Jak Smerf Kanapowiec został Smerfem Sportowcem

Smerf Sportowiec

Groszek jest chory. Na szczęście to nic poważnego, ot dopadło go zwyczajne jesienne przeziębienie…
Kaszle, jest osłabiony. Od czterech dni nie chodzi do szkoły. Siedzi w domu ze mną i Okruszkiem.
A że nie czuje się bardzo źle, więc bezczynność zaczyna go trochę nudzić.
Pyta kilka razy dziennie – „co ja mam robić?”. Drugie pytanie, zadawane w godzinach przedpołudniowych brzmi: „ile czasu zostało do powrotu Iskry?”

Dziś rano Groszek szalał z Okruszkiem i bynajmniej nie przypominał chorego dziecka, potem rozwiązywał zadania matematyczne w książeczce z łamigłówkami dla uczniów, trochę pograł na komputerze, naciskając by „trochę” zmieniło się w „długo”…

DSCN8114

O, a teraz w końcu poszedł się położyć, jak przystało na prawdziwie przeziębionego siedmiolatka! Tak się składa, że w tym czasie Okruszek też odbywa swoją południową drzemkę…
Ba, składa się jeszcze lepiej – nie muszę gotować obiadu, zapobiegliwie jedzenie na dziś przygotowałam wczoraj wieczorem! Bingo, mam wolną chwilę Uśmiech
Siadam do komputera z nadzieję, że może uda mi się coś napisać.

DSCN8099

– Mamo… – dobiega z kanapy głos synka.
No tak, już dawno nie zapytał, co ma robić i kiedy wraca starsza siostra…
– No, co tam, synku? Miałeś spać.
– Co robisz? – Słyszę. Oho, wyciągnął nieco inny zestaw pytań…
– Próbuję coś napisać.
– A o czym?
– No, nie wiem… Zdrzemnij się. – Próbuję go zbyć, ale Groszek się nie poddaje.
– Ale, o czym? – Niecierpliwi się, a jego duże oczy patrzą na mnie przenikliwie.

Acha, nie da się zbyć…
– A o czym byś chciał? – Pytam łagodnie.
– O mnie.
– O tobie synku? – Upewniam się, czy dobrze usłyszałam.
– No tak! O mnie. Bo o Iskierce już napisałaś. Acha! Pamiętasz? „Na tropie skarbów”. A Okruszek to w ogóle ma ten swój pamiętnik i chyba najwięcej zdjęć z nas wszystkich. A ja… nic! A przecież już dawno mi obiecałaś. Na wiosnę. Acha! A jest jesień.

I aby dodać dramatyzmu swoim słowom, przybiera minę kota ze Shreka. Dwa błękitne jeziorka w jego twarzy stają się jeszcze większe i bardziej niebieskie. Długie rzęsy trzepoczą jak trzciny i sitowie na wietrze…

DSCN8132

I zdaję sobie rację, że Groszek ma rację. Rzeczywiście już jakiś czas temu zapowiadałam, że napiszę o jego „metamorfozie”. Nawet dopytywał o znaczenie tego słowa i czuł się dumny, że scharakteryzowałam go tak poważnie brzmiącym, trudnym wyrazem.

Obiecanki – cacanki! Minęło lato, przyszła jesień… A wraz z nimi pojawiły się nowe wydarzenia, inne sprawy. I, słowo daję, zapomniałam o tej całej metamorfozie Groszka!

Ale on – nie zapomniał. I teraz wpatruje się we mnie uporczywie…
– Na pewno chcesz synku, bym pisała o twojej metamorfozie? – Wolę się upewnić, bo jednak nigdy nic nie wiadomo. Człowiek chce dobrze, a może wyjść źle. A po co?
– Tak, chcę. – Odpowiada zdecydowanie.
– No dobrze – zgadzam się. – Ale jak chcesz, bym o tobie napisała, to staraj się przez moment do mnie nie mówić, ok? Bo muszę się skupić.
– Mówisz, masz! – Groszek jest wspaniałomyślny. Bierze książkę, siada na kanapie i zagłębia się w lekturze. Dotrzymuje obietnicy. Jest cicho. Mogę pisać. Tym razem o Groszku.

