Odważysz się sięgnąć po książkę „Niepokój przychodzi o zmierzchu”?

d3c96fa1-c42f-44b7-8b23-9151325d655f

Paskudna pogoda zakradła się do Holandii: wiatr dmucha w kominie, krople deszczu spływają po szybach. Spacer odrzuca, nawet kot nie chce na dwór.
Cóż, a jednocześnie jest to idealna aura do czytania.
I pewnie gdyby koty umiały czytać, to nasz przedłożyłby książkę nad drzemkę w zacisznym kątku.

I ja dziś przychodzę do Was z książką.
Z książką mroczną, odważną, kontrowersyjną, poruszającą trudne tematy; książką, która wywraca emocje czytelnika na drugą stronę i miażdży je jak czołg.
To nie jest książka dla każdego.
Szczerze mówiąc nie wiem, czy ją Wam polecam, ale wiem, że chcę o niej opowiedzieć.
Nie nadaje się ona do pociągu, na wakacje czy jako relaks po męczącym dniu.
Zamiast dostarczyć rozrywki – zaniepokoi, rozdrażni.
Zamiast zachwycić – zniesmaczy, obrzydzi.
I przerazi – choć nie wpisuje się w gatunek horroru.

Książka nagrodzona Międzynarodowym Bookerem 2020.
Mowa o „De avond is ongemak” Marieke Lucasa Rijnveld -„Niepokój przychodzi o zmierzchu” w tłumaczeniu Jerzego Kocha.
To pierwsza holenderska książka, którą otrzymała tę prestiżową nagrodę i zarazem najmłodszy uhonorowany autor/autorka (29 lat).

Parę słów o Rijnveld

Piszę autor/ autorka, bo Marieke Lucas Rijnveld jest osobą niebinarną, nie utożsamia się ani z mężczyzną, ani z kobietą – jest pomiędzy on i ona.
W języku niderlandzkim brakuje zaimka określającego owo pomiędzy, więc by uniknąć niezręczności – autorzy w holenderskich mediach zazwyczaj posługują się samym nazwiskiem Rijnveld (w niderlandzkim czasowniki dla płci męskiej i żeńskiej mają identyczne końcówki, inaczej niż w polskim: „Rijnveld napisał” sugeruje mężczyznę, „Rijnveld napisała” – kobietę).

BC_rijneveld-met-boek

Marieke, będąc w trzeciej klasie podstawówki, chciała być chłopcem, choć wszyscy traktowali ją jak dziewczynkę. Wymyśliła wtedy przyjaciela Lucasa, z którym rozmawiała. W szkole średniej dokuczano jej z powodu chłopięcego wyglądu.
Gdy miała dziewiętnaście lat dodała sobie imię Lucas jako drugie.
Obecnie bardziej utożsamia się z Lucasem niż z Marieke, bo – jak mówi w wywiadach – Marieke jest niepewna i bojaźliwa, a Lucas silniejszy.

Obejrzałam kilka materiałów na YouTube z Marieke Lucasem w głównej roli i – abstrahując od płci – jej osoba wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, jest to po prostu dobry człowiek. Eteryczna powierzchowność współgra z delikatnością charakteru i wielką wrażliwością. Rijnveld nie gwiazdorzy (choć mógłby/mogłaby), ze swoim skromnym zachowaniem jest zaprzeczeniem celebryty.
Obecnie mieszka w Utrechcie, pisze poezję i prozę, ale dwa dni w tygodniu pracuje fizycznie w mlecznej farmie. „Jestem dumna jak krowa z siedmioma wymionami” powiedział/a po ogłoszeniu wyników Międzynarodowego Bookera i nie było w tym ironii.

Autobiografia czy nie?

Niepokój przychodzi o zmierzchu” to przejmująca powieść o bogobojnej rodzinie rolniczej, którą dotyka tragedia: śmierć jednego z czworga dzieci.
Powieść ma charakter autobiograficzny: Marieke, mając trzy lata, straciła brata, który wpadł pod autobus. Poza tym również wychowywała się na wsi, a jej rodzice byli członkami konserwatywnego Reformowanego Kościoła.
W powieści zmienione są detale: akcja toczy się nie na brabanckiej wsi a fryzyjskiej, brat ginie na łyżwach pod lodem, a główna bohaterka (i zarazem narratorka, bo powieść pisana jest w narracji pierwszoosobowej) jest starsza w momencie tragedii.
I obie – autorka książki i jej bohaterka – urodziły się 20 kwietnia, jak Adolf Hitler, co napawa niepokojem książkową bohaterkę (czy autorkę, tego nie wiem).

Dziewczynka schowana w czerwonej kurtce

Książkowa postać nosi imię, a właściwie przydomek, Jas (co w języku niderlandzkim znaczy kurtka, a w polskim wydaniu brzmi Budrysówka).

