandia jest „mą ojczyzną”…
A nie jest! Choć jednak trochę jest.
Zdobyta krwią i blizną – tu się akurat zgodzę.
Z tą linijką o miłości, wierze i wdzięczności też. Choć moje dzieci przewracają oczami na sam dźwięk słowa „wdzięczność”. Ponoć go nadużywam. Trzeba być wdzięcznym za oddech, sen, posiłek, rodzinę, zdrowie… To ja.
Mama, nie truj! Mama, już daj spokój! To oni.
Najwięcej emocji budzi ostatnie pytanie.
Czy jesteśmy winni oddać Polsce życie, jak nasi przodkowie?
Pamiętam, jak kiedyś Anna Mucha powiedziała w jakimś wywiadzie, że ona by życia za ojczyznę nie oddała. Za bardzo kocha swoje dzieci i najprawdopodobniej uciekłaby z nimi od wojny, gdzieś daleko. Szczera wypowiedź. Nie wszystkim się spodobała.
Ja jednak wolę taką niż górnosłowną, skrzydlatą gorliwość nasiąkniętą skrajnym nacjonalizmem.
W końcu „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”, nie z kapelusza pisała Szymborska.
Dzieci są przestraszone. Zdezorientowane. O co tu chodzi? Mają umierać?
Zapewniam, że nie. Absolutnie nie. Mają żyć, mają się cieszyć życiem i tym, że mogą mówić po polsku, mogą poznawać historię, kulturę i geografię Polski.
Ale o przodkach, którzy ginęli z Polską na ustach i z Polską w sercu – zapomnieć nam nie wolno.
No dobrze, tyle flaga. A cukierek? I uśmiechnięta twarz?
A to już święty Marcin! Dzielny żołnierz, który według legendy okrył jakiegoś biedaka swoim żołnierskim płaszczem i w ten sposób uchronił go przed śmiercią z zimna.
Mój brat ma na imię Marcin. Też dzielny człowiek. Zawodowy strażak, triatlonista.
No i prywatnie mąż Śnieżki. Fajnych Marcinów znamy zresztą jeszcze kilku.
W Północnej Holandii, w wieczór świętego Marcina, dzieciaki wyruszają z lampionami na „słodyczowe łowy”.
Chodzą po domach, śpiewają piosenkę (specjalną, o świętym Marcinie), a w zamian są częstowane słodyczami. W tym roku Covid odbił piętno i na tej tradycji.
Zalecono, by chodzić jedynie do znajomych lub sąsiadów, po wcześniejszym uzgodnieniu. Nikt nie chciałby z piosenką sprezentować komuś wirusa.
I odwrotnie – poczęstować się cukierkiem i koroną jednocześnie.
Okruszek zaśpiewał więc tylko tym, którzy zadeklarowali, że chcą go przyjąć.
Słodkości z tego uzbierała się zaledwie garsteczka, ale najważniejsze, że tradycji stało się zadość. Tym razem, holenderskiej.
Flaga, cukierek, uśmiechnięta buzia…
To połączenie jednak ma sens.
Ps. Pomysł na lekcję zaczerpnęłam z bloga „Dzieciaki w domu” (dziękuję, Angeliko!).
Orzeł najlepszy:-)
Gratuluję pomysłu i mądrego przekazu, w dzisiejszych czasach trudno być patriotą, jeszcze trudniej przekazywać patriotyzm młodym.
Myślę, że dziś życia nie trzeba oddawać, wręcz przeciwnie, dbać o siebie i bliskich, by miał kto dla tego kraju pracować i rozsławiać go po świecie.
Buziaki dla wszystkich, dobra robota!!!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję z całego serca, Jotko, za miłe słowa i mądre refleksje. 🙂
Kwestia patriotyzmu i polskości wygląda dziś całkiem inaczej niż kiedyś.
Ale czy to źle? Moim zdaniem trzeba kochać i szanować swoją ojczyznę, ale mieć również szacunek i sympatię dla innych krajów i kultur.
Pozdrawiam cieplutko. 🙂
PolubieniePolubienie
Wspaniały pomysł i pięknie wytłumaczone! A i dzieci brały czynny udział w przygotowaniach. No właśnie, moje maluchy pewnie będą odpowiadać na te pytania, tak jak Okruszek. W sumie nic dziwnego, trochę to skomplikowane dla takiego małego człowieka. Mieszkam i urodziłam się w NL/BE, to czemu jestem Polką? Nasza w tym rola, żeby wszystko im wytłumaczyć i zaszczepić miłość do ojczyzny. U nas póki co Misia chętnie odpowiada na pytanie skąd jest: „Ponija” (Polonija) i „Gecja’ 😉
Pozdrawiamy!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję, Malwinko.
A u Was sytuacja znacznie bardziej skomplikowana, bo Wasze dzieciaczki mają w sumie trzy ojczyzny: Belgię, Polskę i Grecję. To jest dopiero bogactwo i w takiej kategorii trzeba na to patrzeć. Dzieci dostają trzy języki w pakiecie, trzy kultury, kuchnie, zwyczaje…
Pozazdrościć. 🙂
PolubieniePolubienie
oi zdaniem wystarczy chorągiewka biało-czerwona plus polski hymn do odśpiewania >>>
pozdrawiam 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Też prawda. 🙂
PolubieniePolubienie
Przygotowałaś piękną lekcję! Dekoracje są wspaniałe:)
Z pewnością o patriotyzmie i ojczyźnie należy rozmawiać, tak samo jak o szacunku i tolerancji.
