Moja emigracja liczy sobie osiem lat, wystarczająco, by zapuścić korzenie w holenderskiej ziemi, nieco rachityczne, ale jednak pozwalające utrzymać się w pionie. Początki nie były łatwe, potrzebowałam czasu, by przystosować się do życia w nie swoim kraju. To był proces, który zresztą nadal trwa.
Co mi pomogło w odnalezieniu się w nowej rzeczywistości?
Na pewno nauka języka. Znam niderlandzki na tyle, by porozumieć się z tubylcami, przeczytać nieskomplikowany artykuł czy zgłębić prostą audycję, może nie jest to dużo, ale dodaje pewności siebie i pozwala dostroić się do otoczenia.
Poznałam zwyczaje Holendrów, bliskie im daty i święta. Wiem, jakie miejsca warto zobaczyć, gdzie co kupić, gdzie odpocząć.
Wreszcie – mam przyjaciół! Nawiązałam tu bardziej i mniej znaczące znajomości, zarówno z Holendrami, jak też z innymi imigrantami.
Jednak, bądźmy szczerzy, nie ma przymusu integracji z miejscowymi.
Obecnie w Holandii mieszka ponad 220 tyś Polaków, więc jeśli ktoś woli, może ograniczyć kontakty do środowiska polonijnego i również nieźle sobie radzić. Są tu sklepy spożywcze z polskimi produktami, polskie parafie, polskie szkoły, i grupy rodaków na Facebooku.
Można rzec, że oblicze emigracji przeszło solidny lifting.
Czy znajdzie się tu jeszcze miejsce na nostalgię za ojczyzną, w wydaniu norwidowskim:
„Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
Podnoszą z ziemi przez uszanowanie
Dla darów nieba,
Tęskno mi, Panie” ?
Z odpowiedzią na to pytanie, a także wiele innych związanych z życiem na obczyźnie, zmierzyła się Hanna Grosfeld – Buda, reżyser przedstawienia „Emigranci” na podstawie dramatu Mrożka. Premiera miała miejsce w maju, bieżącego roku, w Hadze.
Od tego czasu spektakl objeżdża różne ośrodki polonijne: w Holandii, Belgii, Niemczech, zdaje się, że był wystawiany również w Polsce.
„Emigranci” są skierowani do widza powyżej piętnastego roku życia.
Igotata i Groszek obejrzeli przedstawienie w polskiej szkole w Amsterdamie jeszcze w październiku, natomiast ja – w miniony weekend w Aalsmeer.
To był sympatyczny wieczór w towarzystwie koleżanki, w dodatku w pięknym anturażu (Flower Art Museum).
Można powiedzieć, że zaliczyłyśmy dwa w jednym, bo przy okazji spektaklu obejrzałyśmy wystawę obrazów o tematyce florystycznej. A że kwiaty kojarzą się z Holandią, Holandia z emigracją – wszystko pasowało.
Za sprawą przedstawienia znajdujemy się w kameralnym świecie dwojga tytułowych emigrantów XX i AA, poznajemy ich osobowości, cele, nadzieje, marzenia i pobudki, które sprowadziły ich w to samo miejsce, do ciasnego, wynajmowanego mieszkanka w Holandii.
Bohaterowie są swoimi przeciwieństwami – różnią się poziomem wykształcenia, erudycji, kultury; wywodzą się z odmiennych środowisk i warstw społecznych.
Na pierwszy rzut oka dzieli ich wszystko.
Obserwowanie ich szamotaniny, słuchanie dialogów kipiących pretensjami może sprawić widzowi pewien dyskomfort. Zresztą nasi bohaterowie ledwie sami z sobą wytrzymują, jeden po drugim szykują się do ucieczki.
Wyprowadzka jednak nie dochodzi do skutku, bo AA i XX – pomimo niedopasowania charakterologicznego i sytuacyjnego – tworzą jeden skomplikowany układ współzależności. Nawet ta toksyczna relacja, daje poczucie więzi z drugim człowiekiem, namiastkę wspólnoty, tak bardzo pożądanej w obcym kraju, gdzie dokucza samotność i poczucie izolacji.