771x1200 (1)

Miałam dziesięć lat i przestałam ściągać kurtkę”- to zdanie otwiera powieść i kurtka, czerwona kurtka, w którą wbiła się Jas po śmierci brata, będzie stałym motywem powieści.
Kurtka jak pancerz, chroni dziewczynkę przed zarazkami i chorobami, które mogą ściągnąć, też na nią, śmierć. Ale kurtka to też kokon, w którym Jas może się schować, ukryć swoje myśli i uczucia.
Rzecz jasna, nieodłączna czerwona kurtka rzuca się w oczy i staje się obiektem drwin rówieśników, pretekstem do przezywania od brudasów (kurtka przesiąka zapachem krów z farmy rodziców), zarzewiem plotek całej wsi.
Jas budzi współczucie dorosłych, ale dla dzieci jest pośmiewiskiem i dziwadłem.
Kurtka wywołuje złość w rodzicach Jas.
„- Jutro ściągniesz tę kurtkę! Potem ją spalę i nie będziemy już więcej o tym mówić – woła (ojciec).”
I: „Chcesz, żebyśmy wyszli na idiotów? Wpędzisz nas do grobu tym swoim cudacznym zachowaniem.”
Samotność głównej bohaterki jest ogromna i wciąż rośnie. Narracja z jej punktu widzenia sprawia, że oglądamy świat oczami Jas, razem z nią przeżywamy żałobę, niezrozumienie i napiętnowanie ze strony otoczenia, odrzucenie. Czytanie boli.

Tu każdy jest ofiarą!

Po śmierci Matthiesa rodzina Mulderów rozpada się na kawałki.
Rozpada się jako całość, rozpadają tworzące ją jednostki. Ci nieszczęśni ludzie błądzą we własnym domu jakby mieli przepaski na oczach. Obijają się o siebie nawzajem, o meble, a najbardziej o trumnę i bezpowrotną przeszłość.
Próbują sobie poradzić z traumą, każdy na swój sposób.
Jas cierpi na chroniczne zaparcia: „Byłam w stanie powstrzymać kupę. Od teraz niczego, czego chciałabym się pozbyć, nie będę tracić.”
Matka wpada w depresję i anoreksję.
– „Chcę umrzeć – powtórzyła. – Mnie już niczego nie trzeba. Gdyby jutro przejechał mnie samochód i rozpłaszczył jak jeża na drodze, miałabym spokój.”
Brat Obbe, zaczyna się lubować w okrucieństwie:
„- No, zrób to, zabij się, bo inaczej ja zabiję was wszystkich! – krzyczał brat.
Ojciec wtrąca się: „- Nie będziesz brał imienia Pana, Boga twego, nadaremno, gdyż Pan nie zostawi bez kary tego, kto bierze Jego imię nadaremno!”

discomfort-cover

Groźny ten Bóg…

Bóg pokazany jest tu starotestamentowo, jako surowy sędzia.
„Bóg daje, Bóg bierze” – w ten sposób rodzice próbują spojrzeć na śmierć dziecka i przyjąć ją. Ale wkrótce, jak u Hioba, spadają na nich kolejne nieszczęścia (np. pryszczyca krów) i zapadają się pod nimi, nie mogąc złapać tchu i znaleźć pociechy w Bogu.
Jednak najbardziej tragiczną postacią jest Jas, która obarcza się winą za śmierć brata.
Nosi w sobie tajemnicę, która dziurawi ją od środa jak robactwo. Jas nie widzi dla siebie ratunku, przecież nie może się przyznać, że to przez nią zginął Matthies!
Tak bardzo chciała pójść z nim na łyżwy, a on jej nie pozwolił. Od kilku dni chodziła „w łyżwach po całym domu, z rękoma na plecach i w ochraniaczach na płozach” , musiała je wypróbować na prawdziwym lodzie. Och, jakże była wściekła na Matthiesa!
W dodatku zbliżało się Boże Narodzenie i podejrzewała, że tata zamierza zabić jej ukochanego królika Dieuwertje, by podać go na srebrnym półmisku na świąteczny obiad.
Ze złości na brata i ze strachu przed domniemaną egzekucją Dieuwertje Jas prosi Boga w wieczornej modlitwie: „czy nie mógłby wziąć Matthiesa zamiast królika. Amen”.
Teraz  boi się, że prawda wyjdzie na jaw i cały świat dowie się, jak bardzo jest okrutna.
A ona zupełnie straci prawo do miłości rodziców, której i tak nie dostaje.
Martwi się, że oprócz brata zginą jej rodzice, tym bardziej, że matka wciąż się kurczy, bo zanosi swoje porcje Żydom ukrywającym się w piwnicy od czasów wojny (istniejącym w wyobraźni dziewczynki).

