Avond4daagse, czyli czterodniowe marsze

DSCN5554

Udało się! W cztery wieczory przeszliśmy 20 km. Dzieci dostały dyplomy i medale.

Są zmęczone, ale szczęśliwe… Możemy powiedzieć, że „na własnej skórze”( chociaż w tym wypadku raczej: na własnych nogach) doświadczyliśmy „avond4daagse” – kolejnej holenderskiej tradycji.

Ponoć w Królestwie Niderlandów zwyczaj wspólnych marszów zrodził się na początku XX wieku. Najpierw dotyczył służb wojskowych, ale z czasem rozpowszechnił się wśród zwykłych obywateli.

Obecnie tradycja grupowych wieczornych spacerów jest entuzjastycznie kultywowana przez szkoły. Imprezę corocznie organizuje sportowe stowarzyszenie KNBLO (Wandelsportorganisatie Nederland) w różnych miastach Holandii. Udział w przedsięwzięciu nie jest obowiązkowy. Nie wszystkie szkoły przyłączają się do wędrówek.

Jednak placówka, w której obecnie uczy się Iskierka i Groszek, aktywnie uczestniczy w Avond4 daagse.

Zaciekawiona nowym obyczajem – zadeklarowałam obecność naszej rodziny. Pomyślałam, że będzie to okazja integracji dzieci z rówieśnikami, a dla nas dorosłych – możliwość poznania innych rodziców. Do wyboru było przejście codziennie 5 lub 10 kilometrów. Wybrałam krótszą wersję; taki dystans spokojnie damy radę przejść także z Okruszkiem w wózku.

Avondvierdaagse rozpoczęły się w poniedziałek, 8 czerwca, o godz.18. Mieliśmy pojawić się na miejscu zbiórki kwadrans wcześniej, na rozległym dziedzińcu wokół wyznaczonej szkoły podstawowej. Łatwo było tam trafić, bowiem po drodze, co chwilę, spotykaliśmy dzieci w koszulkach z logo swoich szkół oraz rodziców z małymi plecakami. Natomiast w punkcie startu, na dziedzińcu wybranej szkoły podstawowej, już były tłumy… Panowała atmosfera radości i podekscytowania. Zgiełk, zamieszanie, dziecięce psikusy i zabawy…

Szkoły wyróżniały się transparentami, dlatego szybko wypatrzyliśmy baner ze znajomą nam nazwą. Na miejscu czekało kilkoro nauczycieli, rodziców i dzieci z różnych grup. Groszek posmutniał, gdy zobaczył, że nie ma żadnego dziecka z jego klasy.

Natomiast u Iskierki frekwencja bardziej dopisała, szło kilka dziewczynek.

No i ruszyliśmy…

DSCN5561

Ludzie rozmawiali, dzieci biegały radośnie wokół – nieświadome – że tym samym przemierzają znacznie więcej kilometrów niż pięć. Była okazja zamienienia słów z innymi rodzicami, oraz z nauczycielami… Szliśmy pięknymi uliczkami naszego miasteczka aż do centrum. Mogłam zwiedzić nieznane dotąd zakątki. Ponownie zachwyciłam się mnóstwem kanałów i, nie po raz pierwszy, zadziwiłam obecnością kaczek, gęsi, owiec, kóz pasących się na łąkach przy głównych ulicach… Holandia w pigułce. Współistnienie ludzi i zwierząt, życie blisko natury.

DSCN5555

Gdy przechodziliśmy w tunelach, dzieci piszczały najgłośniej jak się da i nierzadko trzeba było zatykać uszy, bo aż bolały od tych wysokich dźwięków.

Mniej więcej w połowie trasy znajdowały się stanowiska postojowe z napojami i drobnymi przekąskami. Każda szkoła miała własne miejsce biesiadowania. Niektóre placówki zorganizowały odpoczynek przy sokach i ciasteczkach; inne częstowały kawałkami ogórków, miniaturowymi pomidorkami, marchewkami, jabłkami propagując zdrowy styl życia.DSCN5552

Jednak dla dorosłych zgodnie serwowano kawę lub herbatę. Och, jak smakowała herbata pita na świeżym powietrzu w towarzystwie tylu osób! Błyskawicznie regenerowała siły.

Marsz zakończyliśmy około godziny 20.

Dzieci nawet niespecjalnie uskarżały się na ból nóg. Ale zobaczymy, co będzie dalej. Zostały trzy dni.

Jednak nie było gorzej. Avond4daagse szybko minęły. Z każdym dniem było przyjemniej, bo coraz bardziej zżywaliśmy się z grupą. Na szczęście we wtorek dołączył do nas chłopiec z klasy Groszka, który poprzedniego dnia miał lekcje pływania na basenie, więc synkowi wrócił humor.

GroszekMaszeruje

Każdego dnia szliśmy inną trasą. O tym, jakimi ulicami, będziemy iść, dowiadywaliśmy się dopiero w danym dniu na miejscu zbiórki. Dostawaliśmy wówczas kartkę z wydrukowanymi nazwami ulic.

We wtorek zahaczyliśmy o pobliski las. Pogoda dopisywała, miło było maszerować w cieniu drzew.

Zapachniało wakacjami…

Najbardziej uroczyście było czwartego dnia wędrówek, czyli w czwartek. Już na trasie spotykaliśmy wielu ludzi z bukietami kwiatów, słodkościami. Przeważnie byli to bliscy spacerujących dzieci, którzy w ten sposób chcieli pogratulować pociechom i nagrodzić za czterodniowy trud.

Na mecie, z uśmiechem, przywitała nas pani dyrektor i wręczyła każdemu uczniowi medal (krzyż kawaleryjski), dyplom i jakieś drobne gadżety.

DSCN5599

Na dyplomie była zapisana ilość kilometrów przebyta przez dziecko. Moje pociechy miały po 20 km, bo po raz pierwszy brały udział w tym przedsięwzięciu.

Jeśli natomiast dziecko szło któryś rok z kolei, liczba kilometrów na dyplomie była zsumowana z wynikami z poprzednich lat.

DSCN5602

Wiele dzieci zostało obdarowanych także przez rodziców i krewnych czy sąsiadów – słodkościami produkowanymi specjalnie na tę okazję – medalami z czekolady, lizakami w kształcie wielkiej jedynki, wieńcami z żelek. Niestety, ja nie byłam przygotowana na tę okoliczność (za rok się poprawię;)). Pyszne, włoskie lody, serwowane „z samochodu” (sprzedawcy wiedzieli, kiedy i gdzie przyjechać), zrekompensowały moim małym piechurom brak kwiatów i słodkiego orderu.

Po powrocie do domu, Iskierka oświadczyła: „Szkoda, że avond4daagse nie są avond10daagse”…

Te słowa to najlepszy dowód na to, że impreza była udana…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Groszek, Iskierka, wiatrakowe zwyczaje i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s