Listopad dmuchnął zimnym powietrzem. Strącił z drzew prawie wszystkie liście.
Szkoda ich, bo ładne były, takie kolorowe…
Zmieniały drzewa w parasole. Gdy zaprowadzałam córeczkę do szkoły codziennie pokazywałam jej te jesienne czary.
– Patrz, Okruszku! Patrz, jak pięknie! Które liście najbardziej ci się podobają?
Ja wybieram te żółte. Przypominają mi bursztyny z Gdańska.
Okruszek wolał pomarańczowe. Za chwilę jednak zmieniał zdanie. Czerwone?
Zdarzało nam się wyjść z domu za późno. Wtedy nic nie mówiłam.
Na zachwyt brakowało czasu. Ale Okruszek pamiętał:
– Mamo, spójrz na liście! Popatrz jakie są piękne!
Parasole z liści chroniły nas przed jesiennym smutkiem.
Niestety po pewnym czasie zaczęły przeciekać. Małe dziurki rosły i rosły, aż w końcu parasole zupełnie się rozpadły. Znów byłyśmy bezbronne.
Listopadowy wiatr zmiótł radość. Schłodził zapał.
Okruszek zachorował. Utknęłyśmy w domu na cały tydzień. Nie poszłam do ludzi…
Ledwo ruszyłam, już znowu musiałam się zatrzymać. A jednak miało to swoje plusy.
Można było rano dłużej pospać. A potem, bez wyrzutów sumienia, zjeść śniadanie,
w piżamie. Nie trzeba się śpieszyć i wychodzić na dwór…
Okruszek leżał na kanapie, a ja kładłam się obok przykrywając nas obie kocem. Przytulałam gorące ciałko, gładziłam spocone włoski, wsłuchiwałam się w melodię oddechu. Oddech świstał, kaszel krzyczał i szczekał. Martwiłam się.
A w tym czasie do Holandii przypłynął Mikołaj ze świtą Czarnych Piotrusiów.
Uroczyste powitanie odbyło się w Zaanstad. Bardziej malowniczej scenerii Mikołaj nie mógł sobie wymarzyć! To „Holandia jak z obrazka” – wiatraki, kanały, urocze domeczki, na dodatek niedaleko od nas. Oj, jaką piękną fotorelację mogłabym zamieścić na blogu!
Jednak Okruszkowy oddech wciąż świstał, a kaszel krzyczał i szczekał.
Nie pojechaliśmy witać Mikołaja.
Za to oglądamy go codziennie w telewizji, w specjalnym wydaniu dziecięcych wiadomości. W Holandii wszyscy to oglądają.
W szkole starsze dzieci miały losowanie kolegów, dla których zrobią mikołajkowe niespodzianki. W tym roku tematem przewodnim jest sport. Będą papierowe piłki, boiska, pływalnie, sale sportowe.
Iskierka i Groszek znoszą do domu kartony, papiery, materiały, patyczki, różności, których końca nie widać. Zamykają się w pokoju, myślą, projektują, tną, kleją.
A ja wchodzę i za głowę się łapię. Nie widzę kreatywności, lecz bałagan.
Tłamszę oznaki samodzielności, prosząc:
– Poczekajcie, mamy na to tydzień czasu. Ja wam pomogę! To musi być ładnie zrobione. Porządnie, a nie byle jak.
– Mamo, ja umiem ładnie. Ja chcę sam! Ja mam świetny pomysł. Ja już wszystko przemyślałem – zapewnia syn.
– Mamo, nie zdążymy! Wszyscy w klasie już zaczęli robić. Ja chcę już! Nie będę czekać na ciebie – woła córka.
Mają rację… Pora dać dzieciom dorosnąć. Pora samemu dorosnąć.
Nawet jesień to wie. Listopad pozabierał swoje parasole.
A ja mam ich w domu nadal pełno…
Bo my rodzice tak mamy, chcemy pomagać, a nasze dzieci w pewnym momencie chcą wszystko same…
Pamiętam, gdy mój syn chorował, gotowałam pomidorówkę, bo tylko to chciał jeść 🙂
Zdrówka wszystkim życzę, bo pogoda teraz zdradliwa…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oj ta pomidorówka! 😉 Królowa zup. 🙂
Okruszek też się jej wciąż domaga, a starszym dzieciom zdążyła obrzydnąć…
Dziękujemy, Jotko. Ty też bądź zdrowa.
W drodze do pracy łatwo złapać wirusa, niestety.
PolubieniePolubienie
uśmiecham się, że los kusisz…
dużo masz tych parasoli? i każdemu zapewnisz malutkie rączki, żeby mogły rozkwitać?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Cha, cha…
Znów niefortunnie się wyraziłam. 😉
Często mam problem z doborem właściwych słów.
A Ty to wyłapałeś! Brawo. 🙂
PolubieniePolubienie
lubię bawić się słowami. i lubię, kiedy ktoś inny się nimi bawi
czasami zazdroszczę szczególnie udanych „nowotworów”
skojarzenie aż się prosiło o zauważenie i myślałem nawet, że to delikatna sugestia dla Igotaty…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
🙂 🙂 🙂
W zabawie słowami osiągnąłeś MISTRZOSTWO!
Może powinnam zazdrościć, ale wolę podziwiać. 🙂
PolubieniePolubienie
Czytałam o Św. Mikołaju przypływającym do Holandii… Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda nam się wybrać, żeby zobaczyć go osobiście 🙂 Do Belgii za to Mikołaj przyleciał helikopterem! Trochę nie chciałam wierzyć znajomym kiedy nam o tym powiedzieli, ale jednak.
Do nas za to przyjdzie w przyszłym tygodniu… I zostawi prezenty w butach. Albo obok, jeśli się nie zmieszczą 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oj, to bardzo ciekawe, co piszesz!
Czy to jest belgijska tradycja, że Mikołaj przylatuje helikopterem czy taka akcja jednorazowa? To musiało być bardzo widowiskowe.
A też macie Czarnych Piotrusiów?
Bo w sumie Belgia to Niderlandy, wiec jest pewnie wiele podobieństw.
Życzę fajnych prezentów w butach. 🙂
PolubieniePolubienie
Helikopter to była tylko jednorazowa akcja, nie widzieliśmy jej niestety na żywo bo znów czekałaby nas wyprawa do Brukseli… Gdyby Michalinka była starsza, to pewnie byśmy pojechali. Za to Czarnych Piotrusiów też mamy, to są pomocnicy Świętego Mikołaja chyba w całych Niderlandach 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Malwina, dziękuję serdecznie za odpowiedź.
Dobrze wiedzieć, że „za miedzą” też Czarne Piotrki rozrabiają. 😉
PolubieniePolubienie
Nie ma przebacz, dorastają 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ano, nie ma…
Tylko czemu tak szybko,że ja za nimi nie nadążam? 😉
PolubieniePolubienie
Igomamo, przecież bałagan jest najbardziej kreatywny, pobudza wyobraźnię jak nic innego! Dzieci wiedzą, co robią. Biedny Okruszek, jednak już dawno nie słyszałam (czytałam) żeby ktoś tak ładnie pisał o chorobie… Pozdrawiam 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ach, Iwonko, bałagan może i jest kreatywny, ale za to jaki męczący, gdy pod nogami co chwilę zahacza się o pędzel, ołówek, klej… 😉
Walające się po podłodze kartony też nie poprawiają mi humoru. 😉
Dlatego choć w chorobie trzeba było znaleźć te „ładne” strony. 🙂
PolubieniePolubienie