Nasza emigracja kończy 9 lat

Zdjęcie WhatsApp 2023-03-31 o 21.40.07

Deszcz kropi od wczesnego rana, bębni o ziemię, o ściany domów i dachy. Rozbija się o szyby i spływa po nich w dół. W dżdżystym akompaniamencie budzą się moje wspomnienia.
Obrazy wyłaniają się z katalogu „Rok 2014” w głowie, wypływają na powierzchnię jak fajerwerki, przez chwilę nawet błysną kolorem i zapachem, by za chwilę rozmyć się i spłynąć jak ten deszcz właśnie, wsiąknąć w nicość.

Dzisiejszy dzień ma dla mnie posmak czegoś świątecznego, choć jest to święto bardzo kameralne, a może: nieświęto? To rocznica naszej emigracji. Dziewiąta.
Dziewięć lat wstecz otworzyliśmy nowy rozdział w życiu, nawet znacznie więcej – zaczęła się rewolucja.
Bo czyż nie jest rewolucją porzucenie całkiem dobrze poskładanej rzeczywistości, z mieszkaniem, pracą (w dodatku na czas nieokreślony) w kraju znanym od kołyski?

Zobaczyłam dziś nas sprzed dziewięciu lat.
Jak zmęczeni długą drogą, wysiadamy z samochodu, wypchanego po korek bagażami.
I ten zachwyt w naszych oczach. Ta nadzieja.
Pogoda zaskoczyła, było ciepło i już całkiem zielono. Jakbyśmy zrobili skok przez kalendarz i ominęli ze trzy tygodnie.
Słońce tańczyło po niebie, poczułam spokój. Skoro ono tak hasa, widocznie dobre jest to miejsce, bezpieczne.
Nauczymy się tu mieszkać. Przyzwyczaimy się do płaskich ścieżek, do kwakania kaczek przy kanałach i z biegiem czasu jeszcze my popląsamy, jak ta złota kula na niebieskościach, tak samo. Ogrzały się wówczas moje myśli. Troski zapadły w sen zimowy, choć wiosenny.

A dziś słońce śpi, pada deszcz.
Ten sam dzień w kalendarzu: 31, ten sam miesiąc: marzec – tylko rok się zmienił i właśnie ten rok zrobił całą różnicę.
I gdybyśmy –  nie wtedy, lecz dziś przybyli do Holandii i wytarabanili się z samochodu połamani długą drogą, to białe kartki naszych twarzy, wysunięte ku górze, najpierw zrosiłby deszcz. I tak by je zrosił, że krople spływałyby z nich jak z szyb okien.

Można byłoby się pomylić i wziąć je za łzy. Łzy pożegnania.
Bo żegnasz wszystko, co ci bliskie i znane: siebie robiącą zakupy w ulubionym warzywniaku lub dającą sobie obcinać włosy u pani Ani, która robi to najlepiej: zna każdy włos na twojej głowie i kamień milowy w życiu twojego dziecka.
Żegnasz panią doktor, pediatrę, też Anię, choć bardziej Annę, która zawsze znalazła czas w terminarzu dla twojego chorego dziecka, w dodatku niedrogo brała, a twój mały synek za każdym razem pożyczał od niej autko z kącika dla dzieci, a ona się tylko uśmiechała, natomiast ty się denerwowałaś, że zawsze to samo, że zawsze taki uparty, a później w domu przechwytywałaś autko, by się nie zgubiło i oddawałaś je przy najbliższej wizycie, jakbyście byli w bibliotece. A synek znów brał następne. Pani doktor machała ręką, bo wiedziała, że wkrótce i tak do niej wrócicie – jak nie z synem, to z córką. Dzieci wciąż chorowały.
Żegnasz teatrzyki w lokalnym domu kultury, na które chodziłaś regularnie, bo wierzyłaś, że gdy w miarę wcześnie zaprosisz swoje młode do świata kultury, one zechcą w nim pozostać.
Żegnasz park przechodzony z podwójnym wózkiem wzdłuż i wszerz do znudzenia i kluby z kulkami żegnasz, i place zabaw. Sklepik garmażeryjny, który ratował cię, gdy nie miałaś kiedy ugotować obiadu, a dzieci uwielbiały pierogi leniwe i dla tych leniwych nawet nie przeszkadzało ci, że sprzedawczyni z trwałą ondulacją i krwistą szminką na ustach, taka w stylu komedii Barei, za każdym razem bacznie ci się przyglądała (a ty nie masz pojęcia dlaczego).
Brakuje ci tych pierogów z bazarku.