O moim środkowym dziecku. O synku – rodzynku. Cofnijmy się w czasie o kilka lat…

W pewnym wielkim mieście żył sobie chłopczyk o imieniu Groszek. Miał on niewiele starszą od siebie siostrę Iskierkę. Chłopiec budził sympatię otoczenia, zjednywał sobie ludzi uśmiechem i pogodnym usposobieniem. I wszystko było dobrze, ale jedna rzecz bardzo martwiła jego mamusię. Tatusia zresztą też. Otóż ich synek nie lubił sportu. Miał alergię na ruch. Na placu zabaw nie biegał jak inni chłopcy, lecz najchętniej siedział na huśtawce i czekał aż go ktoś pobuja. Spacerów wręcz nie znosił. Gdy miał gdziekolwiek iść pieszo, płakał i domagał się jazdy autobusem. Mama chciała zaszczepić w swoim synu miłość do jazdy na rowerze, więc codziennie wychodziła z nim na dwór i prowadziła… właśnie, prowadziła rower! Bo Groszek siedział wygodnie i … nawet nie raczył kręcić pedałami. Rodzice próbowali zabrać syna na basen, na łyżwy…Wbijali mu stopy w rolki. Starali się pokazać chłopcu różne dyscypliny sportowe, by w końcu trafić na coś, co pokocha.

Próżne nadzieje! Groszek stawiał opór wszystkiemu, co wiązało się z wysiłkiem fizycznym.
Za to kochał słodycze! Od maleńkiego był wielkim łasuchem i nie mógł przejść obojętnie obok czegokolwiek słodkiego. Cukiernicę trzeba było przed nim chować, bo wyjadał z niej cukier!
Nie mówiąc o batonikach, żelkach, kinderkach, danonkach, ciasteczkach… No i nutelli. Rozpływał się ze szczęścia pałaszując kanapkę z kremem czekoladowym.

Smerf Kanapowiec

Groszek miał jeszcze jedną słabość – telewizję, a konkretnie bajki. Nie znał umiaru w ich oglądaniu. Trzeba było włączać minutnik, by jego dźwięk przypominał Groszkowi, że czas kończyć bajkową ucztę.
A gdy jednego roku rodzice poszli z synkiem na badania kontrolne, lekarz stwierdził … nadwagę!
Nie było jej po Groszku nawet specjalnie widać. Miał szczupłą buzię, delikatną budowę ciała, ale… waga nie mogła oszukiwać. Liczba, którą wyświetlała, była za duża dla chłopca w tym wieku.

Rodzice martwili się o synka. Na dodatek doszła im jeszcze jedna troska. Tata dostał pracę w Holandii i musiał wyjechać na pół roku do kraju wiatraków. Mama, Groszek i Iskierka zostali sami w Polsce.
Inteligentny i sprytny chłopczyk szybko wykorzystał fakt nieobecności ojca w domu. Ku matczynej rozpaczy, jej synek bardzo szybko przeistoczył się w … Smerfa Kanapowca! Po czym poznać takiego smerfa? Otóż jego ulubioną formą relaksu jest wylegiwanie się na kanapie i wpatrywanie w telewizor.
Znakiem rozpoznawczym takiego osobnika jest pilot ściskany w ręku.
Siostra, owszem, mogła się dosiąść i oglądać bajkę razem z Kanapowcem, ale niech no tylko odważy się tknąć pilota!

I wówczas niemożliwe stało się prawdziwe… Pewnego dnia pilot od telewizora po prostu przyrósł do ręki Groszka! Stał się jego atrybutem, najlepszym przyjacielem, nierozłącznym towarzyszem…
Mama wpadła w rozpacz. Chowała słodycze, nie kupowała nutelki. W zamian stawiała przed dziećmi talerzyk z owocami. Groszek jednak naciskał pilot i … leżący przed nim kawałek jabłka zmieniał się w czekoladowe ciastko, a banan stawał się lizakiem!

Raz odwiedził rodzinkę znajomy. Przywitał się z dziećmi, Groszka ledwo rozpoznał.
– Hej młody, gdy widziałem cię ostatnio byłeś tygryskiem, a teraz stałeś się miśkiem – zażartował.

A mama z nerwów nie spała! Prosiła, tłumaczyła, zaklinała… Nie kupowała niczego z dodatkiem cukru. Wyłączyła telewizor z kontaktu. Wszystko na nic! Synek miał magiczne zdolności, których nikt nie umiał wytłumaczyć. W domu działy się czary… Podejrzewano o nie właśnie ten przyrośnięty do dłoni pilot.
Jak się go pozbyć? Nikt nie umiał pomóc! Lekarze, pracownicy przedszkola bezradnie wzruszali ramionami…

I gdy sytuacja zdawała się być beznadziejna, zadzwonił tata z informacją, że wynajął dla rodzinki mieszkanie w Holandii. Koniec życia w rozłące! Może tam znajdzie się rozwiązanie problemu Groszka?
Może tysiąc kilometrów za miedzą ktoś będzie umiał usunąć czarodziejski pilot z ręki Smerfa Kanapowca? W tunelu rozpaczy rozbłysło światełko nadziei…
Wkrótce mama spakowała walizki, przyjechał tata i cała rodzinka przeprowadziła się do Holandii.

