Zgodnie z zapowiedzią przed nami ciąg dalszy słodkich holenderskich tradycji listopadowych. Wczoraj było o obchodach Dnia Świętego Marcina (w skrócie: lampiony, cukierki, piosenka), a dziś zajrzymy do Świętego Mikołaja i jego pomocników, Piotrusiów.
Holenderski Mikołaj nazywa się Sinterklaas i przypływa do Holandii na statku parowym z Hiszpanii.
W tym roku miał się pojawić na niderlandzkiej ziemi w sobotę 12 listopada, w mieście Hellevoestluis pod Rotterdamem. Możliwość powitania Mikołaja z załogą to dla miasta wielki prestiż i forma promocji, toteż co roku inna miejscowość pełni tę zaszczytną funkcję.
Oczywiście nie obyło się bez przeszkód i dreszczyku emocji.
Przybycie Mikołaja, niemal do ostatniej chwili, wisiało pod znakiem zapytania.
Zawsze, parę dni przed oficjalnym powitaniem Mikołaja na holenderskiej ziemi, w telewizji publicznej jest emitowany dziennik Sinterklaasjournaal.
Jeden odcinek trwa 10 minut i jest prowadzony przez popularną prezenterkę Diuewertje Blok, kojarzoną z burzą szpakowatych kręconych włosów i właśnie z Mikołajem.
W dzienniku na bieżąco jest transmitowany Mikołajowy rejs, bo na statku zawsze dzieje się coś ciekawego, Piotrusie są jak wyrośnięte rozbrykane dzieciaki, figlują i popełniają zabawne pomyłki. Zazwyczaj pojawiają się też jakieś przeszkody; napięcie to rośnie, to opada; nastrój zmienia się jak w kalejdoskopie.
Wszystko po to, by przykuć uwagę widzów, zarówno dziecięcych, jak i dorosłych (dla których w programie są przemycane różne aluzje społeczne, polityczne).
I skoro Mikołaj i Piotrusie zadają sobie tak wiele trudu, by bezpiecznie przewieźć prezenty do Holandii i potem jeszcze dostarczyć je pod właściwe adresy, to rzecz jasna taki prezent nabiera większej mocy i wzrasta szansa, że dziecko się nim dłużej nacieszy, choćby to był byle drobiazg.
Muszę się przyznać, że zupełnie zapomniałam o zbliżającej się wizycie Mikołaja. Pamiętałam, że to jakoś w listopadzie, ale nie zarejestrowałam, że już 7 – go listopada leci pierwszy odcinek Sinterklaasjournaal.
Uświadomił mi to mój niezawodny Okruszek. W ubiegły wtorek przybiegł ze szkoły z „niusem”: „Mamo, mamo! Mikołaj już do nas płynie. I są nowe Piety, i Ozosnel (koń).
I mają pełno prezentów i, wiesz, prezenty w tym roku są nowoczesne, z takimi kodami jak w sklepie. A Hoofdpiet (Główny Piotruś) ma skaner i jak skanuje kod to od razu widzi dla kogo jest prezent i zna adres.”
Okruszek był tak dobrze poinformowany, bo śledzą w szkole powtórki wieczornych odcinków dziennika. W Holandii wszyscy tym żyją i oglądają jak kiedyś w Polsce „Niewolnicę Isaurę” – do dziś pamiętam, jak nasza pani Janeczka w podstawówce włączyła nam na przerwie któryś z odcinków.
Wracając do Mikołaja – w tym roku scenarzystów trochę poniosło z serwowaniem napięcia widzom, bo już w drugim dniu rejsu statek parowy (stoomboot) zaczął przeciekać, a czwartego dnia całkowicie zatonął. Naprawdę.
Czwartkowe wydanie dziennika było dramatyczne: Diuewertje pojawiła się w swetrze z napisem „CHAOS” i już to sygnalizowało, że coś ważnego się wydarzy.