Zatem AA i XX uzupełniają się, są sobie niezbędni, w tęsknocie za ojczyzną, która w ich wyobrażeniach równa się legendarnemu Eldorado.
Młodzi, zdolni aktorzy, Samanta Zwolennik i Patryk Bartoszewski, z wdziękiem i wyczuciem wcielili się w odgrywane postaci, wyzwalając w widzach sporo emocji, o czym świadczyła dyskusja po przedstawieniu.
Jest zwyczajem, że na koniec pani reżyser i aktorzy oddają mikrofon publiczności z prośbą o podzielenie się wrażeniami „na gorąco”.
I okazuje się, że choć sztuka Mrożka powstała pół wieku temu, to jej wymowa jest ponadczasowa. Wiele widzów dostrzega siebie w postaci XX lub AA, zdarza się, że ktoś zawoła „To było o mnie!”
Przejawem uwspółcześnienia tekstu jest odegranie męskiej roli XX przez kobietę. Dawniej emigracja dotyczyła głównie mężczyzn, dziś w równej mierze wyjeżdżają panie.
Za miłością, za przygodą, z chęci zwiedzania, z pasji podróżowania, ale przeważnie do pracy, za przysłowiowym „chlebem”.
Często emigracja łączy się z rozstaniem z dziećmi, z współmałżonkiem.
Oznacza pracę w innym zawodzie niż wyuczony (zazwyczaj fizyczną, nawet ponad siły), radzenie sobie z tęsknotą, z poczuciem bezsilności i frustracji zwłaszcza w momentach próby, gdy w rodzinie dzieje się coś ważnego, a tu dzielą kilometry.
Czy pieniądze, okupione tak ciężką pracą, są tego warte?
Czy czas rozłąki da się później nadrobić?
I w końcu – kiedy wrócić (jeśli w ogóle)?
Jak nie dać się zniewolić mamonie, kiedy powiedzieć „stop”, wszak wiadomo, że apetyt rośnie: najpierw zbieramy na mieszkanie, potem z mieszkania robi się domek, z domku dom, duży dom, a w końcu pałacyk z ogrodem, basenem i dwoma samochodami w podwójnym garażu. Spirala „potrzeb” nie ma końca.
Właśnie z tymi pytaniami i refleksjami i zostawiają nas „Emigranci”.
Gdybyście mieli okazję obejrzeć, polecam!
Zwłaszcza tym, którzy doświadczają/doświadczyli emigracji na własnej skórze – wtedy spektakl nabiera nowego wymiaru i łatwiej odnieść go do siebie.
Drogi Czytelniku, jeśli mieszkasz za granicą, może zechcesz napisać parę słów: czy udało Ci się zadomowić w nowym kraju?
Czy jednak zakładasz powrót do Polski, w dalszej lub bliższej przyszłości?
Będę wdzięczna za każdy komentarz.
Oh, jak Ci zazdroszczę, że byłaś w teatrze! Niestety na Tajwanie to prawie niespotykane. Przylatują jedynie jakieś duże „produkcje” np z Broadway lub Teatru Bolshoi, a kameralnych przedstawień prawie nie ma, a jak są to nie są najwyższych lotów.
Odpowiadając na Twoje pytanie – niedługo będę mieszkać poza Polską dłużej niż w Polsce. Tajwan to mój drugi dom, tam czuję się dobrze. Teraz staram się zadomowić w Japonii, ale raczej będzie to niemożliwe, bo nauka języka sprawia mi dużo trudności. Jednak pomimo tego nie narzekam na życie na japońskiej wsi – jest tu pięknie ❤
PolubieniePolubione przez 3 ludzi
Doroto, bardzo dziękuję za Twój głos. 🙂
Masz naprawdę bogaty i ciekawy bagaż emigracyjnych doświadczeń, bo posmakowałaś życia w krajach azjatyckich, całkowicie odmiennych kulturowo.