Przede wszystkim żegnasz ludzi. Rodzinę, przyjaciół, znajomych.
Żegnanie ludzi boli najbardziej.

Zdjęcie WhatsApp 2023-03-31 o 21.40.08_2

Bo gdy trochę pomieszkasz na obcej ziemi, to okaże się, że do wszystkiego można się przyzwyczaić, poza brakiem „swoich” ludzi.
Przedmioty są łatwo zastępowalne.
Mleko, choć siedzi w innym kartoniku, zostaje mlekiem.
Przywykniesz, że chleb jest bardziej puchaty, wędliny ci nie smakują, więc nie będziesz ich jeść, ale ser już tak, bo rozpływa się w ustach.
Porównywalne rzeczy zostały włożone w inne ubrania, zgodne z tutejszą modą. To ma sens! Jest wręcz fascynujące, a ciebie wszystko ciekawi, więc zachłyśniesz się nowościami, będziesz je smakować, oglądać pod lupą.
A dźwięki będziesz chłonąć i dzielić w głowie na dwa stosiki, jakby ci tam klęczał jakiś Kopciuszek – te znajome i te nowe. Najbardziej nowa jest mowa.
Nic nie rozumiesz, za cholerę!, to cię niepokoi i frustruje.
Bez mowy czujesz się niepełnowartościowa, jakbyś wciąż chowała twarz pod woalką, spod której ledwie cię widać. Próbujesz nadrabiać uśmiechem, gestami, spojrzeniem, ale to szybko przestaje wystarczać. Do zawierania przyjaźni – trzeba mówić i słuchać.
Lubisz słuchać. Tylko co to za słuchanie bez zrozumienia?
Chcesz opowiedzieć siebie, ale zdania toczące się w twym krwiobiegu, nic nie mówią przechodniom. Szeleszczą szelestem przewracanych kartek słownika, dajmy na to japońsko – arabskiego.

Przez jakiś czas musisz zaakceptować woalkę przesłaniającą twoją osobowość.
Czujesz się w niej jak człowiek bez twarzy i wnet spostrzegasz, że do tego stanu także można się przyzwyczaić. Do czasu.
Do czasu, gdy woalka zacznie cię uwierać, za bardzo zniekształcać otoczenie, więc będziesz próbowała ją odsłonić, a ona będzie się wyginać jak harmonijka i zasłaniać ci oczy.
Będziesz ponawiać starania, odpędzać ją jak końską muchę, której bzyczenie przenika myśli.

Zakorzenianie się w nowym miejscu nie jest łatwe, ale warto podjąć ten wysiłek.
Bo to jest wysiłek. Pojawi się dyskomfort, niekiedy nawet ból.
Zresztą dużo tu zależy od rodzaju stóp.

Jedni mają cieniutką podeszwę – choćby dzieci – wystarczy dotknąć, pomasować, wyszeptać parę zaklęć i już puszczą pędy; pędy wkręcą się w glebę jak dorodne gąsienice i spulchnią ją.
Ale są też inne stopy, stwardniałe, z kolekcją nagniotków, stale rosnącą, w której gromadzą się różne wydarzenia i puchną, uwierają. Taką stopę ciężko ukorzenić. Tu już trzeba nie pracy, lecz orki.