No i się wydarzyło! Gdy w końcu studio telewizyjne nawiązało kontakt ze statkiem, widzowie byli świadkami katastrofy: strugi wody wlewały się na pokład, Piety biegały w panice bez ładu i składu wołając „mamo!”, oczywiście wszyscy przemoczeni do suchej nitki, nawet spokojny dotąd Mikołaj miał przerażony wzrok, a jego broda – zwykle puszysta i okazała – zbiła się w cienkie strąki. Potem było tylko gorzej.
Zakłócenia na linii. I ostatnie kadry: statek dryfuje w odmętach morza, po czym osiada na głębinie, wśród koralowców. Koniec.
Widz zostaje z niepewnością. Nie wie, czy pasażerowie zdołali się uratować. Nie wie, co się stało z prezentami. Mniejsza o widza dorosłego, ale wyobraźcie sobie małe dziecko nie rozróżniające fikcji od świata realnego.
Odcinki z tonącym parowcem wywołały mnóstwo emocji i dyskusji.
Pod względem oglądalności stały się hitem, holenderska publiczność masowo zjednoczyła się przed telewizorami, a przecież o to chodziło twórcom programu.
Z drugiej strony rodzice skarżyli się w mediach społecznościowych, że obrazy tonącego statku i paniki na pokładzie były „echt heftig” (naprawdę mocne) i „te spannend” (zbyt ekscytujące), dzieci się denerwowały, płakały i nie mogły w nocy spać.
Oczywiście nie wszystkie, część była zachwycona, w końcu dziennik dogonił pod względem atrakcyjności gry komputerowe.
No! To już teraz wiecie, dlaczego zameldowanie się Mikołaja w Holandii nie było wcale takie oczywiste. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.
Nawiasem mówiąc nie sądzę, by ktokolwiek i kiedykolwiek ośmielił się uśmiercić Sinterklaasa i Pietów. Statek zatonął, owszem, ale załoga zdążyła się uratować (a co do paczek, jeszcze dokładnie nie wiadomo).
A do Hellevoestluis Mikołaj przyleciał… samolotem!
Zestresowana Duewertje w końcu nawiązała łączność i ujrzeliśmy Sinterklaasa w kokpicie jako pilota, a zaraz dalej wesołą kompanię Piotrusiów w pełnym składzie, Ozosnel również stał sobie spokojnie w tylnej części samolotu.
Radość i ulga dzieci przeogromna!
A dorośli znów dyskutują. Tym razem krytykują wybór środka transportu jako niewłaściwy wobec kryzysu klimatycznego. Jeszcze w zeszłym tygodniu na lotnisku Schiphol pod Amsterdamem miały miejsce protesty przeciwko zanieczyszczaniu środowiska przez ruch lotniczy, a tymczasem Mikołaj najpierw zatapia statek parowy, potem, jak gdyby nigdy nic, leci sobie prywatnym odrzutowcem – komentują rodzice. Niektórych kłuło to w oczy jako normalizowanie dzieciom niepożądanej postawy, inni łagodzili spór przypominając, że przecież Mikołaj jest fikcyjny, samolot też, więc po co podnosić larum?
Ale z Sinterklaasem i Pietami tak już chyba jest, że co roku budzą emocje i wywołują dyskusje.
Przez lata głównym obiektem krytyki był kolor skóry Piotrusiów i nazwa Zwarte Piet (Czarny Piotruś), mająca dla wielu osób wydźwięk rasistowski przez nawiązanie do kolonializmu, niezbyt chlubnej karty z historii Holandii.
Obecnie dyskusje na ten temat raczej już umilkły, większość porozumiała się i zachowuje poprawność polityczną: nazwa Zwarte Piet wyszła z użycia, teraz mówi się po prostu Piet lub „lieve Piet” (kochany) czy „goede Piet” (dobry) dla zachowania rytmu w piosenkach i wierszykach. Na ekranie role Piotrusiów obsadzane są przez aktorów rasy białej, którzy tylko policzki mają przybrudzone sadzą.
Cóż, dla nas bezdyskusyjnie najważniejsze jest, że Mikołaj i Piotrusie dotarli do Holandii i pozostaną w niej do 6 grudnia (przynajmniej taki jest plan).
