Szukaj na blogu
Kalendarz
Najnowsze komentarze
Najpopularnieszje…
Blogoteka
Aksinia – kawa & puzderka
Anna Maria Gregorowicz
Bajeczki Stokrotki
Belgia nasz dom
bezpukania.eu
Cichy zakątek poezji
entliczek-pentliczek
hubedi
Iwona Kmita
Kobieta po 30
kolekcjoner marzeń
Listy i [inne] brewerie
Lustro
mariposaflower
Mysz Galaktyczna
Na karuzeli życia
nie tak znów kolorowo
Nie tylko kartki
nieodkrytapl
Pani od biblioteki
Polki na Obczyźnie
Przystanek Wrocław
Rodzinka 2 + 3
Saol ar Ceilteach
spacerem przez życie
Tajwan i nieznana Japonia
Wiem, że nic nie wiem
Wrzosy
Z głosu serca
Zielone życie na Zielonej Wyspie
Żeńska Komórka
Miesięczne archiwum: Listopad 2015
Jak Smerf Kanapowiec został Smerfem Sportowcem
Groszek jest chory. Na szczęście to nic poważnego, ot dopadło go zwyczajne jesienne przeziębienie…
Kaszle, jest osłabiony. Od czterech dni nie chodzi do szkoły. Siedzi w domu ze mną i Okruszkiem.
A że nie czuje się bardzo źle, więc bezczynność zaczyna go trochę nudzić.
Pyta kilka razy dziennie – „co ja mam robić?”. Drugie pytanie, zadawane w godzinach przedpołudniowych brzmi: „ile czasu zostało do powrotu Iskry?”
O Twojej walce…
Ona przychodzi znienacka. Jak dziki zwierz… Najpierw zaczaja się cichutko, potem chwilę obserwuje i wreszcie przystępuje do ataku… Uderza nie tylko w Ciebie, ale też w Twoją rodzinę, przyjaciół; zwłaszcza „obrywa” osoba, która jest Ci najbliższa.
Jesteś teraz bezbronna niczym dziecko. Nie spodziewałaś się takiego ciosu. Może kiedyś, w przyszłości, tak, ale na pewno nie teraz! Masz przecież tyle rzeczy do zrobienia, tak wiele spraw do załatwienia…
Właściwie, dopiero od niedawna, w Twoim życiu wszystko w końcu zaczęło się naprawdę dobrze układać. Dopiero uczyłaś się, czym jest miłość… Powoli poznawałaś smak szczęścia. On razem z Tobą.
I wtedy pojawiła się Ona. Zupełnie niespodziewanie. Jednym strzałem, jednym ciosem, jednym uderzeniem przekreśliła Twoje, Wasze plany na najbliższe miesiące. Twoje marzenia… Masz ich przecież tak wiele…
Do Holandii przybył Sinterklaas!
Ten weekend jest wyjątkowo smutny… Tragedia, która miała miejsce w Paryżu, zszokowała świat, przeraziła Europę, mnie także bardzo poruszyła.
Dziś, mimo żałoby w sercu, próbuję być silna i staram się nie poddać strachowi, który pełza w moim kierunku niczym zdradliwy wąż. Wbrew swojemu nastrojowi, trochę na siłę, postanawiam obsadzić męża w roli “babysiter” i napisać zaległą notatkę o świętym Mikołaju… Czytaj dalej
Sint – Maartenfeest, czyli obchody św. Marcina
11 listopada to data bliska sercu każdemu Polaka. Nasza Ojczyzna, po 123 latach niewoli, znów odzyskała niepodległość. W tym ważnym dniu myśli Polaków, również tych na emigracji, biegną ku własnemu krajowi. I tak powinno być, jesteśmy to winni ludziom, którzy walczyli i ginęli za Polskę…
Podczas, gdy 11 listopada, w kraju nad Wisłą odbywają się patriotyczne marsze, powiewają biało – czerwone flagi, a w radiu słychać pieśni o Ojczyźnie, to w Holandii panuje zupełnie inna atmosfera.
Marsze? Owszem też są! Wieczorami spacerują korowody dzieci.
Flagi? Nie. Zamiast flag maluchy niosą lampiony.
Pieśni? Tak! Kolędnicy śpiewają radosne piosenki o świętym Marcinie.
Goście, goście jadą…
A właściwie już pojechali…
Ostatnio zaniedbałam pisanie, ale myślę, że jestem usprawiedliwiona. Mieliśmy gości z Polski! Igotata wyjechał na tydzień, a w zamian dzieci zyskały towarzystwo babci, dziadka i prababci. Ależ było radości i zamieszania!
W życie na emigracji, siłą rzeczy, jest wpisana rozłąka. Możliwość bezpośredniego kontaktu z rodziną i przyjaciółmi to rzadkość, rarytas zarezerwowany na święta, wakacje, ważne uroczystości rodzinne… A i to – nie zawsze…
Tym większa jest radość z odwiedzin gości!