Dziewięć lat na emigracji i nie wiem ile pożegnań.
Może właśnie na te pożegnania pada dziś ten deszcz i pada, jakby wcale nie chciał przestać.

Zdjęcie WhatsApp 2023-03-31 o 21.40.08

Ten wpis został opublikowany w kategorii wiatrakowa codzienność i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

17 odpowiedzi na „Nasza emigracja kończy 9 lat

  1. Traszka pisze:

    To Twój dom na zdjęciu? Pięknie wiosennie w obejściu. Bardzo mi się podoba. Właśnie o pożegnaniach naszła mnie refleksja. Kolega pecil mi het Hooge Noorden do oglądania i jestem po pierwszym odcinku. Wszyscy tam z sentymentem opowiadają jak stawili pierwsze kroki w Skandynawii, a rodzina, która dopiero co ma wyjechać, roni łzy nad rozstaniami z bliskimi i przyjaciółmi. I tak sobie pomyślałam, że za nami chyba nikt nie płakał. My nie płakaliśmy. Jakoś to obeszlo się bez dramy. Czasem czuje się samotna, bo brakuje tu ludzi do mnie podobnych. Polacy, którzy tu są są z innej beczki niż ja. Holendrzy zaś nie mają takich doświadczeń jak ja. Ciężko się ukorzenic, ale wiem, że to jest moje miejsce. Choć ta północ z dokumentu też kusi. 💚

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Traszko, bardzo dziękuję za podzielenie się swoimi odczuciami.
      Postrzegam Cię jako osobę, która świetnie się odnalazła na emigracji, jesteś dla mnie przykładem wspaniałej integracji z lokalnym społeczeństwem.
      Naprawdę.
      A samotność, o której wspominasz – może wynikać z tego, że każdy człowiek gdzieś tam w głębi duszy jest sam, bo ma unikalny system doświadczania świata, inne wspomnienia, inne doświadczenia.
      A mieszkając w innym kraju jest się jeszcze bardziej predysponowanym do samotności.

      A temu że Holendrzy, wychowani w małym, płaskim kraju – marzą o przeprowadzce do Skandynawii – nie dziwię się.
      Chcą spróbować życia w totalnie odmiennych warunkach: wśród dzikiej przyrody, w górach, w ogromnej przestrzeni.
      Byłam w Szwecji i Norwegii latem i zakochałam się, ale Skandynawia zimą to jednak całkiem inna bajka. 😉
      Pozdrawiam.

      Polubione przez 1 osoba

      • Traszka pisze:

        Oglądałaś może het Hooge noorden?

        Polubione przez 1 osoba

        • Igomama pisze:

          Też tylko jeden odcinek.
          Z ciekawości zajrzałam, gdy poleciłaś.;)
          O małżonkach w średnim wieku, którzy uznali, że teraz, gdy dzieci są już dorosłe, mogą zrobić coś dla siebie i spełnić swe marzenie o przeprowadzce do Szwecji.
          Całkowicie ich rozumiem, też to ich rozdwojenie i emocje np. w chwili gdy się pakowali i córka płakała na widok ogołoconego ze sprzętów domu. w którym dorastała, a oni chcieli być w dwóch miejscach jednocześnie: w Holandii i Szwecji. I jakie to było trudne dla nich, a zarazem ważne, by nie zrezygnować ze swojego wielkiego marzenia.

          Ale tym odcinku było też pokazane młode małżeństwo z malutkim dzieckiem, już zamieszkałe w Szwecji, gdzieś w lesie nad jeziorem, na prawie kompletnym odludziu. I powiem Ci, że tej motywacji i przeprowadzki nie umiałam zrozumieć. bo pamiętam, że gdy ja miałam takie maluchy – potrzebowałam jeszcze bardziej kontaktów społecznych i infrastruktury: place zabaw, kluby z kulkami, teatrzyk, a przede wszystkim towarzystwo innych mam.
          Ciekawy serial, przy okazji można poćwiczyć język.
          Dzięki za polecenie.

