Długo mnie tu nie było. Bardzo długo… Za długo!
I wcale nie zamierzam przepraszać za moją nieobecność.
Skądże znowu! Niedoczekanie.
To MNIE należą się przeprosiny.
I to wielkie przeprosiny!
A za wszystko winę ponosi… moja mama! Tak, to właśnie ona jest sprawczynią całego zamieszania i właśnie do niej żywię ogromny żal.
Gwoli sprawiedliwości muszę przyznać, że dotychczas nie miałam jakiś większych problemów z mamusią. Wiadomo, miała jakieś swoje humorki i grzeszki na sumieniu np. nadużywała słów: „zaraz”, „poczekaj”, „nie teraz”; ukrywała przede mną słodycze; nie zgadzała się na całodzienne oglądanie bajek itp.
Generalnie była jednak „w porzo”.
Tylko ostatnio coś się mamci poprzestawiało. Chyba znudziła jej się rola kury domowej, czego zupełnie nie rozumiem, bo była całkiem niezła w te klocki.
Zamiast doprowadzić jedną funkcję do perfekcji, ona zaczęła marzyć o czymś zupełnie innym. Ubzdurała sobie, że dawno nie była na wakacjach.
Ha, zdziwiłam się słysząc jej skargi, bo przecież nie tak dawno wróciliśmy z urlopu w Polsce. Latem odwiedziliśmy rodzinę, przyjaciół, znajomych.
Ale mama wyznała „że to nie to samo, że ona chce prawdziwych wakacji, a krążenie na trasie Holandia – Polska i vice versa, nie traktuje jako odpoczynku.”
I zaczęła gderać, że mogłaby na palcach jednej ręki policzyć wszystkie loty samolotem w swoim życiu, a odkąd urodziły się dzieci , czyli ponad dziesięć lat temu, nigdzie nie leciała i już nie pamięta, jak to wygląda.
No i rozżalona mamusia wymyśliła sobie Portugalię!
Ta Portugalia pasowała jej z kilku względów.
Po pierwsze – w październiku miało się tam odbyć spotkanie pań z Klubu Polek, do którego mama należy, a po drugie – właśnie do tego kraju przeprowadziła się pewna zaprzyjaźniona rodzina z polskiej szkoły w Holandii.
Ciocia Marta wciąż opowiadała, jak w Portugalii jest cudownie i w końcu moja mamusia nie wytrzymała, musiała sama to sprawdzić.
Dobrze się składało, ponieważ pod koniec października w holenderskich szkołach przypadały ferie jesienne. W moim peuterspeelzaal – zresztą również (żeby nie było). Jeszcze we wrześniu tatuś zamówił bilety lotnicze do Porto, bo ponoć tak jest taniej, chociaż i tak było drogo.
I teraz – uwaga! – zdradzę Wam wielki sekret.
Moja rodzina zrobiła coś bardzo złego!
Całkowicie zawiodłam się na matce, ojcu i rodzeństwie.
Tak, na bracie i siostrze – też!
Bo oni wiedzieli, a nic nie powiedzieli!
Razem uknuli straszny, ale to straszny, spisek!
Uwaga, uwaga – teraz nastąpi chwila prawdy: otóż, moja rodzina nie wzięła mnie na wakacje. Czujecie to? Aż mi się płakać chce, gdy tylko o tym pomyślę…
Tonem mdlącym od sztucznej słodyczy wyjaśnili mi, że tatuś będzie z nimi tylko trzy dni i mama z powrotem musi sama lecieć samolotem, a przepis nie pozwala, by na pokładzie jeden dorosły miał pod opieką troje dzieci.
No dobrze, ale w takim razie dlaczego z gry wypada akurat Okruszek?
Ten najmłodszy, najzabawniejszy, najmilszy…?
Tłumaczyli mi (nadal tonem obleczonym w sztuczną słodycz), że w Portugalii będzie gorąco, że oni chcą dużo chodzić, zwiedzać, a ja niekoniecznie lubię oglądać zabytki.
Że jestem na razie za mała. Że też polecę, jak już będę większa, że…
Tysiące „że”! Tysiące „ponieważ”… Tysiące „zrozum nas”…
Ach, ci dorośli!
Ciągle szukają wymówek i usprawiedliwień dla swoich niecnych czynów.
Otóż, nie zrozumiałam!
Było mi żal. Straszliwie żal.
Czułam się oszukana.
Oczywiście po jakimś czasie żałość mi przeszła.
Przecież nie było mi źle, wprost przeciwnie! To był fantastyczny czas!