Codziennie możemy śledzić ich poczynania w wiadomościach, a w weekendy można ich zobaczyć “na żywo”, bo „dyżurują” w centrach miast i dzielnic. Jest szansa, że jakiś Piet poczęstuje nas ciasteczkami pepernoten albo… ubrudzi sadzą. Ale nas to bynajmniej nie odstraszy.
No faktycznie, przybycie Mikołaja w stylu skandynawskich thrillerów i choć dzieci lubią straszne opowieści, to chyba nie w Mikołajem w roli głównej! Mikołaj pod ochroną!
Mój wnuk będzie miał pierwsze święta, już się cieszę:-)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
„W stylu skandynawskich thrillelów” – cha, cha, dobre Jotko. 🙂
A pierwsze święta z wnukiem na będą będą piękne i niezwykłe, poza tym rozpoczną całą serię kolejnych rodzinnych świąt.
Wspaniałe chwile przed Wami. 🙂
PolubieniePolubienie
Niewymownie podoba mi się to, że holenderski Mikołaj ma pomocników Piotrusiów 😀 A wśród tychże jest jeszcze GŁÓWNY Piotruś 😀 Ale z tym napięciem to faktycznie ciut przesadzili…
Co Niewolnicy Isaury, tutaj gruchnęła wieść, że aktorka niegdyś grająca tę postać weszła ostatnio do brazylijskiego rządu – została sekretarzem w tamtejszym Ministerstwie Kultury 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A tak jest Główny Piotruś, ale pozostałe też mają imiona typu Wesołek, Kuchcik, Pracuś… Trochę jak krasnoludki. 🙂
Serialowej Niewolnicy Isaurze życzę jak najlepiej, dobrze, że działa.
Niech się spełnia w Ministerstwie Kultury, jeśli ma ku temu predyspozycje i powołanie, to jak najbardziej. 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ta tradycja Sinerklasowa nalezy do moich ulubionych. Chlopaki juz wyrosly ze sledzenia raportow mikolajowej podrozy, nie witaja Sinterklasa juz w miescie, a mi zostaly tylko wspomnienia i… czekanie na wnuki;)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Czipssie, chłopaki wyrosły, ale skoro Ty lubisz tą tradycję, to się nią ciesz do woli. Na razie sama, a kiedyś, kiedyś w przyszłości – z wnukami.
Ależ to będzie radość.
I rozumiem Cię, bo też mnie dopadają takie myśli o wnukach, gdy patrzę na moje starsze dzieci (15 i 14 lat). Pozdrawiam. 🙂
PolubieniePolubienie
Mikołaj w tym wydaniu bardzo mi się podoba, choć uważam, że w każdym horrorze powinien być umiar, szczególnie w tym dla dzieci.
Sama do tej pory wierzę w Mikołaja, chociaż moje dzieci już dawno przestały, więc zamiast pisać list do niego o prezent, przysyłają link, co chciałyby dostać.
Zasyłam serdeczności
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ultro, to Ty tak jak ja – ja też wybieram wiarę w Mikołaja. 🙂
Ano widzisz, świat idzie z postępem nawet jeśli chodzi o zamawianie prezentów. Już nie listy, a linki. O ile prościej, prawda?
Tu też Piotrusie ułatwiają sobie pracę poprzez kody kreskowe na paczkach. 😉
Serdeczności 🙂
PolubieniePolubienie
Świetnie, że podróż transmitowana jest w wiadomościach, potrzebujemy dobrych wiadomości.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Jak najbardziej potrzebujemy. 🙂 🙂 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Pamietam to oczekiwanie na Mikolaja w Holandii – nawet dorosli ludzie o tym dyskutowali w pracy. Fajna tradycja.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Też ją lubię. 🙂
PolubieniePolubienie
Mikołaj w czapie biskupiej… no tak, przecież chyba był biskupem?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tak, był biskupem.
W Holandii spotka się tylko Mikołaja właśnie w stroju biskupim i z pastorałem w ręku. Holendrzy nie uznają Mikołaja w wersji amerykańskiej.
PolubieniePolubione przez 1 osoba