Nas też z powodu Covida ominęły różne wydarzenia, niektóre trzeba było przeżyć inaczej. Nie poddajemy się:)
Uściski dla Igorodzinki:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nie poddajemy się, Kalipso. 🙂
Również „uściskujemy” i za miły komentarz dziękujemy. 🙂
PolubieniePolubienie
Pieknie zaswietowaliscie! Przyznam, ze u mnie sprawy patriotyczne kuleja… kuleja z wielu powodow… raz, ze ja sama nie do konca wiem, co dla mnie oznacza patriotyzm… bo szczerze mowiac, jesli patriota to ten, ktory kocha swoj kraj, to…”co ja robie tu?”;) kocha sie na dobre i na zle…wiec czy dobrze w tej naszej Polsce, czy zle, to jednak wypadalo by w niej zyc, jesli ja kochamy… poza tym… im dluzej mieszkam na obczyznie, tym moja milosc do nowej ojczyzny rowniej sie rozwija… poza tym… moj maz nie jest Polakiem, nie jest patriota – Holendrzy nie maja tak glebokiego poczucia patriotyzmu jak Polacy. i moje dzieci, wychowywane glownie przez niderlandzka szkole, otaczajace sie holenderskimi przyjaciolmi… maja w nosie polskie patriotyzmy. owszem, mowia po polsku, lubia jezdzic do Polski, ale historii Polski nie znaja. bo… i dla mnie historia zawsze byla ostatnim przedmiotem, na ktorym mi zalezalo w szkole… tak sie rozpisalam w tym moim komentarzu… bo Ty piszesz o slodkim patriotyzmie, a dla mnie to zawsze gorzki temat, ktorego z dziecmi jakos nie potrafilam ugrzyc.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bardzo cenię szczerość, dlatego doceniam Twój komentarz, Czipssie.
Nie czyń sobie wyrzutów sumienia i, broń Boże, nie wyrzucaj jakiegoś zaniedbania.
Krzewienie patriotyzmu to nie tylko wzniosłe pieśni i deklaracje o miłości do ojczyzny.
Holendrzy od zawsze byli kosmopolitami, nie mówią tyle o uczuciach do swego kraju, ale popatrz, jak często wieszają flagi albo jak hucznie świętują Dzień Króla.
To jest właśnie patriotyzm.
Mnie też tak się życie ułożyło, że mieszkam na emigracji w Holandii (już sześć lat, jak to zleciało!). Jednak uważam, że to nie czyni ze mnie Polki „drugiej kategorii”.
Nie dajmy sobie tego wmówić.
Bo można być patriotą na emigracji i nie być nim w ojczystym kraju.
Serdeczności dla Was.
Ps. Ja też nie lubiłam „szkolnej” historii. Pewnie dlatego, że zapodawano nam wiedzę przeważnie metodami słownymi, a wymagano głównie pamięciowego opanowania dat, znajomości miejsc bitew.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Poglądowa lekcja historii doskonała, więcej zapamiętają niż suche pogadanki na lekcji i wkuwanie dat. Brr, tak pamiętam lekcje z historii.
Jesteś wyjątkową nauczycielką i ciepłą osobą. Jak miło czytać Twoje posty.
Serdeczności
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ojej, ile dobroci, Ultro! Dziękuję Ci baaaardzo.
Ale nie zasłużyłam na komplementy. Pomysł na lekcję nie jest mój, pochodzi z bloga Angeliki, która prowadzi edukację domową („Dzieciaki w domu”).
Już dopisałam w treści postu. To Angelice należą się brawa.:)
A a propos tekstów – Twoje to intelektualna uczta (zarówno pod względem formy, jak i treści).:)
PolubieniePolubienie
Życzę by słodkości i uśmiechu nigdy w życiu Wam nie zabrakło. Uściski.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękujemy, Iwonko.
Niech do Ciebie również świat się uśmiecha i częściej pokazuje się od tej słodszej strony.:)
PolubieniePolubienie
Nooo jesteście Wielcy!!!! Wspaniała rodzinka. Szczerze podziwiam.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzięki, Basiu. 🙂
Ty robisz dokładnie to samo, tylko w kraju, my – na obczyźnie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
I to podtrzymywanie więzi ma sens i jest dbałością rodziców. A do przygotowań potrafiłaś włączyć członków rodziny. To też godne podziwu
PolubieniePolubienie
Pamietam, ze chyba rok temu tez pisalas o Waszym 11 listopada i smialam sie, ze to takie Wasze Halloween! 😉
Patrz, a mi gdzies umknelo, ze Ty uczysz w polskiej szkole! Szacun! Fajnie sie prezentowal Twoj „polski” pokoj! 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Agaciu, ja już nie wiem, który raz pisałam o Świętym Marcinie w Holandii. 😉
Jak stara płyta. 🙂 🙂 Ale nic na to nie poradzę, bo lubię ten zwyczaj. 🙂
I faktycznie to taki Halloween w holenderskim wydaniu. 😉
A w polonijnej szkole uczę czwarty rok, ale nie za często o tym piszę na blogu, więc nic dziwnego, że nie wiedziałaś.:)
PolubieniePolubienie