Przyjechała do mnie babcia z Polski.
Była cała moja i tylko dla mnie przez calusieńki tydzień.
A u nas to coś niebywałego, to święto, to rzadkość!
Normalnie muszę dzielić się babciami, dziadkami, ciociami i wujkami z siostrą i bratem.
Tym razem było jednak inaczej.
Babcia MNIE (i tylko mnie) głaskała, całowała, zabawiała, gdy w tym samym czasie moje rodzeństwo musiało biegać od jednego kościoła do drugiego, w pełnym słońcu, wśród utyskiwań i gderań nerwowych rodziców.
Konia z rzędu stawiam, że tak właśnie było!
Sama widzę, że na zdjęciach z Portugalii mój brat wcale nie ma zachwyconej miny.
Za to babcia spełniała wszystkie moje zachcianki i dogadzała mi na wszelkie sposoby.
Smażyła naleśniki, gotowała moją ulubioną zupę pomidorową.
Chodziłyśmy na spacerki, odwiedzałyśmy wszystkie możliwe place zabaw.
I nie narzekałyśmy na gorąco jak mój braciszek!
Wprost przeciwnie – było nam idealnie. IDEALNIE! Perfekcyjnie.
Proszę Was jednak, abyście zachowali tę informację tylko dla siebie, bo w wersji oficjalnej robię minę cierpiętnicy.
Skrzywdzonej i oszukanej – oczywiście nie przez babcię, a przez rodziców i rodzeństwo.
A co! Niech ich dręczą wyrzuty sumienia!
A jeszcze żebyście widzieli jak oni szpanowali po powrocie!
Jacy to niby są opaleni i wypoczęci. Czego oni nie jedli, czego nie pili…
„Sok pomarańczowy w Holandii nie umywa się do tego w Portugalii”.
Wielcy znawcy!
Najgorsza była oczywiście moja mamusia. Omal jej nie poznałam po powrocie.
Wyleciała kura domowa, a po tygodniu wróciła turystka pełną gębą.
Podróżniczka, ekspertka od latania i od Portugalii.
Jak się dorwała do komputera, to koniec świata!
Nie było mowy o „Październikowej kartce z Pamiętnika Okruszka”, bo matka musiała całej ludzkości obwieścić, co to są azulejos i fado. Pochwalić się zdjęciami.
Napisać, co można zwiedzić w Porto, Bradze czy gdzie tam jeszcze byli, bo bez jej doświadczeń inni potencjalni turyści na pewno by sobie nie poradzili…
No! Już. Ale ulga! Wylałam z siebie całą złość.
Chyba mnie rozumiecie, Kochani? I wiecie co?
Zostały mi tylko dwa dni listopada, ale ja jednak siądę do komputera i napiszę tę moją „Listopadową kartkę”. Zrobię to. Przytrę nosa mojej mamie.
Niech nie myśli, że cała ludzkość potrzebuje tylko jej pisania…
Moje jest tak samo ważne (jeśli nie ważniejsze!).
I absolutnie nie pozwolę sobie wmówić, że jest inaczej!
Okruszku, taki tydzień z babcia, te naleśniki itd. to super sprawa i mama miała rację, że przed Tobą jeszcze wiele takich podróży, a chwile z babcia sa niezapomniane!
I powiem Ci w sekrecie, że mamom należy się czasami urlop, po powrocie są milsze i maja więcej cierpliwości…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Pewnie masz rację Jotko.
Niby ja to wszystko wiem, ale swoje żale i tak musiałam wylać.
Może na przyszłość da im to do myślenia i będą bardziej liczyć się ze zdaniem Okruszka?
Po powrocie do domu przez kilka dni mama była słodsza od miodu (uśmiech przykleił się jej do ust na jakiś czas).
Ale teraz znowu jest „po dawnemu”, a mamusia chodzi z głową w chmurach.
Założę się, że marzy o kolejnych wyprawach…
PolubieniePolubienie
Sama nie wiem, co bym wolała – tydzien latania po upale, czy te naleśniki i pomidorową…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Właśnie – oto jest pytanie!
Ja znam tylko wersję drugą i muszę przyznać, że była super (nawet jeśli oficjalnie przybieram minę cierpiętnicy i stawiam na opcję nr 1). 😉
PolubieniePolubienie
Tydzień przed waszym wylotem Okruszek na Skype: „Dziadku a ja lecę do Poltugalii samolotem”.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Pamiętam. Byłam przerażona. 😉
PolubieniePolubienie