Podsumowanie

Naturalistyczne obrazy z opisami ekskrementów, przemoc, okrucieństwo wobec zwierząt, eksperymenty seksualne, rytuały ofiarne, zachowania kompulsywne, obłęd… – są obecne w tej książce, dlatego ostrzegam: to nie jest literatura dla każdego.
Powieść zawiera sceny drastyczne, powieść przytłacza i czasem miałam ochotę rzucić nią o ścianę. Ale nie rzuciłam.
Co więcej – twierdzę, że jest to Literatura przez „wielkie L”, cudowna pod względem stylistycznym i metaforycznym. Genialnie pokazuje psychologię postaci, relacje rodzinne, (nie)radzenie sobie z żałobą.
Rijnveld udowadnia, że nawet brzydotę można opisać przepięknym, poetyckim językiem. Oczywiście nie każdy musi się z tym zgodzić i nie wszystkim taka proza pasuje.
Lepiej być tego świadomym przed zabraniem się za czytanie.
Bo ta książka zostaje w czytelniku. Nie przeleci przez niego jak wiele innych, gdy po kilku dniach od lektury nie pamięta się imion bohaterów, a fabuły rozmywają się i mieszają.
Tu tak nie będzie. Zapamiętasz Jas w czerwonej kurtce.
Ona schroni się w tobie na długo. Pozwolisz na to?

fecc6767-bece-4da7-bfa6-563fb1178297

Ten wpis został opublikowany w kategorii książki i oznaczony tagami , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

10 odpowiedzi na „Odważysz się sięgnąć po książkę „Niepokój przychodzi o zmierzchu”?

  1. Nie. Doceniam, że przeczytałaś, doceniam autorkę/autora, że książka została napisana – ale po lekturę nie sięgnę. Okrucieństwa i bólu starczy swojskiego wkoło. Skoro nie mogę pomóc – bo w końcu jak pomóc postaci fikcyjnej? – to nie zaproszę tej opowieści do siebie. …a wiesz, że czytanie słonecznych historii pomaga na niepogodę bardziej, niż się wydaje?

    Polubione przez 2 ludzi

    • Igomama pisze:

      A to na pewno, Aksiniu. 🙂
      Wiesz, tak w ogóle to ja też wolę czytać słoneczne historie, ale że o „Niepokój przechodzi o zmierzchu” dużo się w Holandii mówiło, nie mogłam po niego nie sięgnąć.
      A jako że po przeczytaniu bardzo mnie poruszył, nie mogłam nie napisać.

      Polubienie

  2. Ultra pisze:

    A jednak sięgnę, ponieważ Twoja recenzja mnie zachęciła. To nie są postaci z horroru, typowi dewianci, tylko ludzie z normalnej rodziny, których śmierć dziecka zwyczajnie przerosła, więc i dzieci mają niezwykłe traumy. Pod czerwoną kurteczką wyczuwam wrażliwe dziecko, które powinien zobaczyć zapewne psycholog. W tej rodzinie za mało się rozmawia, dlatego dzieci podwójnie przeżywają i nie umieją radzić sobie z nieszczęściem. Ale kto umie i kto jest przygotowany na śmierć bliskich?
    Serdeczności

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Ultro, masz całkowitą rację. W tej rodzinie zabrakło psychologa.
      Dzieci były zostawione samopas, bo rodzice zatracili się w bólu.
      Tragedia jak śniegowa kula wciąż olbrzymiała…
      Nie było rozmów między rodzicami i dziećmi, nie było słów, jedynie Słowo (w sensie: Boże, ale tego surowego Boga, a nie Boga miłości).

      Polubienie

  3. jotka pisze:

    Na pewno warta przeczytania, nawet z uwagi na osobę autora:-)

    Polubione przez 1 osoba

  4. agacia336 pisze:

    Nie, nie odwaze sie… Czytalam juz recenzje tej ksiazki i od razu pomyslalam, ze nigdy w zyciu. Od razu przypomina mi sie literatura wojenna, ktora w ramach obowiazkowych lektur musialam czytac w liceum. Czytalam, plakalam i do dzis mam koszmary. Dziekuj, postoje. 😉 Zreszta, zeby wpedzic sie w chandre, wystarczy mi zerkniecie na wiadomosci w necie. Od kilku juz lat, wole ksiazki latwe i lekkie i obowiazkowo konczace sie „happy-endem”. 😀

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Agatko, rozumiem Cię. I bardzo dobrze, że wiesz co jest dla Ciebie dobre i karmisz się książkami pełnymi pozytywnych emocji. Ja na co dzień też takie wolę, ale od czasu do czasu zanurzam się w książkowym mroku.
      I widzę, że z czasem łatwiej mi to przychodzi, pewnie to kwestia wieku, doświadczenia, umiejętności oddzielenia prawdy od fikcji.
      Z literaturą wojenną miałam jak Ty – też płakałam czytając lektury w liceum i obiecałam sobie, że nigdy więcej. Ale potem, w wieku 40 lat, wróciłam do tych książek.
      I choć nadal wzbudziły we mnie ogromne emocje, rozpacz, współczucie – to lepiej sobie poradziłam z tymi uczuciami niż wtedy w liceum, jako delikatna nastolatka.

      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s