W zestawieniu z Japonią i Tajwanem emigracja w Holandii to nie emigracja, bo my tu mamy polskie sklepy, restauracje, parafię, szkołę, nawet w kinie raz w miesiącu są grane polskie filmy z myślą o Polakach, których tak wiele tu przebywa. My zatem za pierogami tęsknić nie musimy. 😉
Najważniejsze, że jesteś szczęśliwa w miejscu, w których mieszkasz.
Wiesz, ja w ogóle wychodzę z założenia, że pojęcie „domu” nosimy w sercu i w każdym miejscu możemy być szczęśliwi (albo odwrotnie – oby nie).
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję!
Ps. Mam koleżankę, która mieszkała na Tajwanie ładnych parę lat i bardzo zachwala tamtejszą kuchnię, ludzi, styl życia.
PolubieniePolubienie
Obecnie nie ma chyba rodziny lub środowiska, z którego ktoś nie wyjechałby za granice, z różnych powodów, niektórzy wracają, jak kolega mojego syna, był w Holandii pół roku, zarobił na mieszkanie w Polsce.
Nigdy nie wyjeżdżałam zarobkowo, ale potrafię wyobrazić sobie tęsknotę, z powodu której właśnie niektórzy wracają.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jotko, na Ciebie zawsze można liczyć. 🙂
Dziękuję za Twój komentarz. Wszystko prawda co piszesz.
PolubieniePolubienie
Miałam okazję wyjechać, ale rodzina nie chciała, więc dla niej zostałam. Teraz żałuję, dzieci z pewnością szybciej zaadoptowałyby się niż ja, więc teraz żylibyśmy w normalnym kraju bez zastanawiania się, jakie leki wykupić, a na jakie mnie nie stać. Takich dylematów nie ma koleżanka, z którą miałam wyjechać, chociaż ma dziecko niepełnosprawne, które do końca życia musi rehabilitować.
Zasyłam serdeczności
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Rozumiem Cię, Ultro, ale nie żałuj. Emigracja sporo daje, ale też coś zabiera.
Ty postawiłaś na rodzinę, bo tak czułaś i tak miało być, widocznie tak jest dla Was najlepiej. Mieszkasz w pięknym Krakowie, masz wspaniałych sąsiadów, piszesz znakomite felietony.
Byle tylko zdrowie Ci służyło i system opieki zdrowotnej był bardziej przyjazny człowiekowi i portfelowi.
Serdeczności.
PolubieniePolubienie
„Emigranci ” Mrożka to z pewnością sztuka ponadczasowa.
Te nowa sztukę z pewnością też kiedyś obejrzę.
A dla wszystkich emigrantów jestem pełna uznania. Sama chyba nie odważyłabym się na taki krok.
Najdłużej poza Polską byłam w Argentynie przez miesiąc…. I okropnie tęskniłam…
Slowa uznania za podjęcie tego tematu.
I pozdrawiam serdecznie…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tam wyżej to była https://stokrotkastories.blogspot.com/.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Stokrotko, gdybyś musiała lub chciała, to byś się odważyła i zdecydowała na emigrację, ale przecież Ty się dobrze czujesz w naszej pięknej ojczyźnie, którą z sercem opisałaś w swojej książce „Mój kraj nad Wisłą”.
A świat i tak zwiedziłaś, bez potrzeby emigracji.
Miesiąc w Argentynie to naprawdę sporo czasu i wystarczająco, by poznać kraj, ludzi, kulturę.
Pozdrawiam.