          Polubione przez 1 osoba

          • Traszka pisze:

            Ciekawe z tą para było, jak mówili, ze zamieszkali w busie i nim sobie jeździli. Musze przyznać, że ich dzieciaczek będzie miał lajf-skil jak się patrzy. Pytanie tylko co ze szkołą? Moja wieś jest 4 km od miasteczka ze szkołą i już kwalifikuje się jako bezludzie. Mojej teściowej też nie mogło przez myśl przejść, że ja chcę mieszkań na wsi, bo na wsi nie da się dzieci wychować [albo ja taka dzicz jestem]. Tak jak oni zamieszkali nad tym jeziorem to ja tam zazdroszczę wszystkiego, za wyjątkiem braku zasięgu telefonów – widziałaś, ze ich telefony były na parapecie? To znaczy, że netflix tez nie pójdzie 😀 Miałam koleżankę, która mieszkała w lesie. Mieli oni w domu stare butelki po szamponach pocięte i przybite do ram okiennych na wysokości głowy – w każdej był jeden telefon – tylko tam był zasięg.

            Polubione przez 1 osoba

            • Igomama pisze:

              Traszko, przepraszam, że tak późno odpowiadam na komentarz.
              Dziękuję Ci bardzo! Ja uważam, że na wsi żyje się szczęśliwie, może nawet szczęśliwiej niż w mieście. Tylko ważne, by była podstawowa infrastruktura i komunikacja. Nad tamtym jeziorem, w szwedzkich lasach – cudnie i dziko, ale ja nie byłabym gotowa teraz na takie życie. Bardziej by mnie przerażało niż cieszyło. Każdemu co innego pasuje. Pozdrawiam serdecznie.

              Polubione przez 1 osoba

  2. Magda Pietrzyk pisze:

    U nas w tym roku pyknie 10 lat. Trochę inaczej postrzegam naszą rewolucję (bo tak, to faktycznie rewolucja), ale pierwsze uczucia, wrażenia podobne: zachwyt i nadzieja. Główną różnicą jest, że nasze życie tam nie było zdecydowanie „dobrze poskładane”, co znacznie ułatwiło ten wielki krok, gdyż gorzej już być nie mogło. Ludzi niektórych na początku też mi trochę brakowało, ale najważniejszychm, czyli męża i dzieciaki miałam ze sobą, a z innymi aż tak związana nigdy nie byłam, bo moja rodzina preferowała zimny chów, a poza tym jestem introwertykiem (wielce prawdopodobnie autystycznym) więc nie za bardzo się do ludzi przywiązuję. Ja to już chyba bardziej do niektórych rzeczy, miejsc czy zwierząt (ale chomik przyjechał z nami), no i tu zostaliśmy ciepło przywitani i szybko zaakceptowani, nawet jak na migi trzeba było opowiadać, to jakoś szło… Ja bardzo szybko się poczułam w Belgii jak w domu i to o wiele bardziej niż czułam się w Polsce. Tak czy owak dla nas dzień emigracji to ważne święto, na pewno ważniejsze niż jakaś głupia wielkanoc czy inne tego typu bzdury.

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Magda, Ty podobnie jak komentująca wyżej Traszka, jesteś przykładem świetnego zadomowienia się w Belgii. Na pewno duża w tym Wasza zasługa, że staraliście się dopasować do zwyczajów belgijskiego społeczeństwa, choćby ucząc się języka niderlandzkiego.
      Na pewno łatwiej jest wyjechać na nowe, gdy w obecnym miejscu coś nie klika, czy tak jak było u Was „gdyż gorzej już być nie mogło”.
      To teraz tylko się cieszyć, że jest jak jest, bo jest dobrze i niech tak trwa, a nawet z czasem będzie jeszcze lepiej (a co!).
      Ja jeszcze tak do końca w Holandii nie czuję się jak w domu, choć z kolei będąc w Polsce na wakacjach równie nie, więc mogę powiedzieć, że wciąż towarzyszy mi poczucie rozdwojenia.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Polubienie