Oczywiście początki życia na obczyźnie nie były łatwe. Groszek bardzo tęsknił za telewizorem, który został w Polsce. W nowym domu natomiast nie było takiego sprzętu. Rodzice początkowo zamierzali postarać się o „szklane pudełko”, ale mieli mnóstwo innych spraw na głowie, a potem… Potem stwierdzili, że właściwie dobrze im się żyje bez telewizora. I tak już zostało.

Minął tydzień i… pilot w ręku Groszka jakby się zmalał i skurczył. Ale jeszcze był, jeszcze tkwił w dłoni jak bolesny cierń!

W międzyczasie dzieci rozpoczęły naukę w holenderskiej szkole. Mama codziennie rano szykowała dla nich drugie śniadanie. Pierwszego dnia, w pudełku śniadaniowym, oprócz kanapki znalazł się słodki batonik. I to był błąd! Kanapka została zjedzona, a batonik wrócił z powrotem w plecaku z dołączonym liścikiem „Do klasy nie wolno przynosić żadnych słodyczy”.

Groszek spędzał w szkole około sześciu godzin dziennie; w tym czasie nie mógł jeść nic słodkiego. Najpierw bardzo mu brakowało słodkich przekąsek, ale z czasem po prostu się od nich odzwyczaił i zapomniał. Słodycze stanowiły teraz deser po zjedzonym obiedzie, w domu.
Minął drugi tydzień po przeprowadzce, a pilot przyrośnięty do ręki Groszka stał się tak maleńki, że przypominał miniaturową zabawkę. Tata próbował go oderwać, ale nadal się to nie udawało.

Po powrocie ze szkoły, Groszek często siadał w oknie i obserwował boisko, na którym zawsze ktoś grał w piłkę nożną, najczęściej chłopcy mniej więcej w jego wieku. Mama zachęcała synka, by wyszedł z domu i dołączył do rówieśników. Chłopczyk jednak nie miał odwagi, przecież nie znał języka niderlandzkiego… A polskiego tutejsi mieszkańcy nie rozumieli. Jednak w sercu chłopca wzbierała wielka ochota, by samemu też zagrać w piłkę. I z każdym dniem ta chęć rosła i rosła… Aż w końcu nadszedł dzień, gdy nasz mały bohater wyszedł na boisko. Kopnął piłkę i… to było to! Pokochał futbol. Znalazł tę swoją ulubioną dyscyplinę sportu. Rodzice kupili mu korki, strój piłkarski i odtąd Groszek codziennie meldował się na boisku. Nie odpuszczał nawet, gdy siąpił deszcz…

DSCN1313

A po trzech tygodniach…

W sobotę rano rodziców obudził radosny krzyk syna. Za chwilę młody wparował do ich sypialni.
– Patrzcie, patrzcie na moją rękę! – Wołał podekscytowany. – Nie ma pilota. Zniknął! Obudziłem się i nie było nawet śladu po nim. Udało się!
To była prawda. Magiczny pilot jakby rozpłynął się w powietrzu. No i dobrze! Niech nie wraca…
Groszek się zmienił. Przeszedł metamorfozę. Wkrótce nauczył się też jazdy na rowerze i na rolkach. Ale najbardziej kochał piłkę nożną.

DSCN3448

I tak oto Smerf Kanapowiec stał się Smerfem Sportowcem.
Misiek przeistoczył się w ruchliwego, rozbrykanego tygryska…

– Mamo, skończyłaś? – „wyrwał” mnie z zadumy głos synka.
– Mówiłeś coś do mnie, Groszku?
– Pytałem, czy skończyłaś o mnie pisać. Bo już nie stukasz w klawisze…
– A, tak! Skończyłam.
-To przeczytaj. Muszę zatwierdzić, czy może być – poważnym tonem nakazał nasz bohater.

A potem tylko się uśmiechał…

Ps. Po autoryzacji tekstu, Groszek zgodził się na niniejszą publikację.

DSCN5647

Ten wpis został opublikowany w kategorii Groszek i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s