PolubieniePolubienie
Igomamo, dziekuje Ci za ten wpis – zaraz poszukam, czy mozna jeszcze gdzies ten spektakl zobaczyc, bo nie raz mysle o fenomenie emigracji. o tym, ze jednym sie udaje, potrafia sie zasymilowac z nowymi rodakami, potrafia dostrzec pozytywy, a inni tylko narzekaja, czuja sie dyskyminowani, wracaja do ojczyzny z niesmakiem, poczuciem krzywdy. Mysle, ze kluczem jest to co jasno nazywasz: znajmosc jezyka, ktora pozwala nie tylko komunikacje, ale rowniez zrozumienie mentalnosci Holendrow (czy innych narodowosci). Co z tego, ze w Holandii mozna sie wszedzie dogadac w j. angielskim – to nie pozwala na integracje, na zrozumienie Holendrow. Co ciekawe, mimo ze polski akcent zostaje na zawsze, drobne badz grubsze bledy tez, ale Holendrzy bardzo doceniaja wysilek wlozony w nauke ich jezyka, ktorzy sami postrzegaja jako jezyk trudny.
Duzo mam mysli na temat emigracji i na temat powrotu do ojczyzny; jedna kolezanka, ktora urodzila sie w jednym kraju, mama mieszka w innym kraju, tato w jeszcze innym kraju, a ona tu w Holandii powiedziala, ze czuje sie mieszkana swiata… kiedy to powiedziala, wspolczulam jej, bo jak to tak, bez konkretnej narodowosci??? ja, po 20 latach zycia w Holandii nadal nie wystapilam o obywatelstwo tego kraju, bo… nie czuje sie Holenderka i juz wiem, ze nigdy nia w 100% nie bede. Ale… Polka tez juz nie jestem. Wyglada to tak, ze gdy jestem w Holandii, czuje sie wciaz Polka, ale gdy jestem w Polsce, czuje sie Holenderka.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Trochę rozumiem. Nie czuje się związana jakoś z Polską. Jednak wiem, że jest spora szansa że Holendrzy też nigdy nie wezmą mnie za swoją. Kryzys tożsamości i zawieszenie pomiędzy dwoma światami.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja tego nie odczuwam jako kryzys, raczej takie rozdwojenie jazni, ktore bardziej mnie fascynuje niz przeszkadza;) Przyzwyczalam sie juz do tego i zaakceptowalam, gdy zrozumialam, o co w tym chodzi.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
I może to jest dobra myśl przewodnią i dla mnie? Dziękuję.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Czipssie, bardzo dziękuję Ci za tak dogłębny komentarz.
Pisząc powyższą recenzję, pomyślałam między innymi właśnie o Tobie.
Mieszkasz w Holandii szmat czasu, więc byłam ciekawa Twoich przemyśleń.
No widzisz, zgadzamy się – w zaaklimatyzowaniu się do życia w nowym kraju, potrzebna jest znajomość języka, ale też niezbędna jest postawa otwartości na nową kulturę, chęć poznania ludzi, ich mentalności, historii, radości, bolączek.
A ludzie migrują i migrować będą.
Myślę, że w przyszłości takich „obywateli świata” (jak przytoczona przez Ciebie koleżanka) będzie znacznie, znacznie więcej i pojęcie patriotyzmu nabierze zupełnie innego znaczenia, wyjdzie poza ramy granic jednej ojczyzny.
Informacje odnośnie przedstawienia można znaleźć na stronie:
https://magischegrenzen.nl/emigranci
PolubieniePolubione przez 1 osoba
7 lat minęło. Zadomowiłam się. Czuję się tu jak w domu. Przyjęłam obywatelstwo i kupiłam dom. Nie wracam. Nie zostawiłam w Polsce nic do czego chce wracać. Tutaj czuje się bardziej wolna, bardziej sobą. Pomogło w asymilacji posiadanie nie polskich znajomych, chodzenie do nie polskich sklepów i usługodawców. Niestety, ale jak się człowiek kula tylko między polskim sklepem, polskim lekarzem i polskim fryzjerem to nigdy nie będzie czuł się „u siebie”. Postanowiliśmy z mężem wskoczyć na głęboka wodę i od 1wszego dnia w Holandii załatwiamy wszystko sami, ucząc się tutejszego prawa, zwyczajów i języka. Rodzina chciałaby abyśmy przyjeżdżali częściej do Polski, ale wydając kasę na jazdę w tą i na zad nie odłożyli byśmy pieniędzy aby ułożyć sobie życie na miejscu. Niestety to błąd wielu Polaków. Nie mają domu w Polsce a w Holandii nie próbują stworzyć takiego. Nierzadko wracają do rodziców mając po 30-40 lat bez większych lub wcale oszczędności bo wydali wszystko podczas wizyt w Polsce 3 razy do roku….