  3. jotka pisze:

    Jeśli na zdjęciu to Wasze miejsce, wygląda sympatycznie:-)
    Wyobrażam sobie podróż w nieznane, a małe dzieci to dodatkowa troska.
    Piszesz o emocjach i wrażeniach, podsumowujesz zmiany…długa droga za Wami, ale jak mówi porzekadło – najlepsze przed Wami:-)
    Piękny tekst!

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Dziękuję, Jotko.
      Domek na zdjęciu nie jest nasz, ale to przykład typowego budownictwa w naszej okolicy – same tego typu szeregowce z maleńkimi ogródkami, wszystkie obejścia dość podobne. Pozdrawiam serdecznie. 🙂

      Polubienie

  4. Ultra pisze:

    Jak ja żałuję, że nie zdecydowałam się zostawić wszystkiego i wyjechać, bo ja lubię zmiany, nowe sytuacje, przeżycia, doznania, tylko zostawić moich bliskich nie potrafiłam. Szkoda, bo teraz bardziej bym się przydała niż wcześniej. Nie wolno rezygnować z marzeń, tymczasem Ty jesteś twardą dziewczyną, mimo wielkiej wrażliwości, więc Twoje dzieci będą mieć lżej i ciekawiej w życiu.
    Serdeczności

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Dziękuję za miłe słowa, Ultro. Z tą moją „twardością” nie do końca prawda, w wielu sytuacjach chciałabym być bardziej stanowcza, umieć wyznaczyć granice (w zgodzie z sobą i dobrym wychowaniem, oczywiście) – tymczasem wciąż nie umiem powiedzieć „nie” i tupnąć nogą, gdy tupnąć by się przydało.
      I daję się lepić otoczeniu jak plastelina, więc zobacz jaka marna ta moja twardość. 😉

      Nie żałuj, Ultro. Pomyśl, że tak miało być. Nie wiadomo co by Cię spotkało na wyjeździe, bo różnie bywa i nie wszystkie imigracyjne historie mają happy endy. Jest dobrze jak jest.
      Pamiętaj, że nie musisz „przydawać się” innym i być użyteczna poprzez działanie – dla Twoich Bliskich „przydajesz się” bo JESTEŚ.
      To wystarczy.

      Polubione przez 1 osoba

  5. hubediblog pisze:

    Dokladnie rozumiem rozterki ‚imigranta’. Podobnie brakuje mi ludzi, tych najblizszych, najserdeczniejszych, ktorzy znaja mnie od podszewki, od dziecinstwa. I Bogu dziekowac, ze te przyjaznie, mimo odleglosci przetrwaly i zawsze milo nam sie spotkac ‚po latach’. Pozdrawiam.

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Bardzo dziekuję za miły komentarz. 🙂
      U mnie większość przyjaźni też trwa do dziś, mimo rozłąki i „nadrabiania” latem, gdy jestem w Polsce.
      Szczęściary z nas pod tym względem, prawda?
      Wszystkiego dobrego!

      Polubienie

  6. Iwona Zmyslona pisze:

    Wspaniale opisałaś te swoje dziewięć lat. Niechaj kolejne lata będą wspominane równie miło. Z okazji Wielkanocy życzę Wam spokoju, zdrowia, radości i pewności, że dokonany wybór był słuszny. Uściski.

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Iwonko, jak miło! Bardzo, bardzo dziękuję!
      Samych wielkanocnych wspaniałości dla Ciebie na te święta.
      Zdrowia przede wszystkim, spokoju i radości w sercu.
      I niech się spełnią wszystkie marzenia.

      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s