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Super, Traszko. 🙂
Bardzo dziękuję za Twój głos i podzielenie się doświadczeniami w przystosowaniu się do życia w nowym kraju.
Tobie i Twojemu mężowi udało się to doskonale.
Holandia stała się Waszym domem i czujecie się jej pełnoprawnymi obywatelami.
Ale, tak jak piszesz, samo się nie zrobiło. 😉
To Wasza zasługa, Waszej otwartości na nową kulturę, dobrej woli, chęci nauki języka, poznawania zwyczajów i zasad obowiązujących w nowym kraju.
Zainwestowaliście w integrację i dzięki temu teraz dobrze sobie radzicie w nowej ojczyźnie, ojczyźnie z wyboru.
Wszystkiego dobrego dla Was!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję. Bardzo się cieszę,, że mam wsparcie męża. Moja nauczycielka opowiadała mi o swojej uczennicy, która świetnie się zintegrowała. Miała holenderski krąg znajomych, hobby i nauczyła się języka. Ale jej mąż nie. Siedział ttlko rzędu polska telewizja i narzekał jak mu jest źle. Pomimo, że dzieci mieli tu w szkole i miały one swoich przy a i, mąż przekonał rodzinę do powrotu do Polski. Nie wiem, jak im się teraz widledzie, ale nauczycielka była zdruzgotana. My wyjechaliśmy mając że sobą słownik I książkę do nauki języka niderlandzkiego. Próbowaliśmy mieć życie w Polsce. Nie dało rady. Więc całkowicie zobowiązaliśmy się zrobić to samo w Holandii. Udało się. Aspekty prawne, wolnościowe i podatkowe przekonały nas o słuszności wyboru. Wiemy co zostawiliśmy za sobą i nie zachęca to do powrotu. Zmniejszające się prawa kobiet i osób o innym sposobie myślenia niż obecnie rządząca partia również sprawiają, że powrót jest tylko czasem tematemkoszmarow sennych.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oj tak.
W historii, którą przytoczyłaś najbardziej przygnębiające jest, że jedna osoba, ojciec, zadecydował za resztę – za żonę i dzieci. Nie liczył się z ich zdaniem i emocjami. Smutne to i trąci egoizmem i patriarchatem.
Ja przyjeżdżając do Holandii byłam pewna, że to tylko czasowa emigracja, 3 lata równowartość urlopu wychowawczego, potem powrót do mojej starej pracy, gdzie wciąż czekało na mnie miejsce.
Przed wyjazdem też zaopatrzyłam się w podręczniki i płyty, cała seria to była, holenderski nie gryzie czy jakoś tak. W każdej wolnej chwili wkuwałam słówka i czytałam ciekawostki o Holandii, bo byłam zafascynowana nowym krajem i chciałam wszystko wiedzieć i wykorzystać każdy moment pobytu, bo „przecież jesteśmy tu tylko na chwilę, potem nie będzie już takiej szansy”.
Wyszło inaczej, z trzech lat zrobiło się osiem, pewnie będzie dużo więcej, czy do końca życia – nie wiem, wolę być ostrożna w planowaniu.
Choć wydaje mi się, że jeśli ma się oparcie w partnerze, to wszędzie można czuć się szczęśliwym.
Fajnie, że Wy z mężem się wspieracie i macie podobny, spójny stosunek do życia w Holandii. Tak trzymajcie!
PolubieniePolubienie